Lena
Minęło już dobrych kilka dni, odkąd wprowadziłam się do rezydencji Payne'ów. Nie czuję się tam komfortowo, a relacje między domownikami, cóż... nie należą do najlepszych. Cały czas czuję na sobie pogardliwy wzrok Liama, co nie jest przyjemne, nie mówiąc już o dogryzaniu. Zachowuje się niczym niedojrzały, rozpieszczony gówniarz, któremu mam ochotę porządnie dać w twarz. Codziennie sprowadza do domu tego blond chuderlaka – Sandrę i migdalą się bezczelnie na kanapie centralnie przed moimi oczami. Bez żadnej krępacji. Mam wrażenie, że robi to by mnie do czegoś sprowokować. Jednak ja postanowiłam ich olać, zacisnąć mocno zęby i próbować skupić się na czymś innym. Paul jak to on, ciągle pracuje i wiecznie go nie ma. Dla mnie to nawet lepiej, bo nie muszę słuchać o tym cholernym ślubie, którym jest niesamowicie podekscytowany. Na szczęście nie dzielę z nim sypialni, ponieważ nie mogłabym z nim spać w jednym łóżku. Już teraz czuję do siebie wstręt z powodu ślubu z czterdziestopięciolatkiem, a gdzie jeszcze mowa o wspólnym spaniu?! Ta myśl przeraża mnie, aż wszystkie wnętrzności podchodzą mi do gardła. Czuję się strasznie samotna, a jedyną osobą z jaką mogę w miarę normalnie porozmawiać jest Julie. Opowiedziała mi wiele ciekawych rzeczy o rodzinie, między innymi jak to się stało, że Ryan wylądował na wózku oraz o śmierci Eleny – matki Liama i Ryana. Z tego co mówiła, wywnioskowałam, że była naprawdę wspaniałą kobietą oraz oddaną matką i żoną. Dla zabicia nudy spotkałam się parę razy z Monicą, która nie mogła przestać mówić o Harry'm. Chyba się zakochała. Napomknęła coś, że on i młody Payne się pokłócili i nie rozmawiają ze sobą, ale nie wie o co dokładnie poszło. Natomiast dzisiaj rano, jechałam z duszą na ramieniu na uczelnię, by zobaczyć wyniki ostatniego kolokwium. Na szczęście zaliczyłam go, o dziwo zdobywając prawie maksymalną liczbę punktów. Byłam w szoku, biorąc pod uwagę jak bardzo zdenerwowana byłam pisząc to. Zadanie wykonane, a ojciec będzie zadowolony. Po powrocie z uczelni jak zwykle zaszyłam się w pokoju. Chyba zamieniam się w Ryana. Chwyciłam pierwszą lepszą książkę aby chociaż na chwilę wypędzić Liama z mojej głowy, o którym myślę coraz więcej. Nie jest łatwo zapomnieć o kimś, kto mieszka dosłownie za ścianą, co jeszcze bardziej mnie przytłacza. Mam przeogromną ochotę stąd uciec.
- Ja tutaj chyba zwariuję – powiedziałam sama do siebie. Wstałam z miękkiego łóżka i otworzyłam drzwi. Wychyliłam głowę aby sprawdzić, czy nie ma w pobliżu Liama. Czysto. Pośpiesznie je zamknęłam i podeszłam do tych, które prowadziły do sypialni Ryana. Zapukałam, ale odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Powtórzyłam czynność dwukrotnie, ale nadal nie usłyszałam odpowiedzi, więc nie myśląc pociągnęłam za klamkę.
- Ryan? Jesteś? – wślizgnęłam się do środka, gdzie panował zupełny mrok.
- Czego tu chcesz?! – blondyn wysunął się z ciemnego zakamarka z nietęgą miną.
- Spokojnie. Chciałam tylko z tobą porozmawiać. Nie musisz tak od razu na mnie naskakiwać – odparłam, podchodząc bliżej niego. Uniósł brwi z zaskoczenia uważnie mi się przyglądając.
- Ze mną, niby o czym? Myślisz, że mamy jakieś wspólne tematy ? – prychnął i odwrócił wzrok, który utkwił w zasłoniętym roletami oknie.
- Ryan, proszę. Zdaję sobie sprawę, że możesz mnie nie lubić i moje zdanie nic dla Ciebie nie znaczy, ale nie możesz siedzieć wiecznie zamknięty tutaj – zaczęłam, siadając na krześle obok szafki nocnej, na której leżały stosy zapisanych kartek. -To, że jesteś niepełnosprawny nie oznacza, iż musisz izolować się od ludzi i nienawidzić całego świata. Chcę Ci pomóc, naprawdę – nastała cisza. Fantastycznie, ale za mnie kretynka. Zignorował mnie, jednak nie krzyczy co jest dobrą oznaką.
- Wynoś się stąd! Natychmiast! Nie będziesz prawić mi kazań! – nagle ryknął, aż podskoczyłam na krześle. - Ogłuchłaś czy jak?! Jazda stąd! – wrzasnął, gdy nawet nie ruszyłam się z miejsca.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i postanowiłam wyjść aby nie rozpętać jeszcze większego ataku złości. Pomaganie mu wcale nie będzie takie proste jak się to wydawało. Nie poddam się.
Liam
- Molly, czy możesz zająć się tymi papierami, bo mam jeszcze kilka innych spraw do obgadania z ojcem? – zwróciłem się do zielonookiej sekretarki.
- Oczywiście – posłała mi jeden ze swoich promiennych uśmiechów spod grubych okularów, a ja podałem jej spory segregator ze zleceniami.
- Dziękuję! – krzyknąłem na odchodne. Poprawiłem krawat i ruszyłem w kierunku gabinetu ojca. Mieliśmy rozmawiać na temat kontrahentów z USA. Miałem już wchodzić do środka, ale zatrzymały mnie głosy dobiegające stamtąd. Dziwne. O tej porze nie powinien mieć żadnych spotkań.
- Paul, przypominam Ci, że to było lata temu, więc nie... – powiedział jakiś męski głos. Przysunąłem się bliżej drzwi aby lepiej słyszeć rozmowę.
- Za późno. Anthony coś podejrzewa, a my nie możemy pozwolić aby zaczął węszyć. To co stało się siedem lat temu jest naszą tajemnicą, którą zabierzemy do grobu – tym razem powiedział mój ojciec. O co chodzi?
- Co z nim zrobimy? Jeżeli zdobędzie dowody, jestem pewien, że na nas doniesie. Wtedy będziemy zrujnowani, a wszystkie nasze nielegalne interesy wyjdą na jaw.
- Mów ciszej! Mój syn się tu kręci, a nie chcę aby cokolwiek usłyszał. Szczeniak z pewnością wykorzystałby to przeciw mnie – powiedział ściszonym głosem czterdziestopięciolatek. Zacisnąłem usta w wąską linię. Wiedziałem. Wiedziałem, że ojciec ma jakieś grzeszki na sumieniu. Teraz to się jedynie potwierdziło.
- Więc twojego syna również będziemy musieli kropnąć, tak jak... – usłyszałem trzask, jakby coś spadło.
- Zamknij mordę! To nie jest odpowiednie miejsce na tego typu rozmowy, ale jeśli będzie trzeba to tak, zrobimy to – wybałuszyłem oczy. Czy on... on chce mnie zabić?! Dobrze zrozumiałem?!
- Muszę już iść. Przy naszym następnym spotkaniu porozmawiamy jeszcze o Lenie – co?! Ją też chcą w to wmieszać? Szybkim krokiem oddaliłem się od gabinetu aby nie zostać przyłapanym na podsłuchiwaniu. Wyszli z niego i jeszcze wymienili kilka zdań na korytarzu jak gdyby nigdy nic. Niestety nie mogłem zobaczyć twarzy tego mężczyzny, bo stał do mnie tyłem. Był ubrany w drogi garnitur, czyli podobnie jak Paul i trzymał małą aktówkę w ręku. To jest bardzo podejrzane, ale zrobię wszystko, by odkryć prawdę. Co wspólnego z tym wszystkim ma Lena? Czyżby jej groziło niebezpieczeństwo zarówno jak mi?
Lena
Nadszedł dzień bankietu w Payne-Enterprises, na którym Paul ma ogłosić nasze zaręczyny na forum publicznym. Wcale mi się to nie podoba i nie chcę tam iść, bo wiem, że ludzie będą gadać za plecami na mój temat. Czterdziestopięciolatek uparł się, że kupi mi najdroższą sukienkę, którą specjalnie na tę okazję uszyła mi znana projektantka z Paryża. Oczywiście, byłam temu przeciwna, ale Paul stwierdził, że muszę wyglądać olśniewająco i zaćmić wszystkie inne kobiety na przyjęciu. Poprosił mnie również abym namówiła Ryana na przyjście, po tym jak ceremonialnie ogłosił mu, że się nie zjawi, ba nawet nie zamierzał tego robić. Mimo jego wielkich oporów, udało mi się z nim normalnie porozmawiać i zgodził się. Ku mojemu zdziwieniu, nawet przeprosił mnie za swój wybuch sprzed kilku dni. Wybaczyłam mu i zauważyłam, że zaczyna nabierać do mnie coraz większego zaufania, co mnie bardzo cieszy.
- Ryan, nie wierć się – jęknęłam, próbując zawiązać krawat blondynowi.
- Przepraszam, Leno, ale się denerwuję. Mówiłem Ci, że nie lubię pokazywać się publicznie – spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Uwierz mi, ja też wolałabym zostać w domu i wylegiwać się przed telewizorem. To bardzo ważny wieczór nie tylko dla twojego ojca, ale i dla całej waszej rodziny. Musimy przy nim być – dokończyłam wiązanie i poprawiłam białą koszulę Ryana. Następnie podeszłam do ogromnego lustra i sprawdziłam czy aby na pewno nie rozmazał mi się makijaż, bądź fryzura się nie zniszczyła. Chwyciłam czarną kopertówkę pasującą do czarnej sukni i razem z Ryanem ruszyliśmy do limuzyny, która czekała przed domem.
Po trzydziestu minutach zatrzymaliśmy się pod bardzo eleganckim lokalem. Z pomocą szofera wysiadłam z pojazdu i rozejrzałam się dookoła. Przed wejściem stał Paul, który czekał na nasze przybycie. Gdy nas zauważył i szeroko się uśmiechnął.
- Przepięknie wyglądasz – pocałował wierzch mojej prawej dłoni, a ja posłałam mu słaby uśmiech.
- Dziękuję – wyszeptałam, ujmując go pod ramię. Weszliśmy do środka od razu zwracając uwagę wszystkich gości. Czułam na sobie wiele spojrzeń, niektórzy nawet szeptali coś między sobą. W tłumie zauważyłam Liama i Sandrę, którzy zadowoleni sączyli szampana ze swoich kieliszków. Postanowiłam się nimi nie przejmować i z wysoko uniesioną głową, pozwoliłam Paulowi poprowadzić się na środek sali. Jakiś pan z obsługi podał mu mikrofon.
- Serdecznie witam wszystkich zebranych na piędziesięcioleciu Payne-Enterprises. Aż ciężko uwierzyć, że minęło już tyle lat, a dopiero co firma jeszcze raczkowała. Były wzloty, upadki, sukcesy i porażki, jednak przetrwaliśmy wszystko i dalej pniemy się do góry aby dotrzeć na sam szczyt. W tym miejscu pragnę podziękować mojej zmarłej żonie Elenie, ponieważ to w pewnym stopniu jej zasługa, oraz moim synom Ryanowi i Liamowi, którzy również mają w tym pewien wkład. Oraz jeszcze jednej ważnej osobie, czyli mojej narzeczonej Lenie Williams, z którą niedługo bierzemy ślub. Nie przeciągając dłużej, dziękuję za przybycie i mam nadzieję, że będą się państwo wspaniale bawić – po sali rozległy się gromkie brawa, a po chwili usłyszeliśmy delikatną melodię fortepianu. Kelner podał nam po lampce szampana. Zaraz po tym zaczęli nas otaczać ludzie ze wszystkich stron i gratulowali mojemu narzeczonemu sukcesu oraz naszych zaręczyn. Widziałam zazdrosne spojrzenia kobiet w moją stronę.
- Paul, mogę z tobą zamienić kilka słów? – spojrzałam na blond-włosom kobietę, która z surową miną obserwowała mężczyznę.
- Adriana, jak miło Cię wreszcie zobaczyć po tak długim czasie – zaśmiał się nerwowo, a ona prychnęła pod nosem. Chyba za sobą nie przepadają.
- To nie czas na cyrki, Paul. Musimy poważnie porozmawiać. Teraz – wysyczała, dając nacisk na słowo 'teraz'.
- Przepraszam na chwilkę, ale muszę porozmawiać z tą panią – Paul zwrócił się do mnie. Pocałował mnie w czoło i zniknął w tłumie z tą kobietą. Wzruszyłam ramionami. Podeszłam do stolika, gdzie siedział samotnie Ryan i podpierał głowę na rękach.
- Ojciec zamienił Cię na biznesmenów z USA, Kanady czy może Szwajcarii? – zapytał z przekąsem. Kątem oka zauważyłam, że lekko się uśmiecha. Czyżby dobry humor zaczął mu się udzielać?
- Pudło. Poszedł porozmawiać z jakąś Adrianą. Nie wiem o czym, ale nie dało się ukryć, że to ważne – z westchnieniem opadłam na krzesło obok niego.
- Adriana, to nasza ciocia, bardzo fajna kobieta. Zresztą poznasz ją, to się dowiesz.
- Po tym jak zwracała się do Paula stwierdzam, że nie darzą się sympatią – odwróciłam głowę w lewą stronę i zobaczyłam Liama, który podążał w naszą stronę. Muszę przyznać, że świetnie wyglądał w dopasowanym garniturze, który idealnie przylegał do jego ciała. Ugh, Lena otrząśnij się, nie możesz myśleć o nim w ten sposób.
- Nigdy go nie lubiła, tyle w temacie – skwitował blondyn i również odwrócił głowę w tym samym kierunku co ja.
- Może lepiej pójdę, nie chcę znów słuchać uwag Liama – wstałam i poprawiłam długą sukienkę.
- Uciekasz przede mną? – jak na złość, młody Payne usłyszał co mówiłam. Włożył ręce do kieszeni spodni i patrzył na mnie z kpiącym uśmieszkiem.
- Skądże znowu, po prostu nie mam ochoty na twoje towarzystwo – powiedziałam obojętnie, obrzucając go fałszywym uśmiechem.
- Zapraszamy wszystkie pary na parkiet – usłyszeliśmy głos faceta od fortepianu.
- O, właśnie macie świetną okazję, żeby porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić. Liam, nie stój tak, poproś Lenę do tańca. Ojciec gdzieś zniknął, a jej nie wypada tak stać tutaj samej – rozdziawiłam szeroko buzię na słowa Ryana.
- Nie będę z nim tańczyć – stanowczo zaprzeczyłam i popatrzyłam na niego wzrokiem w stylu 'ty chyba sobie żartujesz'.
-Raczej nie masz wyjścia – zmarszczyłam brwi, a on pchnął mnie wprost w ramiona Liama, który automatycznie mnie złapał, oplatając swoje ręce wokół mojej talii.
-Chodź. Korzystajmy póki ma dobry humor, a nie chcę aby zrobił awanturę wśród tylu ludzi – mruknął Liam, ciągnąc mnie za sobą na parkiet.
- Bawcie się dobrze! – krzyknął jeszcze za nami Ryan. On serio ma huśtawki nastrojów. Jeszcze kilka dni temu był niczym tykająca bomba, a dziś nawet zbiera mu się na żarty. Jest gorszy niż baba w ciąży.
- Cholera – przeklęłam pod nosem i położyłam jedną rękę na ramieniu chłopaka, zaś moją drugą Payne ujął ze swoją.
- Mówiłaś coś? – spytał, gdy zaczęliśmy się poruszać w rytm wolnej melodii. Nasze ciała niemal całkowicie się stykały. Jest blisko... za blisko.
- Twoja partnerka nie będzie zazdrosna? – przygryzłam wargę i spuściłam głowę.
- A ma do tego powód? Mógłbym zapytać Cię o to samo – obrócił mnie i znów przyciągnął do siebie.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego mnie nienawidzisz, ale tak naprawdę? – uniosłam głowę aby spojrzeć na niego, ponieważ różnica wzrostu była znaczna.
- Nienawiść to trafne określenie, Leno. Nienawidzę Cię za to jak omamiłaś ojca, a teraz nawet brata. Za to, że udajesz niewinną, a w rzeczywistości jesteś materialistką. Nieźle musiałaś zbajerować, żeby kupił Ci suknię prosto od projektanta, co? – zaśmiał się gorzko.
- Nikogo nie omamiłam. Mówiłam to już wiele razy, ale powtórzę ponownie, nie zależy mi na pieniądzach, czy drogich ciuchach. Wiele rzeczy nie rozumiesz i chyba nigdy Ci się nie uda ich pojąć. Nie wiesz co to wszystko dla mnie oznacza. Nie znasz prawdy, Liam – spojrzałam wprost w jego brązowe oczy z żalem.
- LiLi, wszędzie Cie szukałam! – nagle na ramieniu chłopaka uwiesiła się Sandra, śmiejąc się jak oszalała, która pojawiła się praktycznie znikąd. Chyba się troszkę wstawiła. Natychmiast się odsunęłam od Liama.
- Sandra, jesteś kompletnie pijana! – wycedził przez zęby, wywracając oczami. Na ten widok miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- To ja lepiej zostawię was samych – wydusiłam, próbując powstrzymać nadchodzącą salwę śmiechu i wycofałam się z powrotem do stolika.
Reszta wieczoru minęła w miarę spokojnie. Rozmawiałam z Paulem, który chyba ostro pokłócił się z Adrianą, którą swoją drogą mi przedstawił i wydawała się bardzo miła. Współpracownicy Payne'a, co chwila komplementowali mnie i gratulowali mu tak młodej partnerki. Liam, natomiast niemalże wyniósł stąd upitą Sandrę, przez którą najadł się wstydu. Był bardzo wściekły i nie dało się tego ukryć. Gdy wrócił na salę, sam zabrał się za picie i wcale sobie tego nie żałował. Ryan tylko kiwał głową z dezaprobatą i mówił, że tego nie pochwala, bo to zdarza mu się ostatnio dosyć często.
***
- Przepraszam na chwilkę – uśmiechnęłam się do gości i poszłam w stronę łazienki. Miałam już dość rozmów o interesach, o których zupełnie nie mam pojęcia. Szybko poprawiłam włosy, które opadły mi na czoło i postanowiłam wrócić na salę. Nagle, poczułam jak na kogoś wpadam.
- Przepraszam – powiedziałam, nawet nie spoglądając na tę osobę.
- Nic nie szkodzi – zamarłam i zobaczyłam Liama, po którym było widać, że jest nieźle wypity.
- Lena... – zaczął i znacznie zbliżył się do mnie.
- Liam, odejdź jesteś pijany! – próbowałam przejść, jednak młody Payne skutecznie tarasował mi drogę.
- Nie, nigdzie Cię nie puszczę – chwycił mnie w talii i przycisnął do ściany. Oparł swoje czoło o moje. Patrzył mi prosto w oczy i wcale to nie było jedno z jego zimnych spojrzeń. Czułam jego oddech na mojej twarzy. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Co on do cholery wyprawia, przecież ktoś może nas zobaczyć. Próbowałam się wyrwać, ale mimo wypitych procentów i tak był ode mnie o wiele silniejszy.
- Payne, zostaw mnie – syknęłam, za wszelką cenę starając się unikać jego palącego wzroku. Przeszywał mnie na wskroś swoimi brązowymi tęczówkami.
- Nigdy, Leno – założył kosmyk moich włosów za ucho. Dwoma palcami uniósł mój podbródek. Byłam zmuszona na niego spojrzeć. Powoli zbliżał swoją twarz do mojej. O nie! Nie, nie. Cholera jasna.
Poczułam jego miękkie usta na moich. Znieruchomiałam. Biłam się z myślami, aby tylko tego nie odwzajemnić. Jeszcze bardziej naparł na moje wargi. Jednak mimowolnie zarzuciłam ręce na jego kark i zaczęłam odwzajemniać pieszczotę.
______________________________________________
Hej ;*
I jak wam się podoba rozdział?
Liam i Lena się pocałowali, jak myślicie co będzie dalej? Macie jakieś domysły?
Do następnego.
xx
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
O cholera, ale czad!! Ja chcę więcej takich akcji!! Rozdział jest zajebiście oszałamiająco genialny!! Proszę dodaj szybko nexta!! Weny i buziole, kochana ;**
OdpowiedzUsuńJa chcę żeby Liam poznał niedługo prawdę, bo tego sie już nie da wytrzymać,oni oboje coś do siebie czują ale nikt sie nie przyzna..
OdpowiedzUsuńOMG!! JAKI CZADERSKI. POCAŁOWALI SIĘ *.*.*
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ TAAAAKI BOSKI <333
O rany...aaaa....pocałowali się <3 Szybko pisz nn :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Czad pocałowali się jupii! :D
OdpowiedzUsuńDodaj rozdział szybko
OdpowiedzUsuń