środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział Ósmy

Liam
- Do czego jesteś zmuszana? – zrobiłem kilka kroków w jej stronę. Nic nie odpowiedziała.
- Czy ma to coś wspólnego z moim ojcem? – zadałem kolejne pytanie. Samotna łza spłynęła po jej delikatnym policzku.
- N-nie, nie słuchaj mnie, czasami plotę trzy po trzy – wyjąkała. Czyżby chciała odwrócić kota ogonem? Nie ze mną te numery, dowiem się co ją trapi.
- Proszę, powiedz mi, a wtedy będę mógł Ci jakoś pomóc – powiedziałem łagodnie i wytarłem jej mokry policzek wierzchem dłoni.
- Proponujesz mi pomoc? A może to kolejna gierka z twojej strony? – strąciła moją rękę i szybko się ode mnie odsunęła. Dlaczego ona zawsze musi doszukiwać się jakichś podstępów?
- Możesz mi zaufać. To, że na początku byłem dla Ciebie wredny nie znaczy, że nadal tak jest. Przemyślałem sobie kilka spraw i nie powinienem osądzać Cię z góry, przepraszam – włożyłem ręce do kieszeni jeansów, opierając się o filar. 
- Wybaczam Ci, ale muszę z przykrością stwierdzić, że nie możesz mi pomóc.
- Skąd wiesz takie rzeczy, skoro nawet nie wytłumaczyłaś mi swojej sytuacji? – spuściła głowę. Wie, że nie zamierzam odpuścić.
- Po prostu... Liam, nie mieszaj się do tego. To bardziej skomplikowanie niż myślisz – pobiegła na górę, zostawiając mnie samego z natłokiem myśli. 


Lena
Stchórzyłam. Miałam ogromną szansę aby wyznać wszystko Liamowi, ale nie miałam odwagi. Sama nie wiem czy to był strach przed jego reakcją czy to, że nie chciałam wplątać go w to wszystko. Przeprosił mnie za swoje wcześniejsze zachowanie i wydawał się bardzo szczery. Jednak nie mogę dać się zwieść, bezgranicznie wierząc w każde jego słowo. Muszę trzymać się od młodego Payne'a z daleka, tak będzie najlepiej dla nas obojga. W kółko to powtarzam, ale to nie ma prawa się udać, bo mieszkamy pod jednym dachem. Choćbym nie wiem jak bardzo chciała, nie ucieknę przed Liamem.
Biegiem wparowałam do pokoju, ku mojemu zdziwieniu zastałam tam Ryana.
- Co tutaj robisz? – wypaliłam, ale nie chciałam by to brzmiało niegrzecznie.
- Czekam na Ciebie. Musimy porozmawiać – spojrzał na mnie, wyraźnie zmartwiony.
- Niby o czym? – spytałam, zupełnie zbita z tropu. Usiadłam na łóżku naprzeciw niego.
- Powiedz mi tylko szczerze, dlaczego Sandra zepchnęła Cie ze schodów ? – przygryzłam wargę, gdy to pytanie wyszło z ust Ryana.
- Miała do mnie pretensje o Liama. Ubzdurała sobie, że chcę jej go odebrać – powiedziałam kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Przecież to śmieszne. Jesteś związana z naszym ojcem, a poza tym mój brat nie przepada za tobą, mówiąc delikatnie – blondyn zaczął się śmiać, ale zaraz przestał jakby zdał sobie z czegoś sprawę. 
- Czekaj, czekaj. Wiem, że Sandra jest nienormalna, ale chyba nie zarzucałaby Ci tego bezpodstawnie. Czy ty i Liam... czy między wami coś jest? – zapytał śmiertelnie poważnym tonem. Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki oddech. Czy to jest jakiś pieprzony dzień przesłuchań? Najpierw Liam, a teraz on.
- Oczywiście, że nie. Za kogo mnie uważasz? – nieco się oburzyłam, a Ryan podniósł ręce w obronnym geście.
- Przepraszam – odparł skruszony i zaczął nerwowo bawić się palcami.
- Uznajmy, że nie było tematu.
- Lepiej wrócę do siebie – zaczął pchać wózek do drzwi.
- Poczekaj – położyłam mu dłoń na ramieniu aby go zatrzymać. Spojrzał na mnie pytająco.
- Um, Dani wspominała, że uczyłeś ją gry na gitarze i tak sobie pomyślałam... – zaczęłam, lecz niebieskooki natychmiast mi przerwał.
- Obiecała, że nie wypapla. Lena, nie myśl za dużo, bo to działa na twoją niekorzyść – syknął, a jego oczy pociemniały. Jak za pstryknięciem palca zmienił się w tego chłodnego i obojętnego chłopaka.
- Ryan, dlaczego jesteś taki? 
- Arogancki, zamknięty w sobie, zimnym, pozbawionym uczuć kaleką? – każde kolejne słowo ociekało coraz większym sarkazmem.
- Przestań tak mówić. Wózek inwalidzki to nie koniec świata, wiesz ile ludzi zmaga się z tym co ty? Tysiące, ale wśród nich są tacy, którzy nie poddają się oraz mimo swojej niepełnosprawności spełniają swoje marzenia, pasje i czerpią z życia całymi garściami. Umiesz grać na instrumencie, więc możesz to wykorzystać i czuć się potrzebnym. Popytam w domu kultury czy nie potrzebują nauczyciela do gry na gitarze. Kontakt z innymi ludźmi dobrze na Ciebie wpłynie, a nie możesz siedzieć wiecznie zamknięty – dumna z siebie zakończyłam swój monolog z ogromnym uśmiechem na twarzy. 
-Nie trudź się na marne, ja nie potrafię odnaleźć się wśród zdrowych osób – prychnął i najszybciej jak tylko mógł, opuścił mój pokój.
 Znajdę sposób aby przekonać go do swoich racji.


Liam
Ojciec wyjechał na dwa dni w interesach, więc postanowiłem trochę pomyszkować w jego azylu, zwanym również gabinetem. Tylko najpierw muszę przekonać naszą gosposię aby przekazała mi do niego klucze. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie to łatwe zadanie, ponieważ Julie panicznie boi się swojego szefa i woli się mu nie narażać. 
- Julie, czy mogłabyś dać mi klucze do gabinetu? – poprosiłem kobietę o czarnych włosach.
- Przykro mi, ale pan Paul kategorycznie zabronił mi kogokolwiek tam wpuszczać – powiedziała stanowczo i wróciła do uprzednio wykonywanej czynności, czyli zamiatania podłogi.
- Wiem, ale ja naprawdę muszę tam wejść. Pilnie potrzebuję wziąć stamtąd kilka ważnych papierów do firmy, bez nich nic nie zrobię – skłamałem, ponieważ nie widziałem innego wyjścia na dostanie się do środka.
- Stracę pracę jeżeli wyjdzie na jaw, że pan tam był – ciężko westchnęła.
- Ojciec o niczym się nie dowie, obiecuję. Nie zostawię po sobie ani śladu – uśmiechnąłem się szeroko i czułem, że już mam ją w garści. Nie odmówi mi, nawet nie ma takiej opcji.
- Eh, no dobrze, ale tylko na pana odpowiedzialność – poddała się. Z kieszeni wyciągnęła ogromny pęk kluczy i odczepiła ten pasujący do drzwi gabinetu. Następnie wręczyła mi go i zniknęła gdzieś w kuchni.
Po wejściu od razu dorwałem się do przeszukiwania wszystkich szafek i szuflad. Niestety nie znalazłem w nich nic co by mnie interesowało, więc usiadłem przy biurku i uruchomiłem komputer. Oczywiście jest na hasło. Wpisywałem wszystkie możliwe kombinacje jakie tylko przychodziły mi na myśl, jednak żadna z nich nie była prawidłowa. Nie miałem zamiaru się tak szybko poddawać. Skoro ojciec tak pilnie strzeże tego miejsca, to musi tutaj być coś bardzo ważnego. Udowodnię, że prowadzi nielegalne interesy tylko potrzebuję twardych dowodów. Wreszcie po ponad dwóch godzinach ciężkich zmagań z urządzeniem, udało mi się złamać hasło. Okazało się nim być krótkie słowo 'Woodford', czyli miejscowość, w której wychowywał się ojciec.
Sprawdzając folder po folderze, plik po pliku byłem coraz bliżej prawdy. Znalazłem kilka umów niezgodnych z prawem, które skopiowałem na pendrive. Miałem już zamykać komputer, ale przypomniałem sobie, że jeszcze nie zajrzałem na skrzynkę pocztową. Wpisałem w wyszukiwarkę odpowiedni adres, a po kilku sekundach wyświetliła się strona poczty. Nie było żadnego problemu z zalogowaniem, gdyż hasło i login były zapamiętane, co moim zdaniem było mało rozsądne ze strony Paula. Stary, naiwny głupiec.
Widziałem dużo wiadomości od kogoś o inicjałach I. W. Najwięcej było ich z przełomu czerwca oraz lipca 2006 roku. Przecież w tym roku zginęła mama. Kliknąłem w wiadomość z 31 lipca.

31.07.2006  18:53
Od: I.W.1969@mail.co.uk
Zadanie wykonane, ofiara została unicestwiona.

Nie, to niemożliwe mniej więcej o tej godzinie doszło do wypadku. Czyżby ojciec planował zabić mamę? Przeczytałem resztę wiadomości od tajemniczego I.W., a wtedy wszystko stało się jasne. Miałem rację, ten wypadek był ukartowany przez mojego ojca. Tylko nadal nie miałem pojęcia, kim był jego wspólnik. Możliwe, że mógł być nim ten gość, z którym ostatnio rozmawiał w firmie. Znajdę go i wsadzę ich obu za kratki, w końcu muszą ponieść karę.
Zrobiłem wydruki tych maili aby mieć naoczne dowody, w końcu ojciec w każdej chwili może wyczyścić skrzynkę lub całkowicie usunąć konto. Nim opuściłem pomieszczenie upewniłem się, że wszystko jest na swoim miejscu. 
Zmierzałem właśnie do kuchni aby oddać naszej gosposi klucz, a z salonu dobiegły do mnie jakieś dwa kobiece głosy. Jeden z nich z pewnością należał do Leny, zaś drugi chyba do jej przyjaciółki i dziewczyny Harry'ego – Monici. Nie mogłem się powstrzymać i z ukrycia zacząłem przysłuchiwać się ich konwersacji. Ostatnio często mi się to zdarza.
- Nadal myślisz nad ucieczką? – odezwała się Monica. O czym ona bredzi?!
- Każdego dnia, ale jeśli zwieję to ojciec mnie zabije. Im bliżej do ślubu, tym bardziej tego nie chcę. Pragnę wyjść za mąż z miłości, a nie z przymusu – w tym momencie moje serce stanęło.
- Jest jeszcze trochę czasu, więc mamy szansę wymyślić odpowiedni plan. Uważam, że to chora sytuacja. Jak twój własny ojciec może zmuszać Cię do ślubu z Paulem, tylko i wyłącznie dla własnych korzyści?! Sorry, że się tak uniosłam, ale nie zasługujesz na takie traktowanie – zacisnąłem dłonie w pięści, ponieważ miałem ochotę wymierzyć sobie policzek. Jak mogłem być tak głupi i nic się nie domyślić?!
- Moni, proszę bądź ciszej. Liama raczej nie ma w domu, ale ktoś inny może nas usłyszeć.
- Za późno – wyłoniłem się z mojej kryjówki, a Lena momentalnie zbladła.


_________________________________
Cześć Misiaczki :*
Prawda wreszcie wyszła na jaw. Cieszycie się?
Piszcie w komentarzach wasze opinie i dodawajcie się do obserwatorów.
Rozdział troszkę krótki, ale chyba się na mnie nie gniewacie?
Do następnego.
xx

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział Siódmy

Liam
Zostawiłem Lenę i Sandrę same i mam złe przeczucia co do tego. Tak jak rozkazała mi Williams, poszedłem szukać małej. Wszedłem do jednego z pokoi i sprawdziłem niemal każdy kąt. Pod łóżkiem i za nim, w szafie, za firanką. Nic. Pusto. Wycofałem się z pomieszczenia. Udałem się do kolejnego, powtarzając czynność. Gdzie ona mogła się schować? Usłyszałem cichy szelest. Dokładnie rozejrzałem się, zauważyłem, że z boku szafy coś wystaje. Zbliżyłem się i zobaczyłem dziewczynkę z warkoczykami, która się tam schowała.
- Znalazłem Cię, mała – uśmiechnąłem się, łapiąc ją za rączkę aby mogła wyjść.
- Coś długo mnie szukaliście. Aż tak dobrze się ukryłam? – podskoczyła kilka razy jak króliczek.
- No jasne, już myślałem, że będziemy musieli się poddać – podniosłem Dani na ręce i dokładnie się jej przyjrzałem. Była bardzo podobna do siostry. Te same niebieskie oczy, uśmiech i włosy.
- A gdzie jest Lenka? – spytała, rozglądając się w poszukiwaniu siostry.
- Zaraz przyjdzie. Musi jeszcze porozmawiać z pewną panią – z korytarza zaczęły docierać coraz głośniejsze wrzaski. Niedobrze. Muszę tam iść.
- Aniołku, proszę zostań tutaj chwilkę sama. Nie wychodź dopóki po Ciebie nie przyjdę, dobrze? – posadziłem małą na łóżku. Wtedy usłyszeliśmy przeraźliwy, rozdzierający krzyk, aż zerwałem się na równe nogi. 
- Zostań – rzuciłem i wybiegłem na korytarz. Na jego drugim końcu stała Sandra, wpatrująca się tępo w jeden punkt gdzieś na dole. Gdzie jest Lena? Poczułem dziwny ścisk w brzuchu. Podbiegłem do dziewczyny, która zaczęła się trząść. Przeniosłem wzrok tam gdzie ona i zamarłem. Na dole leżało bezwładne ciało Leny, a z jej czoła leciała krew.
- Co jej zrobiłaś?! – krzyknąłem, chwytając ją gwałtownie za ramiona. Potrząsnąłem nią kilka razy, ale nawet na mnie nie spojrzała.
- Ja... ja nie... przysięgam, nie chciałam zrobić jej krzywdy. Lekko ją pchnęłam i nagle spadła. Przyrzekam, nie chciałam jej zabić – zaczęła mamrotać pod nosem jak opętana, nadal patrząc w ten sam punkt.
- Jesteś chora psychicznie! – wrzasnąłem, a Sandra jakby w tym momencie wybudziła się z jakiegoś transu. Rozejrzała się dookoła i najzwyczajniej w świecie uciekła. Nie mogłem za nią biec, bo teraz muszę pomóc Lenie. Z prędkością światła zbiegłem po schodach. Uklęknąłem obok niej i sprawdziłem puls. Oddycha.
- Skarbie, słyszysz mnie? Lena, proszę otwórz oczy – położyłem jej głowę na moich kolanach. Poklepałem ją delikatnie po policzku, ale na nic się to zdało. Nadal była nieprzytomna.
- Julie! Julie! – krzyknąłem najgłośniej jak tylko potrafiłem.
- Dlaczego pan tak krzyczy, przecież... Boże drogi, co się tutaj stało?! – kobieta stanęła jak wryta, a jej oczy powiększyły się dwukrotnie.
- Spadła ze schodów. Szybko, dzwoń po karetkę! – bez zbędnych pytań, Julie rzuciła się do telefonu. W duchu modliłem się aby pomoc szybko nadjechała. 
- Jeszcze trochę, kochanie wytrzymaj. Błagam Cię – szepnąłem, gładząc dziewczynę po włosach. Moja panika sięgała już zenitu.
- Liam, dlaczego Lena leży nieprzytomna?! Wcześniej słyszałem krzyki i mam wrażenie jakby była tu Sandra. Co się stało?! – podniosłem głowę w górę, a na szczycie schodów zauważyłem przestraszonego Ryana.
- Sandra zrobiła jej awanturę, a później zepchnęła ze schodów. Ryan, w moim dawnym pokoju, jest młodsza siostrzyczka Leny. Proszę, zajmij się nią i o nic więcej nie pytaj – rozkazałem. Wahał się, ale chwilę później zniknął z mojego pola widzenia. Po piętnastu minutach oczekiwania w napięciu, wreszcie zjawiła się karetka i zabrali dziewczynę do szpitala. Zostawiłem Dani pod opieką Julie oraz brata i pojechałem tam. 


***


Siedziałem na korytarzu jak na szpilkach. Co chwila do sali Leny, a to wchodzili, a to wychodzili lekarze i pielęgniarki. Bałem się. Cholernie się bałem, że to coś poważnego. Z tego niepokoju prawie powyrywałem sobie wszystkie włosy z głowy. Nigdy sobie nie wybaczę, że zostawiłem ją samą z Sandrą. Od dwóch godzin nie mogę się nic dowiedzieć o stanie Williams, co mnie bardzo martwi.
- Przepraszam? Mógłby mi pan powiedzieć co z Leną? – zatrzymałem łysego lekarza po pięćdziesiątce.
- A pan jest kimś z rodziny? Mężem? – spojrzał na mnie spod grubych okularów.
- Tak – odpowiedziałem szybko, zanim zdołałem się ugryźć w język.
- Z pańską żoną wszystko dobrze. Ma tylko lekkie wstrząśnienie mózgu, a na skroni musieliśmy założyć trzy szwy. Niedługo powinna się obudzić, ale zostanie u nas na wszelki wypadek na obserwacji do jutra – odetchnąłem z ulgą, a wielki kamień spadł mi z serca. Miałem ochotę wyściskać tego lekarza z radości.
- Mógłbym ją zobaczyć? – spytałem z nadzieją.
- Tak, oczywiście, a teraz przepraszam, pacjenci czekają – uśmiechnął się i udał się w nieznanym mi kierunku. Wziąłem głęboki oddech i stanąłem przed białymi drzwiami z numerem 505. Niemalże rzuciłem się na klamkę i wślizgnąłem się do środka. Od razu zauważyłem śpiącą dziewczynę na łóżku. Była niesamowicie blada, a na jej czole znajdował się opatrunek. Usiadłem na niewygodnym, twardym krześle obok łóżka i chwyciłem jej dłoń. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że coś do niej czuję i wcale nie jest to nienawiść. Wiem jednak, że wybierze mojego ojca, w końcu jest jego narzeczoną. Nie! Muszę przestać myśleć o Lenie Williams w ten sposób! Nie mogę i nie mam prawa jej kochać. Jeszcze przez długi czas wpatrywałem się w dziewczynę, jednocześnie bijąc się z moimi dziwnymi myślami. W pewnym momencie, poczułem jak lekko ściska moją rękę. 
- Liam? G-gdzie jestem? – wychrypiała i powoli otworzyła oczy, rozglądając się po sali kompletnie zdezorientowana.
- W szpitalu – odpowiedziałem krótko. Kciukiem kreśliłem kółka po zewnętrznej stronie jej dłoni.
- No tak, teraz już pamiętam. Sandra popchnęła mnie na schodach – powiedziała z widocznym grymasem na twarzy. Uniosła prawą rękę i przejechała nią po opatrunku na czole. 
- Coś Cię boli? Lepiej pójdę po lekarza – zanim zdążyła udzielić mi jakiejkolwiek odpowiedzi, zerwałem się z krzesła i pobiegłem po doktora. Zostałem na korytarzu przed salą podczas, gdy ją badał. Po około piętnastu minutach wyszedł stamtąd z poważną miną.
- Mogę z panem zamienić kilka słów? 
- Co się dzieje? – zupełnie zmieszany, stanąłem obok mężczyzny w białym kitlu. Teraz zacząłem się jeszcze bardziej martwić.
- Jest pewien problem. Otóż pana żona chce wypisać się na własne żądanie. Ból głowy nadal nie ustąpił, więc na wszelki wypadek lepiej by było, gdyby została na oddziale co najmniej do rana. Proszę ją do tego przekonać, w końcu tu chodzi o jej zdrowie – wytłumaczył i zdjął okulary z nosa.
- Oczywiście, zrobię co w mojej mocy – posłałem mu słaby uśmiech i szybko wparowałem do sali numer 505.
- Lena, co ty wyrabiasz? Musisz tu zostać aż...
- Nie ma mowy. Zastanawiałeś się jak wytłumaczylibyśmy to wszystko Paulowi? Przecież nie powiem mu, że twoja stuknięta panienka chciała mnie zabić. Lepiej będzie jeśli skłamię, że podczas zabawy z Danielle uderzyłam się o drzwi czy coś – nawet nie wiem kiedy niebieskooka zdążyła się ubrać.
- Proszę Cię, pomyśl o swoim zdrowiu. Dobrze wiesz, że ten upadek był niebezpieczny. Lekarz powiedział mi, że twoja głowa nadal jest obolała – powiedziałem zmartwiony i stanąłem naprzeciw niej. Złapałem ją za ręce, a Lena spuściła głowę, starając się unikać mojego wzroku.
- No właśnie, a od kiedy jesteś moim mężem, hm? Jakoś sobie nie przypominam, żebyśmy brali ślub – zapytała z wyczuwalnym sarkazmem. Wyrwała swoje dłonie z mojego uścisku i podeszła bliżej okna.
- Zrozum, inaczej lekarze nic by mi nie powiedzieli, a chciałem wiedzieć w jakim jesteś stanie. Czuję się winny, bo to wszystko przeze mnie. Gdyby stało Ci się coś poważnego... do końca życia bym się tym zadręczał – chciała wyjść z sali, ale zagrodziłem jej drogę.
- Przepuść mnie – warknęła.
- Nawet o tym nie myśl. Zostajesz tutaj – wywróciłem oczami, zirytowany jej dziecinnym zachowaniem.
- Słuchaj uważnie, Payne. Jeżeli mnie nie wypuścisz to zacznę krzyczeć. Chcę tylko iść, podpisać głupi papierek i jechać do domu, czy to tak trudno zrozumieć? – posłała mi lodowate spojrzenie na co westchnąłem i kilkakrotnie przeczesałem włosy. Ona nie odpuści.
- Nie zabiorę Cię do domu – odparłem pewny siebie, zakładając ręce na piersi.
- Ach tak? Skoro nie chcesz, to Monica zrobi to za Ciebie. Wystarczy, że do niej zadzwonię – wykorzystała chwilę mojej nieuwagi i prześlizgnęła się pod moim ramieniem. Zanim zdążyłem zareagować, Williams zniknęła za drzwiami pokoju lekarza. Cholera jasna! Po kilku minutach wyszła z bladym, triumfalnym uśmiechem. Miała kilka kartek w ręku. Pewnie jakaś recepta i wypis.
-Mam dzwonić po Monicę, czy łaskawie zawieziesz mnie do domu? – odezwała się i spojrzała na mnie  wyczekująco, przestępując z nogi na nogę.
- Teraz już raczej nie mam wyjścia. Nie myśl, że pochwalam to co zrobiłaś, ale gdyby się coś działo to po prostu powiedź. Chodźmy do samochodu – pociągnąłem ją do zatłoczonej windy. Następnie udaliśmy się na parking. Podczas jazdy panowała bardzo niezręczna cisza.
- O Jezu, a Dani? Zupełnie o niej zapomniałam – wypaliła nagle, kręcąc się przy tym na siedzeniu. 
- Spokojnie, zostawiłem ją z Ryanem i Julie. Z nimi jest bezpieczna – uśmiechnąłem się w jej kierunku, ale to zignorowała.
- Dzięki – wymamrotała ledwo słyszalnie pod nosem i odwróciła głowę do szyby.
- Lena, ja naprawdę nie chc... – zacząłem, ale szybko mi przerwała.
- Nic już nie mów, Liam. Najlepiej jeśli będziemy się unikać oraz ze sobą pod żadnym pozorem nie rozmawiać, dopóki nie będzie to konieczne. Nie chcę aby Sandra była o Ciebie zazdrosna, a potem robiła mi awantury, czy nawet ponownie próbowała zabić.
- Ona nie jest moją dziewczyną i nigdy nią nie była. Kilka razy się z nią spotkałem, a teraz uważam to za największy błąd w życiu. To istna wariatka, przysięgam, że zapłaci za to co zrobiła – wyjaśniłem z nadzieją, że mnie zrozumie. 
- Och, a do tej pory uważałeś, że spotkanie ze mną było błędem i tego żałujesz, czyżbyś nagle zmienił o mnie zdanie? Nie fatyguj się z odpowiedzią, bo mnie to nic nie obchodzi. Nie interesuje mnie też to czy jesteś z Sandrą czy nie. Twoje życie, twoja sprawa – prychnęła i wysiadła z samochodu, gdy zaparkowałem pod domem. Nie czekając na mnie weszła do niego.
- Moje życie jest popieprzone – powiedziałem sam do siebie. Ze złości uderzyłem pięścią w kierownicę. Wysiadłem uprzednio wyjmując kluczyki ze stacyjki i go zamknąłem. Gdy wszedłem do salonu Julie i Ryan zasypywali Lenę pytaniami.
- Wszystko w porządku, naprawdę nie musicie się już martwić – usiadła na kanapie i posadziła sobie Danielle na kolanach, która się do niej przytuliła.


Lena
Od przyjazdu ze szpitala postanowiłam unikać towarzystwa Liama. Niestety na marne, bo moja siostra tak się go uczepiła, że nie mogę jej od niego oderwać. Widocznie polubiła tego skończonego imbecyla. Od dobrych kilkunastu minut opowiadała mu o swoich ulubionych bajkach. Podparłam obolałą głowę na zagłówku kanapy i słuchałam ich konwersacji.
- Lena, Lena wiesz co? – Dani szarpnęła mnie za łokieć abym zwróciła na nią uwagę.
- Hmm? – mruknęłam leniwie.
- Ryan uczył mnie gry na gitarze i było bardzo fajnie – na jej słowa uniosłam brwi ze zdziwienia.
- Nie miałam pojęcia, że twój brat umie grać – zwróciłam się do Liama, który był równie zdziwiony jak ja.
- Grał od podstawówki, ale zaraz po wypadku powiedział, że już nigdy nie weźmie gitary do ręki. Nie wiem jak Dani to zrobiła, że w ogóle zgodził się ją nauczyć. Chyba wywarła na niego dobry wpływ – uśmiechnął się szeroko w stronę mojej siostry, której głowa leżała na jego kolanach. Poczochrał jej włosy co sprawiło, że głośno zachichotała. Patrząc jak Liam świetnie dogaduje się z moją siostrą stwierdziłam, że byłby świetnym ojcem w przyszłości. Na pewno lepszym niż mój i Danielle. Z moich myśli wyrwało mnie trzaśnięcie drzwi frontowych, co oznaczało, że Paul wrócił z pracy. Wszyscy jak jeden mąż ponieśliśmy się z kanapy.
- Witaj Danielle – mój narzeczony wystawił w jej kierunku rękę spodziewając się, że ją uściśnie, ale mała schowała się za młodym Payne'm. Nie wiem dlaczego, ale się bała. Od pierwszego spotkania tak na niego reagowała. To bardzo dziwne, bo Liama też dobrze nie znała, a nie miała żadnych oporów by się do niego przytulić.
- Wstydzi się – skwitowałam i zorientowałam się, że Paul zacięcie mi się przygląda.
- Leno, co Ci się stało? – odgarnął mi włosy z czoła, wskazując na niewielki opatrunek. 
- To nic takiego. Po prostu, gdy bawiłam się z siostrą wpadłam na drzwi i rozcięłam sobie skroń – skłamałam gładko. Czułam na sobie przenikliwy wzrok Liama, kiedy to mówiłam.
- Następnym razem lepiej uważaj, kochanie – wydawał się niezbyt przekonany. Ucałował moje czoło, a ja wymusiłam jeden z moich najlepszych uśmiechów.
- Liam, chyba musimy porozmawiać. Do mojego gabinetu, natychmiast – powiedział ostrym tonem nieznoszącym żadnego sprzeciwu. Bez słowa, Liam ruszył za ojcem i zamknęli się w jego gabinecie. To raczej nie będzie miła pogawędka.


Liam
- Myślisz, że jestem głupi?! – wysyczał ojciec, piorunując mnie wściekłym wzrokiem.
- O co Ci znów chodzi? – zapytałem zbity z tropu i oparłem się o drewniane biurko.
- Nie udawaj. Jestem pewien, że Lena wcale nie wpadła na żadne drzwi, tylko ty coś jej zrobiłeś – stanął po drugiej stronie mebla i pochylił się nad nim.
- Nic nie zrobiłem. Może i jej nienawidzę, ale to nie znaczy, że od razu będę się nad nią znęcał fizycznie. Nie biję kobiet! – wycedziłem przez zęby, mierząc się wzrokiem z Paulem.
- Łżesz mi w żywe oczy, gówniarzu. Jeżeli będę na sto procent pewny, że to twoja sprawka to nie radziłbym Ci być w twojej skórze.
- Jesteś pojebany! Wymyślasz jakieś niestworzone historie, bo chcesz się mnie pozbyć z domu, ale nie myśl, że Ci to przyjdzie tak łatwo. Nie będę z tobą dłużej prowadził tej bezsensownej rozmowy – rzuciłem na odchodne. Ostentacyjnie trzasnąłem drzwiami najmocniej jak tylko się dało. Wściekły minąłem Lenę, która właśnie pożegnała się z siostrą i mamą. Spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Jak możesz z nim być? Nie masz pojęcia jaki jest naprawdę – zatrzymałem się na trzecim schodku i zadałem jej pytanie, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Za to ty nie wiesz jak to jest robić rzeczy, do których Cię ktoś zmusza – odpowiedziała z żalem w głosie. Znieruchomiałem, gdy zauważyłem jak łzy zalśniły w jej oczach. 



___________________________________________________
Hej kochani ;*
Jak wam się podoba siódemka?
Myślicie, że Lena w końcu powie prawdę Liamowi o związku z Paulem?
Dziękuję za wszystkie komentarze i obserwatorów. Jesteście najlepsi :* :*
xx
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział Szósty

Lena
Usta Liama nadal delikatnie muskały moje. Robił to z taką pasją, jakby jutro miało nie nadejść. Muszę to przerwać, to jest złe. Nie mogę całować się z synem mojego narzeczonego. A co jeśli ktoś nas zauważył i powie o wszystkim Paulowi? Oczywiście, mogę skłamać, że nic takiego nie miało miejsca, ale czy uwierzyłby mi? Poza tym młody Payne na pewno zrobił to specjalnie, aby potem wykorzystać to przeciw mnie. Głupia jestem, że w ogóle do tego dopuściłam. On coś kombinuje. Czas przerwać tę szopkę. Gwałtownie odsunęłam się od niego i wymierzyłam mu siarczysty policzek. Szatyn zdjął ręce z mojej talii i złapał się na bolące miejsce.
- Bezwstydny cham! – zwinnie go ominęłam i pośpiesznym krokiem zaczęłam iść w stronę sali balowej, na której czekał na mnie Paul i goście.
- Lena, zaczekaj! – krzyknął za mną, jednak nie zatrzymałam się i przyspieszyłam kroku.
- Nie chcę słuchać twojego pijackiego mamrotu! – odkrzyknęłam poirytowana. Kretyn, dupek, idiota, nadęty bufon, imbecyl, debil! To odpowiednie określenia na tego osobnika płci męskiej, jakim jest Liam Payne. Przed wejściem do sali wzięłam jeszcze kilka głębokich wdechów aby się uspokoić i nie dać po sobie poznać, że coś się stało. Standardowo przykleiłam do twarzy sztuczny uśmiech i podeszłam do czterdziestopięciolatka, który od razu objął mnie ramieniem. Godzinę później, wszyscy zaczęli zbierać się do domu i żegnali się z nami. dziękując za wyśmienitą zabawę. Czego nie mogę powiedzieć o sobie, bo zdecydowanie nie bawiłam się dobrze. Kątem oka zauważyłam, że Liam pojawił się w sali i podszedł do Ryana, który miał wściekłą minę. Również na mnie zerkał, a ja starałam się go unikać przez spuszczanie głowy w dół. Wzięłam się w garść i szybko przemknęłam obok nich aby iść po torebkę i płaszcz, bo zrobiło się chłodno, a za chwilę wychodzimy.
- Wszystko w porządku? – wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam głos za swoimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam, że to tylko Ryan.
- O Boże, przestraszyłeś mnie. Chcesz żebym dostała zawału? – wywrócił oczami i nawet krótko się zaśmiał. To do niego w ogóle nie podobne.
- Oczywiście, że nie. Stało się coś, bo dziwnie się zachowujesz. Jesteś jakaś nerwowa i nie zaprzeczaj, bo jestem dobrym obserwatorem – popatrzył na mnie wyczekująco, abym powiedziała co się dzieje. Przecież nie powiem, że całowałam się z jego bratem! Muszę wymyślić jakieś wiarygodne kłamstwo.
- Po prostu miałam wrażenie, że wszyscy ludzie na sali mnie obgadywali, a sądząc po ich spojrzeniach to nie były same superlatywy – założyłam płaszcz i zauważyłam, że wszyscy już opuścili lokal.
- Powiedzmy, że Ci wierzę, ale i tak dowiem się, co tak naprawdę się stało – mruknął Ryan i zaczął pchać wózek inwalidzki w stronę wyjścia, a ja podążyłam za nim.
Na zewnątrz czekała na nas ta sama czarna limuzyna, którą dotarliśmy na bankiet. 
- Liam pojedzie z wami, ja przyjadę trochę później, ponieważ muszę tutaj wszystkiego dopilnować – powiedział Paul i pocałował mnie w policzek na pożegnanie. Zaklęłam w duchu, zniosę wszystko byleby nie być blisko Liama, a już na pewno nie po tym co między nami zaszło. W czasie, gdy szofer usadowił Ryana w limuzynie, zauważyłam jak czterdziestopięciolatek i młody Payne rozmawiają na boku. No dobra, może rozmową bym tego nie nazwała, tylko raczej kłótnią.
- Jak mogłeś się tak uchlać?! Wiesz jaki to wstyd?! Już widzę te nagłówki w jutrzejszej gazecie, "syn Paula Payne'a pijany na piędziesięcioleciu firmy"! – mężczyzna krzyczał ściszonym głosem, gestykulując przy tym rękoma.
- Mam gdzieś te wszystkie szmatławce, gdzie piszą bzdury wyssane z palca! Jestem dorosły i mogę robić co mi się żywnie podoba, więc jakiekolwiek komentarze zachowaj dla siebie – prychnął Liam i trącając go ramieniem, zaczął iść w moją stronę.
- Pieprzony gówniarz – syknął pod nosem Paul. Chłopak zaśmiał się pogardliwie, a chwilę później był tuż obok mnie. Przepuścił mnie w drzwiach, więc usadowiłam się koło Ryana, a on koło mnie. Znów był cholernie blisko, aż przeszedł mnie dreszcz. Całą drogę powrotną starałam się skupić na czymś innym, ale nie wychodziło mi to, bo cały czas obserwował mnie Liam. Siedział tak blisko, że stykaliśmy się ramionami i czułam jego oddech na szyi. Cała się spięłam. Nagle zrobiłam się senna, a moje powieki były bardzo ciężkie, więc je zamknęłam. Poczułam jak ktoś chwyta mnie w swoje ramiona i podnosi do góry jakbym nic nie warzyła. Dalej już nic nie pamiętam, bo już na dobre pogrążyłam się we śnie.


Liam
Nie wiem co mnie podkusiło aby pocałować Lenę, ale po prostu musiałem to zrobić. Nie mogłem się powstrzymać, wyglądała tak pięknie... zjawiskowo. Może to te procenty dały mi tyle odwagi, by to zrobić. Nie powinienem, ale co najlepsze ja tego nie żałuję. W ogóle. Staram się o niej nie myśleć i próbować znienawidzić, ale to niemożliwe. Nie potrafię, tylko przed nią stwarzam pozory. Choćbym nie wiadomo jak próbował, to i tak nie wybiję jej sobie z głowy. Nawet ta idiotyczna Sandra mi w tym nie pomoże. Wkurzyła mnie i narobiła mi wstydu przy ludziach. Zachowała się jak zawodowa alkoholiczka. Muszę zerwać wszelkie kontakty z nią i to jak najszybciej. 
Nie spodziewałem się, że Lena odda pocałunek, ale nie sądziłem, że po tym wszystkim dostanę w twarz. Najwidoczniej sobie zasłużyłem. Podczas drogi powrotnej do domu zauważyłem, że zasnęła, więc gdy dojechaliśmy wziąłem ją na ręce jak pannę młodą i zaniosłem na górę do jej pokoju. Była tak lekka i delikatna. Powoli położyłem ją na łóżku i przykryłem kocem. Zgarnąłem kosmyki włosów, które zasłaniały jej twarz. Chciałem ją jeszcze pocałować, ale nie zrobiłem tego w obawie, że się obudzi. Zrezygnowany, opuściłem jej pokój i od razu udałem się spać.


Lena
Obudziłam się i zobaczyłam, że nadal jestem w sukience z poprzedniego wieczoru. Nawet nie wiem jak znalazłam się w pokoju. Ktoś musiał mnie tu przynieść, a na pewno nie był to Ryan. A może to Liam? Nie, to nie mógł być on. Z pewnością nie. Leżałam jeszcze jakieś piętnaście minut, a później poszłam do łazienki, by się ogarnąć. Po skończonych czynnościach ubrałam się w leginsy i luźny t-shirt. Zeszłam na dół, do jadalni na śniadanie. Przy stole siedział nie kto inny jak Liam, chciałam się wycofać i przyjść później, kiedy go nie będzie, ale mnie zauważył. Nie będę robić z siebie wariatki i przed nim uciekać. Powolnym krokiem podeszłam do stołu i zajęłam swoje miejsce.
- Dzień dobry – powiedziałam z grzeczności, starając się na niego nie patrzeć. 
- Dobry – burknął, bawiąc się jajecznicą na talerzu niczym przedszkolak. Po kilku minutach w pomieszczeniu pojawiła się Julie i podała mi moją porcję. Jedliśmy w ciszy. Żadne z nas chyba nie miało odwagi odezwać się po wczorajszych wydarzeniach. Po skończonym posiłku, bez słowa odeszłam od stołu i wróciłam na górę. Miałam ochotę wyjść gdzieś na miasto, byleby nie siedzieć w tym domu praktycznie sama, ponieważ Paul już od rana pracuje, z Ryanem różnie bywa, a Liam... cóż towarzystwa tego ostatniego wolę unikać. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniał napis 'mama'. Nie zastanawiając się dłużej odebrałam.
- Cześć mamo – powiedziałam radośnie.
- Cześć córeczko, mogłabym mieć do Ciebie prośbę? – zapytała prosto z mostu.
- Tak, oczywiście, a coś się stało?
- Nie, nie. Chodzi o to, że dziś jest sobota, a ja mam dużo pracy tak samo jak tata, więc nie ma się kto zająć Danielle. Dzwoniłam nawet do naszej zaufanej opiekunki, ale okazało się, że wyjechała na dwa tygodnie. Mogłabyś się nią zająć do końca dnia? – spytała z nadzieją w głosie.
-Jasne, nie ma sprawy. Mamo, przecież wiesz jak bardzo kocham Dani i nie sprawi mi to żadnego problemu jeśli zajmę się nią – powiedziałam z uśmiechem na twarzy. 
- Dziękuję córciu. Przyprowadzę ją za godzinę. Do zobaczenia.
- Pa mamo – gdy się pożegnałyśmy, zakończyłam połączenie.
Ponownie zeszłam na dół i oczekiwałam na ich przybycie. Gdy zadzwonił dzwonek, Julie otworzyła drzwi, a mała od razu wpadła do środka z piskiem.
- Lenka! – rzuciła się na mnie, omal mnie nie przewalając, bo w ostatniej chwili złapałam równowagę. 
- Hej mała – zaśmiałam się i poczochrałam jej brązowe włoski, uczesane w dwa francuskie warkoczyki.
- Danielle, miałaś być grzeczna. Tutaj mieszkają też inni ludzie, więc zachowuj się ciszej – skarciła ją mama, która pojawiła się obok nas.
- W domu są tylko synowie Paula, raczej nie będą zwracać na nią uwagi.
- Skoro tak twierdzisz. Dobra, zostawiam Ci jej plecaczek z kilkoma zabawkami i muszę już lecieć – pocałowała mnie w policzek i wyszła w pośpiechu.
- Co będziemy robić? – spytała moja siostra.
- Pójdziemy na górę i grzecznie się pobawimy tak aby nikomu nie przeszkadzać – złapałam ją za rączkę i poprowadziłam po schodach. Gdy udało nam się je pokonać z pokoju wyszedł Liam. Czy on zawsze musi się pojawiać w najmniej oczekiwanym momencie? Był wyraźnie zdziwiony na widok Dani.
- Kto to jest? – zapytał, uważnie przyglądając się dziewczynce.
- To moja młodsza siostra, Danielle. Muszę się nią dzisiaj zająć – wyjaśniłam szybko, nie chcąc toczyć z nim większej konwersacji. Jednak moja siostra miała zupełnie inne plany.
- Jak masz na imię? – wypaliła nagle w stronę szatyna.
- Dani, on nie ma czasu na rozmowy – jęknęłam przeciągle.
- Właśnie, że mam. Jestem Liam, miło mi Cię poznać, mała – uklęknął przed nią, tak aby być na tym samym poziomie co ona i lekko uścisnął jej małą rączkę. Zmroziłam go wzrokiem, ale to zignorował udając, że nie widzi.
- Pobawisz się z nami? – spojrzała na niego z nadzieją w oczach. Błagam, powiedz 'nie' Payne.
- Jeśli twoja siostra mi pozwoli, to z chęcią – tym razem oboje przenieśli swoje spojrzenia na mnie. Moje modlitwy nie zostały wysłuchane. O nie. Wiem co knuje. Chce owinąć ją sobie wokół palca, tak jak on twierdzi, że zrobiłam to z Ryanem. Robi to, bo nie chce być dla niej nie miły, w końcu to tylko dziecko. Nie będzie się przecież wydzierał na nią tak jak na mnie. Nic mu nie zrobiła.
- Ładnie proszę, Lenkaaa – Dani zrobiła maślane oczka niczym kot ze "Shrek'a". 
- A mam jakieś wyjście? – wymamrotałam, przygryzając wnętrze policzka.
- Nie! – powiedzieli jednocześnie, więc kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Danielle pisnęła radośnie i złapała nas za ręce. Weszliśmy do mojego pokoju. Zamiast się bawić wyszło na to, że Dani przez pół godziny zachwycała się tatuażem Payne'a na przedramieniu, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Siedziałam wyraźnie znudzona, gdy on opowiadał jej dlaczego zrobił sobie taki, a nie inny rysunek na ciele. Świetnie bawili się w swoim towarzystwie, jednak ja już nie bardzo. 
- Może zajmiemy się czymś ciekawszym ? – wtrąciłam, ponieważ miałam już dosyć fascynacji siostry nad tym idiotą.
- Jakieś propozycje? – Liam uniósł wysoko brwi, musiał wyczuć sarkazm w moim głosie.
- Ja wiem! Ja wiem! Pobawmy się w chowanego. Liczcie do dwudziestu, a ja się schowam – zawołała wesoło dziewczynka. Liam zaśmiał się i przytaknął głową.
- Ok, mała zmykaj, będziemy liczyć. Obiecujemy, że nie będziemy podglądać – zamknęliśmy oczy i dało się usłyszeć, że Danielle opuściła pokój, więc je otworzyliśmy, odliczając głośno kolejne liczby.
- Po co to robisz, hmm? Chcesz namącić dziecku w głowie, bo pragniesz się na mnie zemścić? – rzuciłam w stronę szatyna, gdy znaleźliśmy się na korytarzu aby szukać mojej siostry.
- Wyjaśnijmy coś sobie. Nie zamierzam wykorzystywać ani mieszać Danielle do naszych spraw. To, że ty omotałaś mojego brata wcale nie oznacza, że chcę zrobić to samo z twoją siostrą. Po prostu lubię dzieci i tyle. Nie musisz się wszędzie doszukiwać podstępu, nie jestem bezduszny – wytłumaczył z dziwną desperacją w głosie. I ja mam mu uwierzyć?! Chyba nie!
- Jasne – prychnęłam, a on złapał za moje ramię aby odwrócić mnie do siebie. Zrobił to tak gwałtownie, że aż się zachwiałam i poleciałam na podłogę ciągnąc go za sobą, co skutkowało tym, że leżał na mnie z cwaniackim uśmiechem.
- Złaź ze mnie, Payne – wycedziłam przez zęby. Jego buźka aż się prosi o kolejny policzek z mojej strony.
- Tak mi wygodnie, a poza tym podoba mi się, gdy jesteś taka bezbronna – podparł swój ciężar ciała na rękach aby mnie nie przygnieść, ale nadal był blisko mnie. 
- Głuchy jesteś?! Czego nie zrozumiałeś w tym zdaniu? – zacisnęłam dłonie w pięści. Jak na pospolitego dupka przystało, zignorował moje pytanie. Uniósł jedną rękę i zgarnął grzywkę z moich oczu. Powoli zaczął przybliżać swoją twarz do mojej, wpatrując się we mnie przenikliwie. Tak jakby chciał zajrzeć w głąb mojej duszy. Przestraszyłam się, ponieważ wiedziałam, że chce wykorzystać tę sytuację i mnie pocałować. Mój oddech był nierównomierny. Nasze usta dzieliły już tylko milimetry.
- No, no widzę, że bardzo dobrze się bawicie beze mnie – usłyszeliśmy kobiecy głos i odsunęliśmy się od siebie jak oparzeni. Odepchnęłam chłopaka i pospiesznie wstałam. Okazało się, że przed nami stoi Sandra z wściekłą miną.
- Sandra, po co przyszłaś?! – zdezorientowany Liam, również poszedł w moje ślady i wstał z podłogi.
- Jak to po co? Do Ciebie LiLi, ale jak zdążyłam zauważyć, ta zdzira skutecznie umila Ci czas – stwierdziła z przekąsem. Ja natomiast stałam jak wryta.
- Tylko nie zdzi... – zaczął szatyn, ale mu przerwałam.
- Liam, idź poszukać Dani. Pozwól, że wytłumaczę Sandrze to zajście – odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam, że tylko kręci głową na znak, że się nie zgadza.
- Posłuchaj jej LiLi, z chęcią sobie porozmawiam z Leną i dam jej do zrozumienia kilka spraw – na dźwięk jej przesłodzonego głosu miałam ochotę zwymiotować. Rzuciłam wymowne spojrzenie młodemu Payne'owi, a ten z westchnięciem zostawił nas same.
- Wiem jak to wyglądało...
- Milcz. Ja teraz mówię. Ustalmy coś... Liam jest mój i tylko mój. Należy do mnie, jarzysz? Natomiast ty – wskazała na mnie palcem i zaczęła bardzo powoli pochodzić do mnie. - Możesz sobie jedynie o nim pomarzyć, nie ta liga. Sorry, ale to smutna prawda. Zdaję sobie sprawę, że masz na niego ochotę, ale moja droga, on kocha tylko mnie. Chcesz mieć jednocześnie ojca i syna? Sprytnie – zaczęłam cofać się do tyłu. Jej wzrok mnie przerażał, widziałam w nim furię. Wariatka. - Słuchaj uważnie, bo dwa razy nie będę powtarzać. LiLi jest moim chłopakiem i nie zajmiesz mojego miejsca, jasne? – spytała twardo.
- Sandra, ja naprawdę nie mam zamiaru Ci go odbierać – powiedziałam spokojnie i przełknęłam ślinę, gdy zatrzymałam się na szczycie schodów.
- Zadałam pytanie czy to jasne?! – potrząsnęła mną.
- Tak, ale...
- Żadnych 'ale' suko! Liam mnie kocha, a nie Ciebie! – krzyknęła i mocno mnie popchnęła. Czułam jak tracę grunt pod nogami i spadam. Potem była już tylko ciemność.


_________________________________________________
Hej misiaczki :*
No to się porobiło, co nie ? Sandra nabroiła.
Śmiało piszcie swoje opinie w komentarzach te pozytywne zarówno jak i negatywne będą mile widziane.
Jeśli chcecie być na bieżąco z rozdziałami dodawajcie się do obserwatorów :)
Save Me możecie znaleźć również na wattpad.com.
Do następnego :)
xx
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział Piąty

Lena
Minęło już dobrych kilka dni, odkąd wprowadziłam się do rezydencji Payne'ów. Nie czuję się tam komfortowo, a relacje między domownikami, cóż... nie należą do najlepszych. Cały czas czuję na sobie pogardliwy wzrok Liama, co nie jest przyjemne, nie mówiąc już o dogryzaniu. Zachowuje się niczym niedojrzały, rozpieszczony gówniarz, któremu mam ochotę porządnie dać w twarz. Codziennie sprowadza do domu tego blond chuderlaka – Sandrę i migdalą się bezczelnie na kanapie centralnie przed moimi oczami. Bez żadnej krępacji. Mam wrażenie, że robi to by mnie do czegoś sprowokować. Jednak ja postanowiłam ich olać, zacisnąć mocno zęby i próbować skupić się na czymś innym. Paul jak to on, ciągle pracuje i wiecznie go nie ma. Dla mnie to nawet lepiej, bo nie muszę słuchać o tym cholernym ślubie, którym jest niesamowicie podekscytowany. Na szczęście nie dzielę z nim sypialni, ponieważ nie mogłabym z nim spać w jednym łóżku. Już teraz czuję do siebie wstręt z powodu ślubu z czterdziestopięciolatkiem, a gdzie jeszcze mowa o wspólnym spaniu?! Ta myśl przeraża mnie, aż wszystkie wnętrzności podchodzą mi do gardła. Czuję się strasznie samotna, a jedyną osobą z jaką mogę w miarę normalnie porozmawiać jest Julie. Opowiedziała mi wiele ciekawych rzeczy o rodzinie, między innymi jak to się stało, że Ryan wylądował na wózku oraz o śmierci Eleny – matki Liama i Ryana. Z tego co mówiła, wywnioskowałam, że była naprawdę wspaniałą kobietą oraz oddaną matką i żoną. Dla zabicia nudy spotkałam się parę razy z Monicą, która nie mogła przestać mówić o Harry'm. Chyba się zakochała. Napomknęła coś, że on i młody Payne się pokłócili i nie rozmawiają ze sobą, ale nie wie o co dokładnie poszło. Natomiast dzisiaj rano, jechałam z duszą na ramieniu na uczelnię, by zobaczyć wyniki ostatniego kolokwium. Na szczęście zaliczyłam go, o dziwo zdobywając prawie maksymalną liczbę punktów. Byłam w szoku, biorąc pod uwagę jak bardzo zdenerwowana byłam pisząc to. Zadanie wykonane, a ojciec będzie zadowolony. Po powrocie z uczelni jak zwykle zaszyłam się w pokoju. Chyba zamieniam się w Ryana. Chwyciłam pierwszą lepszą książkę aby chociaż na chwilę wypędzić Liama z mojej głowy, o którym myślę coraz więcej. Nie jest łatwo zapomnieć o kimś, kto mieszka dosłownie za ścianą, co jeszcze bardziej mnie przytłacza. Mam przeogromną ochotę stąd uciec.
- Ja tutaj chyba zwariuję – powiedziałam sama do siebie. Wstałam z miękkiego łóżka i otworzyłam drzwi. Wychyliłam głowę aby sprawdzić, czy nie ma w pobliżu Liama. Czysto. Pośpiesznie je zamknęłam i podeszłam do tych, które prowadziły do sypialni Ryana. Zapukałam, ale odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Powtórzyłam czynność dwukrotnie, ale nadal nie usłyszałam odpowiedzi, więc nie myśląc pociągnęłam za klamkę. 
- Ryan? Jesteś? – wślizgnęłam się do środka, gdzie panował zupełny mrok.
- Czego tu chcesz?! – blondyn wysunął się z ciemnego zakamarka z nietęgą miną.
- Spokojnie. Chciałam tylko z tobą porozmawiać. Nie musisz tak od razu na mnie naskakiwać – odparłam, podchodząc bliżej niego. Uniósł brwi z zaskoczenia uważnie mi się przyglądając.
- Ze mną, niby o czym? Myślisz, że mamy jakieś wspólne tematy ? – prychnął i odwrócił wzrok, który utkwił w zasłoniętym roletami oknie.
- Ryan, proszę. Zdaję sobie sprawę, że możesz mnie nie lubić i moje zdanie nic dla Ciebie nie znaczy, ale nie możesz siedzieć wiecznie zamknięty tutaj – zaczęłam, siadając na krześle obok szafki nocnej, na której leżały stosy zapisanych kartek. -To, że jesteś niepełnosprawny nie oznacza, iż musisz izolować się od ludzi i nienawidzić całego świata. Chcę Ci pomóc, naprawdę – nastała cisza. Fantastycznie, ale za mnie kretynka. Zignorował mnie, jednak nie krzyczy co jest dobrą oznaką.
- Wynoś się stąd! Natychmiast! Nie będziesz prawić mi kazań! – nagle ryknął, aż podskoczyłam na krześle. - Ogłuchłaś czy jak?! Jazda stąd! – wrzasnął, gdy nawet nie ruszyłam się z miejsca. 
Wzięłam kilka głębokich wdechów i postanowiłam wyjść aby nie rozpętać jeszcze większego ataku złości. Pomaganie mu wcale nie będzie takie proste jak się to wydawało. Nie poddam się.


Liam
- Molly, czy możesz zająć się tymi papierami, bo mam jeszcze kilka innych spraw do obgadania z ojcem? – zwróciłem się do zielonookiej sekretarki.
- Oczywiście – posłała mi jeden ze swoich promiennych uśmiechów spod grubych okularów, a ja podałem jej spory segregator ze zleceniami.
- Dziękuję! – krzyknąłem na odchodne. Poprawiłem krawat i ruszyłem w kierunku gabinetu ojca. Mieliśmy rozmawiać na temat kontrahentów z USA. Miałem już wchodzić do środka, ale zatrzymały mnie głosy dobiegające stamtąd. Dziwne. O tej porze nie powinien mieć żadnych spotkań.
- Paul, przypominam Ci, że to było lata temu, więc nie... – powiedział jakiś męski głos. Przysunąłem się bliżej drzwi aby lepiej słyszeć rozmowę.
- Za późno. Anthony coś podejrzewa, a my nie możemy pozwolić aby zaczął węszyć. To co stało się siedem lat temu jest naszą tajemnicą, którą zabierzemy do grobu – tym razem powiedział mój ojciec. O co chodzi?
- Co z nim zrobimy? Jeżeli zdobędzie dowody, jestem pewien, że na nas doniesie. Wtedy będziemy zrujnowani, a wszystkie nasze nielegalne interesy wyjdą na jaw.
- Mów ciszej! Mój syn się tu kręci, a nie chcę aby cokolwiek usłyszał. Szczeniak z pewnością wykorzystałby to przeciw mnie – powiedział ściszonym głosem czterdziestopięciolatek. Zacisnąłem usta w wąską linię. Wiedziałem. Wiedziałem, że ojciec ma jakieś grzeszki na sumieniu. Teraz to się jedynie potwierdziło.
- Więc twojego syna również będziemy musieli kropnąć, tak jak... – usłyszałem trzask, jakby coś spadło.
- Zamknij mordę! To nie jest odpowiednie miejsce na tego typu rozmowy, ale jeśli będzie trzeba to tak, zrobimy to – wybałuszyłem oczy. Czy on... on chce mnie zabić?! Dobrze zrozumiałem?!
- Muszę już iść. Przy naszym następnym spotkaniu porozmawiamy jeszcze o Lenie – co?! Ją też chcą w to wmieszać? Szybkim krokiem oddaliłem się od gabinetu aby nie zostać przyłapanym na podsłuchiwaniu. Wyszli z niego i jeszcze wymienili kilka zdań na korytarzu jak gdyby nigdy nic. Niestety nie mogłem zobaczyć twarzy tego mężczyzny, bo stał do mnie tyłem. Był ubrany w drogi garnitur, czyli podobnie jak Paul i trzymał małą aktówkę w ręku. To jest bardzo podejrzane, ale zrobię wszystko, by odkryć prawdę. Co wspólnego z tym wszystkim ma Lena? Czyżby jej groziło niebezpieczeństwo zarówno jak mi?


Lena
Nadszedł dzień bankietu w Payne-Enterprises, na którym Paul ma ogłosić nasze zaręczyny na forum publicznym. Wcale mi się to nie podoba i nie chcę tam iść, bo wiem, że ludzie będą gadać za plecami na mój temat. Czterdziestopięciolatek uparł się, że kupi mi najdroższą sukienkę, którą specjalnie na tę okazję uszyła mi znana projektantka z Paryża. Oczywiście, byłam temu przeciwna, ale Paul stwierdził, że muszę wyglądać olśniewająco i zaćmić wszystkie inne kobiety na przyjęciu. Poprosił mnie również abym namówiła Ryana na przyjście, po tym jak ceremonialnie ogłosił mu, że się nie zjawi, ba nawet nie zamierzał tego robić. Mimo jego wielkich oporów, udało mi się z nim normalnie porozmawiać i zgodził się. Ku mojemu zdziwieniu, nawet przeprosił mnie za swój wybuch sprzed kilku dni. Wybaczyłam mu i zauważyłam, że zaczyna nabierać do mnie coraz większego zaufania, co mnie bardzo cieszy. 
- Ryan, nie wierć się – jęknęłam, próbując zawiązać krawat blondynowi.
- Przepraszam, Leno, ale się denerwuję. Mówiłem Ci, że nie lubię pokazywać się publicznie – spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Uwierz mi, ja też wolałabym zostać w domu i wylegiwać się przed telewizorem. To bardzo ważny wieczór nie tylko dla twojego ojca, ale i dla całej waszej rodziny. Musimy przy nim być – dokończyłam wiązanie i poprawiłam białą koszulę Ryana. Następnie podeszłam do ogromnego lustra i sprawdziłam czy aby na pewno nie rozmazał mi się makijaż, bądź fryzura się nie zniszczyła. Chwyciłam czarną kopertówkę pasującą do czarnej sukni i razem z Ryanem ruszyliśmy do limuzyny, która czekała przed domem.
Po trzydziestu minutach zatrzymaliśmy się pod bardzo eleganckim lokalem. Z pomocą szofera wysiadłam z pojazdu i rozejrzałam się dookoła. Przed wejściem stał Paul, który czekał na nasze przybycie. Gdy nas zauważył i szeroko się uśmiechnął.
- Przepięknie wyglądasz – pocałował wierzch mojej prawej dłoni, a ja posłałam mu słaby uśmiech.
- Dziękuję – wyszeptałam, ujmując go pod ramię. Weszliśmy do środka od razu zwracając uwagę wszystkich gości. Czułam na sobie wiele spojrzeń, niektórzy nawet szeptali coś między sobą. W tłumie zauważyłam Liama i Sandrę, którzy zadowoleni sączyli szampana ze swoich kieliszków. Postanowiłam się nimi nie przejmować i z wysoko uniesioną głową, pozwoliłam Paulowi poprowadzić się na środek sali. Jakiś pan z obsługi podał mu mikrofon.
- Serdecznie witam wszystkich zebranych na piędziesięcioleciu Payne-Enterprises. Aż ciężko uwierzyć, że minęło już tyle lat, a dopiero co firma jeszcze raczkowała. Były wzloty, upadki, sukcesy i porażki, jednak przetrwaliśmy wszystko i dalej pniemy się do góry aby dotrzeć na sam szczyt. W tym miejscu pragnę podziękować mojej zmarłej żonie Elenie, ponieważ to w pewnym stopniu jej zasługa, oraz moim synom Ryanowi i Liamowi, którzy również mają w tym pewien wkład. Oraz jeszcze jednej ważnej osobie, czyli mojej narzeczonej Lenie Williams, z którą niedługo bierzemy ślub. Nie przeciągając dłużej, dziękuję za przybycie i mam nadzieję, że będą się państwo wspaniale bawić – po sali rozległy się gromkie brawa, a po chwili usłyszeliśmy delikatną melodię fortepianu. Kelner podał nam po lampce szampana. Zaraz po tym zaczęli nas otaczać ludzie ze wszystkich stron i gratulowali mojemu narzeczonemu sukcesu oraz naszych zaręczyn. Widziałam zazdrosne spojrzenia kobiet w moją stronę.
- Paul, mogę z tobą zamienić kilka słów? – spojrzałam na blond-włosom kobietę, która z surową miną obserwowała mężczyznę.
- Adriana, jak miło Cię wreszcie zobaczyć po tak długim czasie – zaśmiał się nerwowo,  a ona prychnęła pod nosem. Chyba za sobą nie przepadają. 
- To nie czas na cyrki, Paul. Musimy poważnie porozmawiać. Teraz – wysyczała, dając nacisk na słowo 'teraz'.
- Przepraszam na chwilkę, ale muszę porozmawiać z tą panią – Paul zwrócił się do mnie. Pocałował mnie w czoło i zniknął w tłumie z tą kobietą. Wzruszyłam ramionami. Podeszłam do stolika, gdzie siedział samotnie Ryan i podpierał głowę na rękach.
- Ojciec zamienił Cię na biznesmenów z USA, Kanady czy może Szwajcarii? – zapytał z przekąsem. Kątem oka zauważyłam, że lekko się uśmiecha. Czyżby dobry humor zaczął mu się udzielać?
- Pudło. Poszedł porozmawiać z jakąś Adrianą. Nie wiem o czym, ale nie dało się ukryć, że to ważne – z westchnieniem opadłam na krzesło obok niego.
- Adriana, to nasza ciocia, bardzo fajna kobieta. Zresztą poznasz ją, to się dowiesz.
- Po tym jak zwracała się do Paula stwierdzam, że nie darzą się sympatią – odwróciłam głowę w lewą stronę i zobaczyłam Liama, który podążał w naszą stronę. Muszę przyznać, że świetnie wyglądał w dopasowanym garniturze, który idealnie przylegał do jego ciała. Ugh, Lena otrząśnij się, nie możesz myśleć o nim w ten sposób.
- Nigdy go nie lubiła, tyle w temacie – skwitował blondyn i również odwrócił głowę w tym samym kierunku co ja.
- Może lepiej pójdę, nie chcę znów słuchać uwag Liama – wstałam i poprawiłam długą sukienkę.
- Uciekasz przede mną? – jak na złość, młody Payne usłyszał co mówiłam. Włożył ręce do kieszeni spodni i patrzył na mnie z kpiącym uśmieszkiem.
- Skądże znowu, po prostu nie mam ochoty na twoje towarzystwo – powiedziałam obojętnie, obrzucając go fałszywym uśmiechem.
- Zapraszamy wszystkie pary na parkiet – usłyszeliśmy głos faceta od fortepianu.
- O, właśnie macie świetną okazję, żeby porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić. Liam, nie stój tak, poproś Lenę do tańca. Ojciec gdzieś zniknął, a jej nie wypada tak stać tutaj samej – rozdziawiłam szeroko buzię na słowa Ryana.
- Nie będę z nim tańczyć – stanowczo zaprzeczyłam i popatrzyłam na niego wzrokiem w stylu 'ty chyba sobie żartujesz'.
-Raczej nie masz wyjścia – zmarszczyłam brwi, a on pchnął mnie wprost w ramiona Liama, który automatycznie mnie złapał, oplatając swoje ręce wokół mojej talii.
-Chodź. Korzystajmy póki ma dobry humor, a nie chcę aby zrobił awanturę wśród tylu ludzi – mruknął Liam, ciągnąc mnie za sobą na parkiet.
- Bawcie się dobrze! – krzyknął jeszcze za nami Ryan. On serio ma huśtawki nastrojów. Jeszcze kilka dni temu był niczym tykająca bomba, a dziś nawet zbiera mu się na żarty. Jest gorszy niż baba w ciąży.
- Cholera – przeklęłam pod nosem i położyłam jedną rękę na ramieniu chłopaka, zaś moją drugą Payne ujął ze swoją.
- Mówiłaś coś? – spytał, gdy zaczęliśmy się poruszać w rytm wolnej melodii. Nasze ciała niemal całkowicie się stykały. Jest blisko... za blisko.
- Twoja partnerka nie będzie zazdrosna? – przygryzłam wargę i spuściłam głowę.
- A ma do tego powód? Mógłbym zapytać Cię o to samo – obrócił mnie i znów przyciągnął do siebie.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego mnie nienawidzisz, ale tak naprawdę? – uniosłam głowę aby spojrzeć na niego, ponieważ różnica wzrostu była znaczna.
- Nienawiść to trafne określenie, Leno. Nienawidzę Cię za to jak omamiłaś ojca, a teraz nawet brata. Za to, że udajesz niewinną, a w rzeczywistości jesteś materialistką. Nieźle musiałaś zbajerować, żeby kupił Ci suknię prosto od projektanta, co? – zaśmiał się gorzko.
- Nikogo nie omamiłam. Mówiłam to już wiele razy, ale powtórzę ponownie, nie zależy mi na pieniądzach, czy drogich ciuchach. Wiele rzeczy nie rozumiesz i chyba nigdy Ci się nie uda ich pojąć. Nie wiesz co to wszystko dla mnie oznacza. Nie znasz prawdy, Liam – spojrzałam wprost w jego brązowe oczy z żalem. 
- LiLi, wszędzie Cie szukałam! – nagle na ramieniu chłopaka uwiesiła się Sandra, śmiejąc się jak oszalała, która pojawiła się praktycznie znikąd. Chyba się troszkę wstawiła. Natychmiast się odsunęłam od Liama.
- Sandra, jesteś kompletnie pijana! – wycedził przez zęby, wywracając oczami. Na ten widok miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- To ja lepiej zostawię was samych – wydusiłam, próbując powstrzymać nadchodzącą salwę śmiechu i wycofałam się z powrotem do stolika.
Reszta wieczoru minęła w miarę spokojnie. Rozmawiałam z Paulem, który chyba ostro pokłócił się z Adrianą, którą swoją drogą mi przedstawił i wydawała się bardzo miła. Współpracownicy Payne'a, co chwila komplementowali mnie i gratulowali mu tak młodej partnerki. Liam, natomiast niemalże wyniósł stąd upitą Sandrę, przez którą najadł się wstydu. Był bardzo wściekły i nie dało się tego ukryć. Gdy wrócił na salę, sam zabrał się za picie i wcale sobie tego nie żałował. Ryan tylko kiwał głową z dezaprobatą i mówił, że tego nie pochwala, bo to zdarza mu się ostatnio dosyć często.


***


- Przepraszam na chwilkę – uśmiechnęłam się do gości i poszłam w stronę łazienki. Miałam już dość rozmów o interesach, o których zupełnie nie mam pojęcia. Szybko poprawiłam włosy, które opadły mi na czoło i postanowiłam wrócić na salę. Nagle, poczułam jak na kogoś wpadam.
- Przepraszam – powiedziałam, nawet nie spoglądając na tę osobę.
- Nic nie szkodzi – zamarłam i zobaczyłam Liama, po którym było widać, że jest nieźle wypity.
- Lena... – zaczął i znacznie zbliżył się do mnie.
- Liam, odejdź jesteś pijany! – próbowałam przejść, jednak młody Payne skutecznie tarasował mi drogę.
- Nie, nigdzie Cię nie puszczę – chwycił mnie w talii i przycisnął do ściany. Oparł swoje czoło o moje. Patrzył mi prosto w oczy i wcale to nie było jedno z jego zimnych spojrzeń. Czułam jego oddech na mojej twarzy. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Co on do cholery wyprawia, przecież ktoś może nas zobaczyć. Próbowałam się wyrwać, ale mimo wypitych procentów i tak był ode mnie o wiele silniejszy.
- Payne, zostaw mnie – syknęłam, za wszelką cenę starając się unikać jego palącego wzroku. Przeszywał mnie na wskroś swoimi brązowymi tęczówkami.
- Nigdy, Leno – założył kosmyk moich włosów za ucho. Dwoma palcami uniósł mój podbródek. Byłam zmuszona na niego spojrzeć. Powoli zbliżał swoją twarz do mojej. O nie! Nie, nie. Cholera jasna. 
Poczułam jego miękkie usta na moich. Znieruchomiałam. Biłam się z myślami, aby tylko tego nie odwzajemnić. Jeszcze bardziej naparł na moje wargi. Jednak mimowolnie zarzuciłam ręce na jego kark i zaczęłam odwzajemniać pieszczotę.


______________________________________________
Hej ;*
I jak wam się podoba rozdział?
Liam i Lena się pocałowali, jak myślicie co będzie dalej? Macie jakieś domysły?
Do następnego.
xx

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział Czwarty

Tydzień później
Liam
Odkąd Lena zawitała w naszym domu, atmosfera jest bardzo napięta. Codziennie po kilka razy kłócę się z ojcem i mam tego dość. Natomiast, Ryan zamknął się w swoim "królestwie ciemności" i jest obrażony na cały świat. Nawet naszej gosposi – Julie się oberwało. Rzucił w nią tacą z jedzeniem, którą mu przyniosła, krzycząc przy tym różne przekleństwa. Wielokrotnie próbowałem go przeprosić, ale nie otworzył mi drzwi. Źle zrobiłem mówiąc mu wtedy te raniące słowa, ale byłem zły. Nie mogłem się opanować, czego teraz żałuję. W natłoku tych wszystkich wydarzeń postanowiłem rzucić się w wir pracy. której miałem od groma. Wziąłem na siebie kilka poważnych projektów, a każdą wolną chwilę spędzam przed komputerem albo w firmie. Kiedy wspominam tę felerną kolację, czuję ogromną falę złości przepływającą przez moje ciało. Nie przeproszę Leny, albo przynajmniej nie zrobię tego w dobrzej wierze. Spróbuję zamydlić ojcu oczy aby mieć chociaż trochę spokoju. Męczy mnie tymi swoimi morderczymi spojrzeniami pod moim adresem, a jedyną osobą na jaką mogę teraz liczyć jest ciocia Adriana. Powiedziałem jej o wszystkim i zdecydowanie nie pochwala poczynań swojego szwagra, którego swoją drogą nie trawi odkąd związał się z mamą. Uważa go za okropnego obiboka, który zawsze idzie na łatwiznę. Obiecała mi, że porozmawia z nim, gdy zjawi się na piędziesięcioleciu założenia firmy. Z tej okazji ojciec postanowił wyprawić bankiet na ponad czterysta osób i przyjdą na niego największe osobistości nie tylko z Londynu, ale również z Szwajcarii czy Francji. Podobno ma się pojawić jeszcze kilka osób z Ameryki Północnej, gdzie nasza firma próbuje się wybić, co wcale nie jest łatwe. Mam nadzieję, że mój projekt przypadnie im do gustu, a wtedy odniesiemy największy sukces w historii naszej firmy. Mama gdyby żyła, na pewno byłaby ze mnie dumna.
- Cholera! – przekląłem, gdy po raz kolejny moja prezentacja nie chciała się zapisać. Głupi program, a miał być najlepszy. Nagle przez uchylone drzwi od mojego pokoju usłyszałem jakieś krzyki. W tym domu to już norma.
- Jezu, Ryan wyluzuj, powiedziałem Ci tylko 'cześć' – rozpoznałem głos mojego przyjaciela – Harry'ego. 
- Sama twoja obecność mnie denerwuje, więc złaź mi z oczu kędzierzawy! Zastanawiam się dlaczego Julie w ogóle wpuszcza Cię do tego domu! – krzyknął mój brat. Postanowiłem zainterweniować. Odłożyłem szybko laptopa na bok i wybiegłem na korytarz.
- Ryan, uspokój się. Harry na pewno chciał być dla Ciebie miły, ale ty jak zwykle tego nie doceniasz! – podniosłem głos, idąc w ich kierunku. Harry spojrzał na mnie z wdzięcznością. Wiem, że nie lubi wymiany zdań z Ryanem.
- Wy obydwaj jesteście siebie warci – prychnął, obrzucając nas pogardliwym spojrzeniem. Następnie podjechał wózkiem do windy aby zjechać na dół. Cóż, przynajmniej "wyszedł" z pokoju.
- Strasznie Cię za niego przepraszam, Hazz. Ostatnio powiedziałem mu kilka słów za dużo, a teraz znów łapie go załamanie. Dzisiaj po raz pierwszy wyszedł z pokoju po siedmiu dniach, więc to sukces – włożyłem ręce do kieszeni dresów, potrząsając głową z dezaprobatą. Muszę pomóc mojemu bratu tylko nie wiem w jaki sposób.
- Nie musisz przepraszać. To Ryan powinien zrobić, a przede wszystkim wziąć się w garść. Ja rozumiem wszystko, ale on przesadza, musi przestać wyładowywać złość na przypadkowych osobach – Harry klepnął mnie w ramię pokrzepiająco. Jest dobrym przyjacielem i tak naprawdę moim jedynym.
- Chodźmy lepiej do pokoju, bo nie chcę kolejnej kłótni z Ryanem, wystarczy mi to jak zareagował na twój widok – weszliśmy do pomieszczenia pomalowanego na fioletowo.
-Stary, co się z tobą działo przez ostatni tydzień? Nie dzwonisz, ba w ogóle się nie odzywasz. Myślałem, że coś się stało – Styles spojrzał na mnie wyczekująco. Przez to całe zamieszanie zapomniałem o nim. Wiem, głupia wymówka, ale jednak.
-Bo stało się. Wspominałem, że ojciec miał przyprowadzić narzeczoną na kolację? – mruknąłem, a Harry pokiwał twierdząco głową.
-Ona jest od niego dwadzieścia trzy lata młodsza, a co najlepsze to Lena – wycedziłem przez zęby. Miałem ochotę wymazać ten wieczór z pamięci. Jednak tak się nie da.
- Żartujesz?! – mój przyjaciel uniósł brwi, a jego oczy o mało nie wypadły z orbit. Był bardzo zaskoczony.
- A czy wyglądam jakbym żartował ? – syknąłem.
- Nie, ale serio to TA Lena, o której mogłeś opowiadać dzień i noc, a jadaczka w ogóle Ci się nie zamykała? – mocno trzepnąłem go w ramię, dając mu do zrozumienia, że to nie jest śmieszne.
- Uuu, stary to masz teraz niezły problem.
- Ona ma problem, a nie ja. Wydawała się taka słodka i niewinna, ale ja wiem, że to tylko jej gra aktorska. Niedługo ma się tu wprowadzić, a ja obiecałem, że uprzykrzę jej życie. Jeszcze pożałuje, że związała się z moim ojcem. Ucieknie stąd gdzie pieprz rośnie, to tylko kwesta czasu – uśmiechnąłem się sam do siebie, wyobrażając sobie chwilę, gdy Lena opuszcza nasz dom mówiąc, że ślubu nie będzie.
- Umm... Li, nie sądzę aby to był dobry pomysł. Może zbyt pochopnie ją oceniłeś? – opadłem na krzesło obok biurka zrezygnowany. Ona naprawdę rzuca jakiś urok na mężczyzn tyle, że Styles jej nie zna. 
- Bronisz jej?! Czyli jednak mógłbyś się dogadać z Ryanem, bo on również ma podobne zdanie. Radzę Ci też uważać na tę jej przyjaciółeczkę, z którą się spotykasz. Możliwe, że są takie same, czyli interesuje je tylko kasa! – krzyknąłem prosto w twarz zdumionemu Harry'emu. Zawsze uważał mnie za opanowanego i spokojnego chłopaka. 
- Wiesz co, Liam?! Oceniasz ludzi po okładce i kieruje tobą niewyobrażalna nienawiść. Nie znałem Cię od tej strony, więc zastanów się nad sobą. Pogadamy jak ochłoniesz! – gwałtownie zerwał się z łóżka, na którym siedział i szybkim krokiem opuścił pokój. Świetnie. Czuję, że tracę wszystkie ważne mi osoby. Poczynając od ojca, do którego moje zaufanie sięgnęło zera już w wieku dziecięcym. Później straciłem mamę, która była dla mnie wszystkim, następnie Ryan, z którym normalną rozmowę odbyłem ostatnio wiele lat temu. Teraz do tej listy mogę dodać Harry'ego. Ze złości miałem ochotę rozwalić wszystko co stanęło na mojej drodze. Moje życie zaczyna się walić krok po kroku. Lena, Lena, Lena, Lena to imię cały czas krzyczała moja podświadomość. Muszę wybić ją sobie z głowy, pozbyć się jakichkolwiek uczuć do niej. Nienawidzę jej, nienawidzę jej, nienawidzę jej. Próbowałem wpoić to sobie, lecz bez skutku. Dlaczego nie potrafię tak po prostu jej znienawidzić?! 
Muszę się uspokoić. Wziąłem głęboki oddech i zszedłem na dół. W salonie na stoliku w rogu, stały butelki pełne alkoholu. Chwyciłem jedną z nich i wróciłem z powrotem do pokoju. Rzuciłem się na wielkie łóżko natychmiast otwierając trunek. Wyrzuciłem zakrętkę na poduszkę i wziąłem dużego łyka z butelki. Mimowolnie się skrzywiłem. Powtórzyłem jeszcze tę czynność kilka razy, a butelka w mgnieniu oka była już opróżniona do dna. Głupi jestem myśląc, iż procenty pomogą mi w rozwiązywaniu problemów, ale nic nie poradzę, że zostałem kompletnie ze wszystkim sam. Dużo osób chciałoby być na moim miejscu, lecz nie mają pojęcia jak naprawdę wygląda życie żałosnego Liama Payne'a, który w akcie desperacji sięga po alkohol.


***


Wszedłem zadowolony do domu po ciężkim dniu w szkole. Rzuciłem plecak w kąt i pobiegłem do salonu aby pochwalić się mamie dobrymi ocenami.
Już w połowie drogi z pomieszczenia dobiegały mnie wrzaski. Mama i tata znów się kłócą. Spuściłem głowę i uchyliłem lekko drzwi aby zobaczyć co dokładnie się tam dzieje.
- Elena! To nie było tak jak myślisz! – tata krzyczał w stronę mamy, która była cała zapłakana.
- Ach tak?! Więc co innego mogłeś robić z tą kobietą w łóżku, hmm?! No powiedz, Paul! – kobieta pociągnęła go desperacko za koszulę. Coraz bardziej zalewała się łzami. Zacisnąłem dłonie, aby również się nie rozpłakać.
- To ona mnie uwiodła, przysięgam. Musisz mi uwierzyć! – przeklęty kłamca. Mama wytarła policzki, śmiejąc się gorzko na absurdalne tłumaczenia ojca.
- Już dawno powinnam to zrobić, ale głupio wierzyłam w każde twoje słowa. Żądam rozwodu.
- Nie możesz, nie zrobisz mi tego. Eleno, przypomnij sobie te wszystkie wspaniałe chwile razem spędzone. Teraz chcesz to wszystko zniszczyć, a co z dziećmi? – Paul gorączkowo chodził po salonie w tę i z powrotem.
- Właśnie, że mogę i zrobię to aby być szczęśliwą. Teraz Ci się dopiero przypomniało o Liamie i Ryanie?! Gdy pieprzyłeś tamtą dziwkę chyba Ci pamięć odebrało, co?! Oni zostaną ze mną, a ty wyprowadzisz się stąd i nie chcę Cię więcej oglądać na oczy! – schowała twarz w dłoniach łkając głośno. Ten widok ranił mnie cholernie. Jakby ktoś wbijał tysiące sztyletów w moje serce.
- Nie dam Ci rozwodu, nawet o tym nie myśl – niewzruszony płaczem mamy,  ojciec wypadł z salonu cały czerwony ze złości. Szybko schowałem się za filarem aby mnie nie zauważył. Byłem na niego wściekły. Ciągle ją krzywdzi.
Gdy upewniłem się, że zniknął za drzwiami swojego gabinetu, postanowiłem zobaczyć co z mamą. Zastałem ją siedzącą przy stole z głową podpartą na dłoniach. Nadal płakała jednak to już nie był szloch z przed kilku minut.
- Mamo? Coś się stało? – przełknąłem głośno ślinę, podchodząc do jej rozdygotanej sylwetki.
- Nie, nie synku. Wszystko jest w jak najlepszym porządku – szybko otarła łzy, a na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. Mocno mnie przytuliła.
- Mamo, przecież widzę. Nie musisz kłamać, nie mam już pięciu lat tylko szesnaście – ciągnąłem dalej temat. Odsunąłem ją od siebie i spojrzałem w smutne oczy. 
- Liam, mamy teraz ciężki okres z tatą, ale sobie poradzimy. To tylko przejściowe, po prostu trochę się posprzeczaliśmy. Nic więcej – pogłaskała mnie po głowie, a następnie pocałowała w czoło. Skłamała.
- No dobrze – udałem, że wierzę w jej słowa.
- Lia... – chciała coś powiedzieć, ale nagle zaczęła łapczywie łapać powietrze. Na jej sukience zobaczyłem krew, a za plecami stał ojciec z nożem kuchennym w ręku, cały brudny od czerwonej cieczy. Śmiał się niczym maniak z horroru.
- Mówiłem, że nie pozwolę jej odejść – szepnął, wycierając ostrze noża ręcznikiem. Jego oczy były całe czarne i wyglądał jakby był w jakimś transie.
- Mamo, mamo nie! Proszę Cię, nie zostawiaj mnie, obudź się, błagam ! – desperacko chwyciłem ciało kobiety w swoje ramiona, potrząsając nią aby otworzyła oczy. Za późno. Była już martwa.


- Nie! – krzyknąłem i otworzyłem oczy. Poderwałem się do pozycji siedzącej, dysząc ciężko. To tylko zły sen, który miewam często od śmierci mamy. Jest taki realistyczny oraz w połowie prawdziwy. Ta kłótnia miała miejsce na kilka miesięcy przed wypadkiem. Mama naprawdę chciała rozwodu, ale ojciec był temu kategorycznie przeciwny. Nawet wiem dlaczego. Zostałby po prostu z niczym. Zero pieniędzy, wpływów, luksusu. Nic. Nie kochał jej, jestem tego pewien, ale bał się życia w biedzie. Jeśli chodzi o końcówkę tego koszmaru, to moja wyobraźnia płata mi figla. Jednak czasami mam wrażenie, że coś w tym jest, jakby to właśnie ojciec maczał palcami w śmierci mamy. Może wydaje się to niedorzeczne, ale wszystko składa się w jedną całość. Zdrady, kłótnie, strasznie rozwodem, a potem śmierć. Z tego wynikałoby, że Paul Payne przyczynił się do śmierci swojej żony aby uniknąć utraty swojej pozycji oraz co najważniejsze pieniędzy. Muszę to jakoś rozwikłać. Dowiem się czy to on jest winien.
Wierzchem dłoni przetarłem spocone czoło. Jęknąłem głośno, gdy poczułem pulsujący ból w skroni, to zdecydowanie od nadmiaru alkoholu. Opadłem na poduszki, próbując uspokoić rozkołatane serce. Ciężki oddech powoli się normował. Spojrzałem na zegarek, który pokazywał 4:43 nad ranem. Zamknąłem oczy i próbowałem powrócić do krainy morfeusza.


Lena
- Czy ty do cholery jesteś głucha, Leno?! – ojciec z premedytacją pociągnął mnie za włosy. Zacisnęłam powieki aby powstrzymać się od krzyku z bólu.
- N-nie, tato – zająknęłam się, a wtedy dostałam z całej siły w twarz. Automatycznie złapałam się za piekące miejsce, a z moich oczu pociekły pojedyncze łzy.
- Więc, dlaczego musiałem stać jak głupi pod drzwiami 10 minut i czekać aż w końcu łaskawie księżna mi otworzy?! – tym razem zostałam popchnięta na szafkę kuchenną. Syknęłam, kiedy moje plecy obiły się o jej kant. 
- Po prostu nie usłyszałam dzwonka, przepraszam – próbowałam się tłumaczyć. Bez skutku. Ian w ułamku sekundy znalazł się przede mną i ścisnął boleśnie moje nadgarstki.
- W dupie mam twoje puste przepraszam, ciągle to powtarzasz jak matka! Jesteście takie same, a wyraziłem się jasno, że lubię posłuszeństwo – wzmocnił uścisk. Poczułam jak krew odpływa z moich rąk. Przerażona utkwiłam wzrok w ścianie za plecami ojca. - Patrz na mnie jak do Ciebie mówię! – kolejny cios w twarz. Zacisnęłam mocno powieki. Boże, błagam niech to się już skończy.
- P-przepraszam – powiedziałam cicho i skuliłam się w oczekiwaniu na następną porcję uderzeń.
- Przestań przepraszać mała suko! Przyszedłem z tobą poważnie porozmawiać, a ty jakieś cyrki odstawiasz. Nie tak zostałaś wychowana Leno Gabriello Williams – warknął mężczyzna, a mój oddech znacznie przyspieszył. - Wiem od Paula, że zaproponował Ci, żebyś już teraz się do niego wprowadziła, a ty głupia oczywiście musiałaś powiedzieć, że się zastanowisz, a mogłaś od razu się zgodzić. Nie masz w ogóle mózgu, kretynko! Natychmiast dasz mu pozytywną odpowiedź! – puścił moje nadgarstki, które były prawie sine. Odskoczyłam od niego na drugi koniec kuchni.
- Tak, tato.
- No nareszcie i właśnie o to mi chodzi. Posłuszeństwo na pierwszym miejscu, kochana córeczko – ojciec uśmiechnął się i przytulił mnie. Cała się trzęsłam, bo bałam się, że jeszcze mi coś zrobi. Można powiedzieć, że tata jest dwubiegunowy. W jednej chwili jest zaborczy, agresywny i wściekły, a w następnej spokojny oraz miły. Nigdy nie rozumiałam jego zachowań, ponieważ są co najmniej dziwne. Zaczynam się bać, że ma problemy psychiczne.
Przez następne pół godziny rozmawiał ze mną jak gdyby nigdy nic się nie stało. Zdążyłam się uspokoić, bo zauważyłam, że jego złość została odsunięta na dalszy plan. Po tym jak wyszedł z apartamentu, pobiegłam do łazienki aby obejrzeć się w lustrze. Szczerze? Bałam się co w nim zobaczę. Mój policzek robił się siny, więc przyłożyłam do niego okład z lodu, a nadgarstki wysmarowałam maścią. Bywało gorzej. Serio. Raz jak dostałam jedynkę z matematyki w klasie maturalnej, wpadł w taką furię, że pobił mnie prawie do nieprzytomności. Co skutkowało ponad tygodniową nieobecnością w szkole, którą usprawiedliwiał tym, że miałam zapalenie płuc. Marnym pocieszeniem w tym wszystkim jest to, że jeszcze nigdy poważnie nie podniósł ręki na Danielle. Wiadomo dostawała jakieś klapsy, albo kary, ale nigdy nic poważniejszego się nie stało. Jeszcze. Boję się, że gdy sprzeciwi się tak jak ja wtedy spotka ją to samo. 
Gdy już się ogarnęłam, postanowiłam zadzwonić do Paula i powiedzieć mu tę radosną nowinę. Ucieszył się oczywiście. Powiedział, że w najbliższych dniach mogę przenieść swoje rzeczy do jego domu. Zawiadomił mnie również o zbliżającym się bankiecie w Payne-Enterprises, ponieważ mam być jego osobą towarzyszącą. Chce przedstawić mnie swoim kolegom z branży. Przeklęłam w duchu, bo zdałam sobie sprawę, że teraz codziennie będę widywać Liama. Czyli już po mnie. Muszę przygotować się na piekło jakie mi zgotuje.


***


- Witam w nowym domu pani Leno – w progu przywitała się ze mną gosposia Payne'ów. Urocza kobieta, widać, że jest bardzo do nich przywiązana. Chociaż ona mnie lubi.
- Cześć Julie. Proszę nie mów do mnie per pani, bo czuję się staro, a mam ledwo dwadzieścia dwa lata – zaśmiałam się.
- Dobrze, ale tak tylko między nami. Pan Paul uważa to za brak szacunku służby wobec pracodawców – Julie odwzajemniła uśmiech.
- Jest ktoś w domu? Oczywiście nie pytam o Paula, bo wiem, że jest na spotkaniu biznesowym – kątem oka zobaczyłam jak szofer niesie moje walizki na górę.
- Ryan jest w swoim pokoju, ale nie radzę tam wchodzić, bo jest bardzo zły, a Liam niedawno wrócił do domu. Przepraszam, ale muszę wracać do swoich obowiązków. Rozgość się – patrzyłam jak kobieta znika w korytarzu i westchnęłam przeciągle. Ten dom jest ogromny i przytłacza mnie.
Ruszyłam schodami na górę do mojego pokoju. Tak mojego. Będę miała pokój sama. Powiedziałam Paulowi, że do wspólnej sypialni wprowadzę się dopiero po ślubie. Pociągnęłam za klamkę i miałam już wchodzić do środka, ale ktoś mnie zatrzymał.
- No, no kogo mu tu mamy – usłyszałam głęboki głos tuż przy moim uchu. Liam. Znów przeszedł mnie dreszcz.
- Czego chcesz? – odsunęłam się od niego i oparłam o białe drzwi.
- Przywitać się, przyszła mamusiu – zadrwił, niebezpiecznie się do mnie zbliżając. Wzdrygnęłam się.
- Śmieszny jesteś, a poza tym nie mam zamiaru zastępować Ci matki. Nie... – nie dokończyłam, bo zauważyłam jakąś smukłą blondynkę, która wyglądała z jednego z pokoi.
-Liam, wracaj musimy dokończyć naszą rozmowę – oparła się o framugę i nakręcała długie pasmo włosów na palec. Typowy plastik. Co to za jedna?
-Już idę, skarbie – zwrócił się do chuderlaka. -A my sobie porozmawiamy później – zmierzył mnie wzrokiem, a ja stałam jak otępiała i patrzyłam jak znika za drzwiami. 



__________________________________
Hej Miśki!
Dziękuję bardzo za komentarze i obserwatorów. To bardzo motywuje do dalszego pisania.
Co myślicie o rozdziale? Jak uważacie, kim jest ta blondynka i jak oceniacie zachowanie Ryana, Liama i Leny?
Zapraszam na mojego aska, gdzie możecie zadawać mi pytania na temat opowiadania :)
http://ask.fm/Cynical_Caroline
Do następnego.
xx

CZYTASZ = KOMENTUJESZ