sobota, 28 marca 2015

Rozdział Pierwszy

Lena
Z błogiego snu wybił mnie dźwięk znienawidzonego dzwonka mojego telefonu, który oświadczał, że dzwoni mój ojciec. Jęknęłam przeciągle i przewróciłam się na drugi bok przy okazji zarzucając sobie na głowę poduszkę, aby choć trochę zagłuszyć dźwięk tej wkurzającej melodyjki. Telefon nadal dzwonił jak opętany, a ja miałam już dosyć tego okropnego dźwięku, więc sięgnęłam ręką do szafki nocnej gdzie leżał. Spojrzałam na godzinę na wyświetlaczu i zrobiłam młynek oczami. Czego mój ojciec chce ode mnie w ten piękny sobotni poranek o 7:35?! Przejechałam palcem po ekranie i akceptowałam połączenie.
- Tak tato? – westchnęłam zrezygnowana.
- Lena, jest godzina 7:36, a ty nadal śpisz? – powiedział tym swoim typowym, surowym tonem, którego wręcz nie znoszę.
- Nie tato, po prostu byłam w łazience i nie mogłam odebrać – skłamałam gładko. Wiem, to chore, ale nic nie mogę poradzić na to, że on ciągle wtrąca się w moje życie. Od dziecka tak było. Nie mogę również mu się sprzeciwić, ponieważ niesie to za sobą konsekwencje i to poważne. Czasami czuję się jak marionetka w jego rękach, może robić ze mną co chce. Nienawidzę mojego życia. To jakaś popieprzona fikcja.
- Dobrze córeczko. Myślałem, że śpisz sobie w najlepsze, a czeka Cię jeszcze tyle nauki. Pamiętasz, że w poniedziałek masz to ważne kolokwium, prawda? – w tym momencie miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę. Dla niego najlepiej by było jakbym w ogóle nie spała, nigdzie nie wychodziła tylko siedziała i się uczyła. Nauka, nauka i nauka. Nauka na pierwszym miejscu, nawet gdyby walił się cały świat.
- Pamiętam i to bardzo dobrze – mogę przysiąc, że w teraz uśmiecha się usatysfakcjonowany moją odpowiedzią. Lubi, gdy ludzie są potulni jak baranki i potakują mu. Sprawia mu to przyjemność. - Dzwonisz tylko po to?
- Nie. Musisz dzisiaj przyjechać do nas do domu, ponieważ mamy kilka spraw do omówienia wraz z twoim narzeczonym – powiedział, nakładając nacisk na słowa 'twoim narzeczonym'.
- Ale... – chciałam się wykręcić wymyślając jakąś wymówkę, ale przerwano mi.
- Jakiś sprzeciw z twojej strony, Leno? Jeżeli masz jakieś plany to natychmiast je odwołasz i chcę Cię widzieć w domu punktualnie o 18:45. Nie spóźnij się i nie narób nam wstydu przed Paulem, czy to jasne?! – powiedział twardo, aż podskoczyłam z telefonem w ręce.
- J-jasne jak słońce, t-tatusiu. To do wieczora – wydukałam i rozłączyłam się nie czekając na jego odpowiedź za co pewnie i tak mi się później oberwie. Ale teraz mam to gdzieś.
- Ughhh – krzyknęłam z bezsilności, rzucając urządzeniem na drugi koniec pokoju.
Dlaczego moje życie musi być tak skomplikowane? Szczególnie teraz, gdy pojawił się w nim Paul. Nie wiem jak to zrobię, ale za niego nie wyjdę. Nigdy. Przenigdy. W życiu! Mój ojciec myśli tylko o sobie, pieniądzach i jak ubić dobry interes. Nic innego się dla niego nie liczy. Moja matka jest jedynie dla jego ozdoby by ładnie wyglądać na salonach, a moja młodsza siostra ma tyle obowiązków, że nie wie co to prawdziwe dzieciństwo. Ona ma dopiero sześć lat! Muszę coś wymyślić, aby uwolnić się od ojca.
Postanowiłam wreszcie przestać użalać się nad swoim losem i wstać z łóżka. Udałam się do łazienki aby wykonać poranną toaletę. Ubrałam się, zrobiłam delikatny makijaż i związałam włosy w wysokiego kucyka. Następnie poskładałam telefon, którym rzuciłam po rozmowie z ojcem. Miałam się jeszcze pouczyć do tego zasranego kolokwium, ale stwierdziłam, że to nie ma najmniejszego sensu.


***


Zaparkowałam pod domem moich rodziców dokładnie o 18:33. Brawo, jestem przed czasem, więc może szanowny tatuś mnie pochwali. Raz w życiu by mógł, chociaż to kompletnie nie w jego stylu. On potrafi chwalić tylko samego siebie i swoje trafne pomysły dotyczące przedsiębiorstwa, w którym chyba zaczyna się dziać coś złego. Zauważyłam to po jego zachowaniu i przekonałam się na własnej skórze. Zresztą nie tylko ja, ale i moja biedna matka. Musi mieszkać pod jednym dachem z takim potworem. Westchnęłam i zabierając torebkę z siedzenia pasażera, wysiadłam z pojazdu. Powolnym krokiem podeszłam do drzwi, wzięłam głęboki oddech i wreszcie nacisnęłam przycisk dzwonka. 
- Lenka, jak się cieszę, że Cię widzę! – drzwi otworzyła mi moja siostra Danielle, która od razu rzuciła się w moje ramiona piszcząc radośnie.
- Cześć księżniczko! Strasznie za tobą tęskniłam – okręciłam ją kilka razy wokół własnej osi i weszłyśmy do środka.
- Danielle Caroline Williams, ile razy mówiłem abyś nie krzyczała ani nie biegała w domu, hmm?! – usłyszałam głos ojca dobiegający z salonu, gdzie zapewne sączył lampkę drogiego wina. To już jego tradycja. Zawsze wieczorami siada w salonie, nalewa sobie wina i rozkoszuje się spokojem jaki panuje w domu.
- Daj spokój Ian, Dani to jeszcze dziecko – moja rodzicielka jak zwykle chciała załagodzić sytuację.
- Vivi, kochanie dobrze wiesz, że jeśli będziemy jej na wszystko pozwalać to wejdzie nam na głowę. Tego chyba nie chcesz? – stanęłam w progu salonu i zobaczyłam, że ojciec mrozi moją matkę wzrokiem. Od tego bogactwa w ogóle mu się w głowie poprzewracało. Stał się taki nieczuły i zimny w stosunku do nas.
- Witaj Leno. Postaw Danielle na ziemi, przecież ma nogi i potrafi chodzić – tym razem zwrócił się do mnie, obdarzając pustym spojrzeniem. Posłusznie postawiłam siostrę na ziemi.
- Cześć tato.
- Siadaj do stołu, niedługo pojawi się Paul i zaczynamy kolację. Za to Danielle, ty młoda damo marsz na górę bo za chwilę zaczynasz kolejną lekcję rosyjskiego. Tatiana już czeka w twoim pokoju – lekcje z języka rosyjskiego dla Dani to kolejny poroniony pomysł. Ojciec uważa, że powinna się rozwijać, znać jak najwięcej języków obcych i być we WSZYSTKIM najlepsza. Gdy zatrudnił nową gosposię do domu – co swoją drogą było nie potrzebne – i dowiedział się, że pochodzi z Rosji, od razu przyrzekł sobie, że będzie uczyła moją siostrę tego jakże pięknego języka.
Po kilkunastu minutach oczekiwania po domu rozległ się dźwięk dzwonka co znaczyło, że Paul przybył. Poczułam jak w gardle zaczyna formować się wielka gula, a dłonie zaczęły mi się niewyobrażalnie pocić. Bałam się dzisiejszej rozmowy, choć tak naprawdę nie wiedziałam na jaki temat ona będzie. Miałam złe przeczucia i to mnie najbardziej martwiło.
- Lena, ślicznie wyglądasz. Jak zawsze zresztą – czterdziestopięciolatek pocałował mnie w policzek, następnie zajmując miejsce przy stole obok mnie. Zauważyłam, że był ubrany w jeden z najdroższych garniturów. Czyli jak zwykle.
- Witaj Paul. Dziękuję, ty też dobrze wyglądasz – wymusiłam uśmiech i spojrzałam w stronę mojej matki, która miała minę jakby szła na pogrzeb. Nie dziwię się jej, bo ja sama miałam ochotę płakać, ale muszę być silna. Dam radę.
Przez następne pół godziny rozmowa toczyła się wokół pieniędzy i firmy. Wywnioskowałam z niej, że ojciec chce połączyć swoje przedsiębiorstwo z firmą Payne'a, ale to dopiero stanie się po naszym absurdalnym ślubie, do którego wcale mi się nie spieszy. STOP. Zaraz, zaraz. Ja w ogóle tego nie chcę.
- Moi drodzy, właściwie to zaprosiłem was aby postanowić coś w sprawie ślubu – po usłyszeniu tego zdania niemal zachłysnęłam się wodą, którą piłam.
- Zastanawiałem się nad tym już jakiś czas temu i uważam, że powinniśmy wyznaczyć datę. Co ty na to Leno? – Payne położył mi dłoń na kolanie, a ja miałam ochotę zwymiotować. Gdybym mogła to pewnie bym go spoliczkowała. Zacisnęłam rękę na krześle aby tego nie zrobić. Oddychaj, Lena. Wdech, wydech.
- Umm... ja... myślałam, że ślub będzie dopiero jak skończę studia i... – wyjąkałam czując palący wzrok ojca na sobie. Spuściłam głowę, aby nie patrzeć w jego zimne oczy. Mama nie odezwała się nawet słowem ze strachu.
- Źle myślałaś córeczko. Ustalmy coś. Ślub MUSI odbyć się jeszcze w tym roku, najlepiej latem – zarządził Ian. 
Reszta konwersacji toczyła się tak jakby mnie tam w ogóle nie było. Jakby mnie to ani trochę nie dotyczyło. Paul wraz z ojcem ustalili, że ślub odbędzie się w lipcu, czyli za cztery miesiące. Tyle czasu mam aby wymyślić plan doskonały i uciec stąd. Jakby tego było mało, to mam jeszcze poznać synów Payne'a w najbliższych dniach. Paul stwierdził, że muszę się do nich przyzwyczajać, bo po ślubie zamieszkam w jego domu razem z nimi. Świetnie. Mam przeczucie, że to nie skończy się dobrze, a może nawet tragicznie. 
Gdy pożegnaliśmy się z Payne'm, a mama poszła sprawdzić czy Danielle już zasnęła, chciałam wyjść z tego przeklętego domu jak najszybciej, jednak mi się to nie udało. Zatrzymał mnie nie kto inny jak ukochany tatuś.
- Gdzie się wybierasz, co?! Jeszcze z tobą nie skończyłem! – jego ton głosu świadczył o tym, że był zły. Bardzo zły. Wstrzymałam oddech i z szybko bijącym sercem odwróciłam się w jego stronę.
- Chciałam już wracać do domu, bo zrobiło się późno – głośno przełknęłam ślinę. Nie ukrywam, bałam się ojca i to bardzo.
- Dam Ci jedną lekcję, moja droga. Gdy jesteś w towarzystwie nigdy, ale to prze nigdy się nie jąkaj, bo to nieładnie brzmi. Nie tak Cię z matką wychowaliśmy. Przy Paulu powinnaś zachowywać się niczym dystyngowana dama i nie dyskutować, że chcesz ślubu dopiero po skończeniu nauki – chwycił mnie za włosy, a w oczach zaczęły mi się zbierać gorzkie łzy.
- Przepraszam – wyszeptałam.
- Powtórz, bo chyba nie dosłyszałem – wzmocnił uścisk, a pierwsza łza popłynęła po moim policzku.
- Przepraszam tato – powtórzyłam już głośniej, a ojciec automatycznie mnie puścił.
- Dobranoc, Leno. Jedź ostrożnie – pocałował mnie w czoło i poszedł do swojego gabinetu. Stałam tam jeszcze pięć minut. Serce nadal waliło mi jak oszalałe. Tym razem chociaż nie oberwałam z pięści. Gdy się już uspokoiłam, wyszłam z domu trzaskając drzwiami i niemal pobiegłam do samochodu. Nie czekając dłużej odpaliłam go i odjechałam jak najdalej od tego piekła.


Liam
Siedziałem przed laptopem i pracowałem nad nowym projektem do firmy, który pomógłby nam wybić się do Ameryki. Zawsze swoją pracę wykonywałem sumiennie i mimo wszystko ją lubiłem. Chociaż praca z moim ojcem nie należała do najprostszych. Mało kiedy dopuszczał mnie do głosu, nawet jeżeli miałem rację. Odkąd mama zginęła w wypadku samochodowym, nasze relacje jeszcze bardziej się pogorszyły. W sumie to już zanim zmarła one nie były za ciekawe, ponieważ uważałem i nadal uważam, że nigdy jej nie kochał. Kochał nie ją lecz jej pieniądze. Mama była właścicielką firmy Murray Enterprises, którą odziedziczyła po swoich rodzicach, a moich dziadkach. Ojciec... on tak naprawdę nie miał nic. Był biedny jak mysz kościelna. Nie wiem co ona w nim widziała. Zawsze był chytry na pieniądze i omamił ją. Już jako dziecko widziałem, że jej nie kocha. Nawet, gdy zginęła w wypadku samochodowym siedem lat temu nic go to nie obeszło, a tylko na tym skorzystał. Pieniądze i firmę, której nazwę zmienił na Payne-Enterprises, aby nie przypominała mu o duchach z przeszłości i chlubi się nią jakby to było jego dzieło. Nie obchodzi go również mój brat Ryan, który jest niepełnosprawny. Siedem lat temu jechał z mamą w tym samochodzie, ona zginęła na miejscu, a on stracił władzę w nogach. Ryan potrzebuje wsparcia, a ojciec go tak po prostu olewa. Jego marzenia o zostaniu zawodowym piłkarzem legły w gruzach w dniu wypadku. Potem zerwała z nim dziewczyna, bo stwierdziła, że nie chce mieć chłopaka kaleki. Biedaczek załamał się i zamknął się w sobie. Ma tylko wsparcie we mnie, naszej cioci Adrianie i psychologu, do którego chodzi od sześciu lat. Czasem wstydzę się, że jestem synem Paula Payne. Wiem, że on ma coś na sumieniu i udowodnię to. Moje myśli zaprzątała jeszcze jedna osoba. Dokładniej Lena, którą poznałem wczoraj w klubie. Jak sobie pomyślę, że ten koleś położył na niej łapska to wszystko się we mnie gotuje. Jeszcze żadna jak do tej pory dziewczyna nie zawładnęła moimi myślami tak jak ona. Lena. Była taka niewinna i te duże niebieskie oczy. Nawet nie poprosiłem jej o numer telefonu. Liam Payne idiota roku 2013. Pewnie już nigdy jej nie spotkam.
Usłyszałem jak drzwi frontowe się otwierają. Pewnie ojciec wrócił.
- Liam, a ty jeszcze pracujesz? – zapytał obojętnie i usiadł w fotelu uprzednio nalewając sobie whisky.
- Tak, muszę jeszcze dokończyć ten projekt – kątem oka widziałem jak mi się przygląda. Czego on chce?
- Coś nie tak? – zapytałem i przeniosłem całą swoją uwagę na niego.
- Właściwie to chciałbym z tobą porozmawiać – upił łyka ze szklanki i odwiązał krawat rozsiadając się wygodniej.
- Niby o czym? – uniosłem brwi. To będzie chyba nasza pierwsza rozmowa od tygodni.
- We wtorek na kolacje przychodzi do nas moja narzeczona. Chciałbym żebyś ty i Ryan ją poznali. To dla mnie ważne – odłożyłem laptopa i spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Czy on chce przyprowadzić do domu nową mamusie dla nas? Niedoczekanie.
- Co?! Jaka narzeczona, o czym ty mówisz?! Nawet nie mówiłeś, że kogoś masz – ok, może się troszkę uniosłem, ale niech wie, że nie będę tolerował jakiejś obcej baby w moim domu, a już na pewno ona nie zastąpi nam matki.
- Liam, synu uspokój się. Po prostu chce sobie ułożyć życie. Czy Ci się to podoba, czy nie wszystko już jest ustalone. We wtorek wieczorem chcę widzieć Ciebie i Ryana w domu i nie próbuj nic kombinować. Dobrze Cię znam, Liam James – popatrzył na mnie z wyższością na co ja prychnąłem.
- Jeszcze zobaczymy – rzuciłem i pobiegłem na górę do pokoju Ryana aby powiedzieć mu o wszystkim. Również nie był zadowolony z wiadomości jaką mu przekazałem. Stwierdziliśmy jednak, że zostaniemy we wtorek na kolacji i należycie przywitamy naszą przyszłą mamusię. Będzie miała pasierbów z piekła rodem. Ojciec sam się o to prosił. Jeśli zamieszka tutaj po ślubie to uczynimy z jej życia istne piekło.



_________________________
Cześć miśki ;*
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze pod prologiem. Uwierzcie mi to naprawdę motywuje do dalszego pisania.
Co myślicie o tym rozdziale? Podobał się, a może coś poprawić? Napiszcie też co sądzicie o Liamie i Lenie oraz o Paulu i Ianie. Macie może jakieś przypuszczenia co do dalszych wątków opowiadania?
Najprawdopodobniej już w następnym rozdziale Liam dowie się, że Lena to narzeczona jego ojca. Jak uważacie jaka będzie jego reakcja?
Jeszcze raz dziękuję i do następnego.
EDIT: zajrzyjcie do zakładki bohaterowie, do której dodałam Ryana - brata Liama.
xx

środa, 25 marca 2015

Prolog

Piątek wieczór, a ja siedzę nad książkami. Cóż, takie życie studentki prawa, która chce mieć jak najlepsze wyniki w nauce. Pewnie teraz każdy pomyśli, że straszna ze mnie nudziara. Trudno.

- Lena, no nie daj się prosić – moja przyjaciółka Monica już od dobrych dwóch godzin suszyła mi głowę, abym poszła z nią na imprezę. 
- Moni, zrozum, że w poniedziałek mam WAŻNE kolokwium i MUSZĘ się uczyć – ostentacyjnie pomachałam jej moim zeszytem pełnym notatek przed oczami i wróciłam do poprzedniej czynności, czyli ich czytania.
- Ale dzisiaj jest piątek. Chcesz cały wieczór zmarnować przez siedzenie nad książkami?! Kobieto zabaw się trochę, obiecuję, że będzie fajnie – spojrzała na mnie wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu. Niczym moja matka, jak słowo daję.
- Nie patrz tak na mnie.
- Będę, dopóki się zgodzisz, a teraz błagam Cię odłóż ten przeklęty zeszyt i rusz swój zgrabny tyłeczek. Proszę. Lena... – blondynka zrobiła maślane oczy niczym kot ze Shreka, na co ja westchnęłam. - Może poznamy jakieś fajne ciacha i wreszcie znajdziesz sobie chłopaka. Chyba, że planujesz do końca życia żyć w celibacie niczym siostra zakonna – Monica poruszyła zabawnie brwiami, co spowodowało u mnie niekontrolowany napad śmiechu. I jak ja mam jej powiedzieć, że nie znajdę sobie chłopaka, bo mój ojciec już postanowił, że wyjdę za mąż za dwadzieścia trzy lata starszego gościa?! Na dodatek nie mam tu nic do gadania. Mój ojciec nie znosi sprzeciwu.
- No ok, ok zgadzam się. Pójdziemy do tego twojego ukochanego klubu... – Panna Stone aż zapiszczała z radości i rzuciła mi się na szyję przy okazji niemal mnie dusząc. - ... ale jeżeli znów zachce Ci się robić striptiz na barze to wiedz, że już nigdy więcej się tam z tobą nie wybiorę.
- Lena, masz dwadzieścia dwa lata, a jesteś tak kurewsko nudna. Poza tym ostatnio mówiłaś to samo, a i tak dałaś się namówić – pokazała mi język. Wywróciłam oczami i podeszłam do szafy, aby znaleźć jakąś sukienkę. Wybrałam małą czarną, szpilki i kopertówkę do której włożyłam telefon, portfel i klucze do mieszkania. Moni zrobiła mi delikatny makijaż, a włosy rozpuściłam. Gdy byłam już gotowa wezwałyśmy taksówkę i pojechałyśmy do klubu.


***


Siedziałam przy barze i powoli sączyłam swojego drinka, obserwując tańczących imprezowiczów. Jedni byli mniej, a drudzy bardziej wstawieni. Próbowałam wypatrzeć w tłumie Moni, która zniknęła z zasięgu mego wzroku jakieś pół godziny temu. W duchu modliłam się abym znów nie musiała wlec jej całkowicie pijanej na górę po schodach. No cóż... powiedzmy, że winda w jej bloku nie działa, bo nie mieszka w nie wiadomo jakich luksusach. Zresztą od dziecka nie miała łatwo. Ojciec zostawił ją i jej siostry gdy miała 10 lat, później jej matka straciła pracę i popadła ze skrajności w skrajność. Najpierw alkoholizm, a potem depresja. Monica musiała zajmować się siostrami, domem, chodzić do szkoły i pracować na miarę swoich możliwości. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie czyjś głos tuż przy moim uchu.

- Cześć mała, co taka ślicznotka jak ty robi tutaj sama? – odwróciłam głowę w lewą stronę i zobaczyłam kompletnie zalanego kolesia z pijackim uśmiechem na twarzy.
- Mała to może być twoja pała. Nie twoja sprawa, a teraz spadaj i zabieraj te łapska – syknęłam i starałam się zrzucić jego ręce z mojej talii, jednak nie dawał za wygraną i coraz bardziej przyciskał mnie do siebie.
- Zadziorna, lubię takie. Skarbie nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi, a szkoda by było takiej pięknej buźki. Chodź zatańczymy – wymamrotał pijackim głosem i pociągnął mnie za nadgarstek w stronę tańczących par.
- Zostaw mnie i nie mów do mnie skarbie! – próbowałam stawiać opór, ale ten cham był silniejszy ode mnie.
- Nie zgrywaj takiej niedostępnej, wiem, że Ci się podobam. Idziemy tańczyć – wzmocnił uścisk na mojej ręce aż poczułam, że krew całkowicie z niej odpływa.
- To boli, puść mnie!
- Przestań pieprzyć ty mała dzi... – nie zdążył dokończyć, bo ktoś mu w tym przeszkodził.
- Natychmiast ją puść, słyszałeś, że nie chce z tobą iść! – kątem oka zauważyłam wysokiego, dobrze zbudowanego szatyna, który zaciskał ręce w pięści.
- Odejdź kolego, to sprawa pomiędzy mną, a tą ślicznotką – znów mnie pociągnął za nadgarstek, a ja syknęłam z bólu, co nie umknęło nieznajomemu szatynowi, który wymierzył pijanemu cios prosto w twarz.
- To Cie nauczy szacunku do kobiet. Nic Ci nie jest? Na pewno nie zrobił Ci krzywdy? – mój wybawiciel zaczął zasypywać mnie pytaniami, a ja tylko skinęłam głową na znak, że wszystko jest w porządku. 
- Lepiej stąd chodźmy – chłopak zorientował się, że wzbudziliśmy nie małe zainteresowanie wśród klubowiczów, więc złapał mnie za rękę i przeprowadził mnie przez tłum na zewnątrz.
- Dziękuję, nie wiem co bym zrobiła gdyby nie ty – powiedziałam, gdy wreszcie znaleźliśmy się przed budynkiem.
- Nie ma za co, nie mogłem tak stać i patrzeć jak ten kretyn się do Ciebie dobiera... Och gdzie moje maniery, nawet się nie przedstawiłem. Mam na imię Liam, a ty ? – szatyn uśmiechnął się do mnie szeroko. Muszę przyznać, że był naprawdę atrakcyjny, a do tego uroczy i opiekuńczy. Ideał. Znam go jakieś 10 minut i uważam, że jest idealny, co jest ze mną nie tak?!
- Lena, miło mi Cię poznać – chłopak ucałował wierzch mojej dłoni.
- Piękne imię – Liam popatrzył mi prosto w oczy jakby chciał coś z nich wyczytać lub zajrzeć w głąb mojej duszy.
- Wszystkie dziewczyny tak czarujesz? – zachichotałam spuszczając wzrok na swoje szpilki, które w tej chwili stały się cholernie interesującym obiektem do obserwacji.
- Tylko te wyjątkowe – puścił mi oczko, a moje policzki zaczęły płonąć z czerwoności. Świetnie Lena, owacje na stojąco dla Ciebie, a teraz módl się żeby tego nie zauważył.
- Przyszłaś tu sama? – zapytał, a ja wymierzyłam sobie mentalny policzek. Cholera, przez to całe zamieszanie zapomniałam o Monice.
- Nie, przyszłam tu z przyjaciółką, do której swoją drogą muszę zadzwonić – wyjęłam telefon z czarnej kopertówki i wykręciłam numer do blondynki, która odebrała po dwóch sygnałach trochę spanikowana. Myślała, że ktoś mnie porwał, gdy zauważyła, że nie ma mnie przy barze. Powiedziałam jej, że jestem bezpieczna i czekam na nią przed klubem. Zanim się zjawiła zdążyłam jeszcze zamienić z Liamem kilka słów i z tysiąc razy podziękować mu za ratunek.


***


Jechałyśmy z Monicą taksówką do domu, a ja nie mogłam przestać myśleć o Liamie. Muszę przyznać, że zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie znał mnie, a stanął w mojej obronie, gdyby był inny na pewno miałby gdzieś, że jakiś koleś się do mnie dobiera. Najzwyczajniej w świecie by to olał. Pomijając fakt, że jest mega przystojny, bo nie tylko wygląd się liczy – tak, wyznaję tą zasadę – to jeszcze ma świetny charakter. Lena, ale ty jesteś głupia on pewnie już kogoś ma. Ughh, głupia podświadomość.

- Lena?! Lena, czy ty w ogóle mnie słuchasz? – z moich myśli wyrwała mnie Moni, która zaczęła brutalnie szarpać moje ramię niemal błagając o chwilę uwagi.
-Sorry Moni, zamyśliłam się.
- Aaa, wiem już o czym myślałaś, a raczej o kim. Czekaj jak on miał na imię... Ben? Nie, to chyba coś na L było. Hmmm... Lucas? – podrapała się po podbródku w geście zamyślenia. Przyznam szczerze, że wyglądała przekomicznie.
- Liam – poprawiłam ją i wróciłam do obserwowania londyńskich uliczek przez szybę samochodu. Ruch był dzisiaj wyjątkowo mały, więc dotrzemy do domu szybciej niż zwykle.
- Ach no tak, Liam. Niezłe ciacho z niego, a tak w ogóle to co z nim robiłaś przed klubem? 
- Powiem w skrócie. Jakiś pijak przy barze się do mnie dobierał, a Liam mnie przed nim uratował – mina Stone była bezcenna: szeroko rozdziawione usta, a oczy jakby miały jej zaraz wyskoczyć z orbit.
- Co?! – krzyknęła aż taksówkarz podskoczył na swoim siedzeniu. Zmroziłam ją wzrokiem. - Lena, mogłaś mi wcześniej powiedzieć. A masz chociaż numer do tego swojego supermana? – dźgnęła mnie łokciem z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
- Nie  – powiedziałam krótko, zwięźle i na temat.
- Jak to nie?! Tylko mi nie pierdol nic o przeznaczeniu i że los sprawi, że się jeszcze spotkacie bla bla bla. Bo ja w takie bajeczki nigdy nie wierzyłam i nie uwierzę.
- Daj spokój. Liam, na pewno już kogoś ma, więc nie było tematu. Widzimy się w poniedziałek  – szybko zakończyłam temat i wysiadłam z taksówki, która akurat zdążyła zatrzymać się pod moim apartamentem. 
Jeszcze wtedy nie wiedziałam jak ważną rolę w moim życiu odegra Liam.



____________
Cześć wszystkim :)
Mam na imię Karolina, mam 19 lat i będę pisała dla was to fan fiction :). Mam nadzieję, że wam się spodoba i będzie dużo czytelników. Od razu przepraszam za błędy - o ile jakieś są. Planuję tak z 15 rozdziałów + epilog, jeśli będę miała więcej pomysłów to może będzie więcej rozdziałów.
Proszę o szczerą opinię i każdego kto to przeczyta o skomentowanie.
Napiszcie co myślicie o bohaterach i fabule.
Do następnego.
xx