niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział Drugi

Lena
Nadszedł poniedziałek. Prawie całą noc nie spałam, a gdy rano zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, przeraziłam się. Wyglądałam jak zombie. Byłam blada niczym ściana, miałam ogromne wory oraz cienie pod oczami, a oczy przekrwione od płaczu. Nałożyłam, więc nieco więcej podkładu na twarz aby zamaskować moje zmęczenie. Westchnęłam przeciągle i powoli ubrałam białą bluzkę, którą wpuściłam w czarną spódnicę. Przed wyjściem z domu napiłam się tylko mojego ulubionego soku pomarańczowego. Nie myślałam nawet o śniadaniu, którego i tak bym nie tknęła. Na uczelnię pojechałam autobusem, ponieważ nie chciałam prowadzić samochodu w takim stanie. Wolałam nie spowodować wypadku przez zaśnięcie za kierownicą. W żadnym wypadku nie jestem samobójczynią. Nawet ostatnie wydarzenia by mnie do tego nie popchnęły. Wiem, że samobójstwo niczego by nie rozwiązało. Droga na uczelnię niesamowicie mi się dłużyła, a moje nerwy przybierały na sile. Zawsze się tak stresuję, bo wiem, że jeśli obleję to ojciec mnie zabije. Moje studia prawnicze to również jeden z jego genialnych pomysłów. Jak zwykle nie miałam nic do gadania, musiałam zrobić wszystko aby dostać się na ten kierunek. Moje życie to istna porażka.
Dwadzieścia minut później byłam na miejscu. Ślamazarnym krokiem weszłam do ogromnego budynku, a później do sali, w której miało odbyć się kolokwium. Mimo, iż się uczyłam pytania były dla mnie trudne. Myślenie o tym, co miało miejsce wczoraj w domu rodziców również nie ułatwiało mi zadania. Pisałam wszystko co przyszło mi na myśl z nadzieją, że zaliczę to i będę miała spokój. W końcu nie mogę sobie pozwolić na żadne poprawki, bo ojciec dostałby szału. W pewnym momencie do moich myśli wkradł się pewien szatyn. Liam. Jego piękne czekoladowe oczy, które miały małe iskierki w sobie oraz idealnie ułożone włosy. W kimś takim jak on mogłabym się zakochać. Był taki opiekuńczy i biło od niego niewyobrażalne ciepło. Czułam się przy nim bezpiecznie, w końcu mnie uratował. Nie, nie, nie. Koniec. Za bardzo się rozmarzyłam. Muszę o nim zapomnieć. Przecież już nigdy się nie spotkamy. Ja i Liam nigdy nie bylibyśmy razem. Przenigdy. 
Właśnie czekałam na autobus, a mój telefon zaczął wibrować w mojej torebce. Nie patrząc kto chce się ze mną skontaktować, odebrałam nadchodzące połączenie.
- Halo?
- Hej ździro – rozpoznałam radosny głos mojej przyjaciółki – Monici. Zaśmiałam się dość głośno na jej określenie, a kilkoro ludzi znajdujących się na przystanku obejrzało się w moją stronę.
- Cześć pindo. Co się stało, że dzwonisz do mnie w ten uroczy poniedziałkowy poranek? – zapytałam z sarkazmem.
- Och, to już nie mogę pogadać z moją najlepszą przyjaciółką? – udała oburzoną, akcentując słowo 'najlepszą'.
- Możesz, możesz, a teraz na poważnie po co dzwonisz? – wsiadłam do autobusu, który akurat podjechał i zajęłam najbliższe wolne miejsce.
- Lena, zapomniałaś? Miałyśmy się dzisiaj spotkać u Ciebie wieczorem i zrobić sobie babski maraton filmowy – miałam ochotę walnąć się z otwartej dłoni w czoło. Kompletnie zapomniałam. 
- Przyznaję się bez bicia, że zapomniałam. Przepraszam Moni, ale ostatnio miałam tyle na głowie i sama wiesz. Wszystko jest nadal aktualne także wpadaj śmiało po osiemnastej – powiedziałam, obserwując coraz bardziej zatłoczony autobus. W tym momencie zaczęłam żałować, że jednak nie wzięłam samochodu. Nigdy nie lubiłam tłumów.
- Ok, więc widzimy się wieczorem sklerotyczko – powiedziała przesadnie udawanym, poważnym tonem.
- Tylko nie sklerotyczko! Wypraszam sobie Panno Stone – tym razem ja udałam oburzoną, lecz nie mogłam wytrzymać i zaśmiałam się.
- Przepraszam wylewnie Panno Williams – wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem, a uspokojenie się zajęło nam dobre dwie minuty. Gdy już nam się to udało, pożegnałyśmy się i zakończyłyśmy połączenie.
Po drodze do apartamentu wstąpiłam jeszcze do sklepu na zakupy, bo moja lodówka praktycznie świeciła pustką. Przed przyjściem Monici udało mi się jeszcze posprzątać i zrobić pranie. W między czasie zdążyłam jeszcze zrobić jej ulubioną sałatkę grecką oraz cynamonowe ciasteczka z przepisu mojej babci. Gdy upewniłam się, że wszystko ogarnęłam, usiadłam na kanapie w salonie i wpatrywałam się w zdjęcia, które wisiały na ścianie. Było ich mnóstwo. Poczynając od zdjęć rodzinnych, po moje z przyjaciółmi czy kolegami ze studiów. Najwięcej było fotografii z Moni. Jest dla mnie jak siostra, a ja ją okłamuję. Muszę z tym skończyć. Dziś. Dziś powiem jej o tym całym chorym pomyśle mojego ojca, związanym z małżeństwem moim i Paula. Ufam jej i wiem, że będzie mnie wspierała. Na pewno będzie w szoku, ale jej nie będę musiała mydlić oczu, że się w nim "zakochałam". Powiem jej całą prawdę. Zasługuje na to.


***


Byłyśmy właśnie w połowie oglądania "Innej Kobiety", gdy zauważyłam, że moja przyjaciółka co chwila zerka na mnie z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Co ona kombinuje?
- Moni, czy wszystko z tobą w porządku? Wszyscy w domu zdrowi? – zapytałam z przekąsem, a ona rzuciła we mnie popcornem, który stał na stoliku przed nami.
- Tak, tak oczywiście, jak najbardziej – zaśmiała się złowieszczo, rodem jak potwór z horroru, ale natychmiast przestała, bo walnęłam ją poduszką, którą akurat miałam pod ręką. 
- Więc, dlaczego się na mnie dziwnie patrzysz, co? – dźgnęłam ją łokciem w bok.
- Hej! Nie rób tak więcej. Dobrze wiesz, że tego nie lubię! – pisnęła niczym przedszkolak, któremu zabrano lizaka. 
- Powiesz mi w końcu o co Ci chodzi? – chciałam ponownie ją dźgnąć, ale szybko odsunęła się na drugi koniec kanapy, wystawiając mi język.
- Ok, ok tylko już mnie nie dźgaj. Wczoraj byłam w klubie i poznałam takie boskie ciacho. Aż się prosi by go schrupać. Żebyś ty widziała ten kaloryfer, a te szmaragdowe oczy to obłęd normalnie. Jeszcze te cholernie seksowne dołeczki w policzkach i loki. Facet marzenie – zauważyłam, że blondynka jest teraz w swoim świecie. Aż tak się rozmarzyła, co do niej w ogóle nie podobne.
- Czy ty właśnie chcesz mi powiedzieć, że poznałaś swojego przyszłego męża? – zaśmiałam się.
- Lena, bądź realistką. To jeszcze nie koniec, więc teraz uważnie słuchaj.
- Dobra, już Ci nie przeszkadzam – uniosłam ręce do góry w geście kapitulacji.
- Ten chłopak ma na imię Harry i wyobraź sobie, że jest managerem tego klubu, w którym byłyśmy w piątek. Jakby tego było mało, widziałam tam twojego przystojniaczka. Czekaj jak on miał na imię... Liam? Tak, dobrze mówię, Liam. I wiesz co? – kiwnęłam przecząco głową i dałam jej znak aby kontynuowała swoją wypowiedź.
- Otóż dowiedziałam się, że Harry jest najlepszym przyjacielem przystojniaczka. Normalnie to ja bym się już za niego wzięła no, ale ty byłaś pierwsza, a mnie bardziej interesuje Harry. Poza tym stwierdziłam, że ten twój przystojniaczek jest dla mnie za grzeczny i bardziej pasuje do Ciebie. Spikniemy Cię z nim – powiedziała podekscytowana, lecz gdy zobaczyła moją minę jej ekscytacja spadła do zera.
- Z nikim nie będziesz mnie swatać. Monico Anne Stone, mam dwadzieścia dwa lata, a co za tym idzie sama mogę sobie znaleźć chłopaka! – jęknęłam sfrustrowana, zakrywając sobie twarz puchatą poduszką.
- Leno Gabriello Williams, ja chcę Ci tylko pomóc. Jeszcze mi za to podziękujesz. Zobaczysz, że tak będzie – odgryzła się blondynka i brutalnie wyrwała mi poduszkę aby następnie mnie nią walnąć i potargać włosy. Pewnie teraz wyglądam jak rasowa czarownica.
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz. Muszę Ci powiedzieć coś bardzo ważnego – mój ton głosu był bardzo poważny, ponieważ chciałam aby Monica pojęła powagę tej sytuacji.
- Co się dzieje?
- Powiem Ci, tylko obiecaj mi, że się ode mnie nie odwrócisz – spojrzałam na nią z desperacją w oczach i wzięłam kilka głębokich wdechów. To zawsze pomagało mi się uspokoić.
- Jesteśmy dla siebie jak siostry. Nigdy nie mogłabym tego zrobić. Nie tobie – położyła rękę na moim prawym ramieniu, lekko je pocierając w geście pocieszenia.
- Wiesz, że mój ojciec często miewa szalone pomysły? – kiwnęła głową, obserwując mnie uważnie. - Wierz mi lub nie, lecz tym razem przeszedł samego siebie. W jego firmie chyba nie za dobrze się dzieje ostatnimi czasy. Nie mówi tego otwarcie, ale to zauważyłam. Sposób w jaki się zachowuje o tym świadczy. Chce wydać mnie za mąż za jakiegoś obrzydliwie bogatego biznesmena i połączyć swoje przedsiębiorstwo z jego firmą – oczy Stone przybrały rozmiary pięciozłotówek. Nie mogła wykrzesać z siebie ani słowa. Zatkało ją.
- J-jak to? On tak po prostu chce Cię zmusić do ślubu z gościem, którego ledwo znasz i na dodatek w ogóle nie kochasz? Przecież to chore! – już nie mogłam wytrzymać tego napięcia, w końcu z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Łzy bezradności, bezsilności i frustracji, a może nawet żalu. Monica, gdy je zauważyła mocno mnie przytuliła. Tego właśnie potrzebowałam żeby ktoś mnie objął i powiedział 'wszystko będzie dobrze'. Może to banalne, ale dla mnie to dużo znaczyło.
- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że on jest starszy ode mnie o dwadzieścia trzy lata, a po ślubie mam zamieszkać z nim i jego dwoma synami w jego domu! Już widzę jak jego synowie patrzą na mnie z obrzydzeniem i wytykają palcami. Jestem młoda, więc od razu pierwsze co przyjdzie im na myśl to, że jestem łasa na ich pieniądze. A wcale tak nie jest. Niestety nikt i nic mi nie pomoże – wytarłam łzy, które spływały mi po policzkach. 
- Twój ojciec kompletnie zwariował. Myśli tylko o sobie, pieniądzach i jak zrobić dobry interes. On dosłownie chcę Cie sprzedać temu staremu oblechowi. On ma... czterdzieści pięć lat?! Musi być jakiś sposób, żeby wyciągnąć Cię z tego gówna – przeczesała włosy palcami, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem. - Lena, przyrzekam, że Ci pomogę. Nie wiem jak, ale Ci pomogę choćbym miała sobie wszystkie włosy wyrwać – ponownie mnie przytuliła, a na swoim ramieniu poczułam kilka mokrych kropelek. Płakała. Przeze mnie.
Przez resztę wieczoru siedziałyśmy jedząc lody czekoladowe i użalałyśmy się nad moim marnym losem. Monica nieudolnie próbowała wymyślić jakiś plan, aby jak to ona stwierdziła 'wyrwać mnie ze szponów tego starego wampira Paula', co niezmiernie mnie rozbawiło, choć moje serce krwawiło z rozpaczy. Wspominała również, że Liam mógłby mi pomóc. Niby jak?! Musiałby mnie chyba porwać sprzed ołtarza jak rycerz w lśniącej zbroi. Niewykonalne. Zacznijmy od tego, że my się prawie nie znamy. Jedynie znamy swoje imiona. Jak już wspominałam chyba z tysiąc razy jak nie więcej – nic i nikt nie może mi pomóc. 


Liam
- Ryan? Jesteś tu? – zapytałem, gdy otworzyłem drzwi do pokoju brata. Było w nim kompletnie ciemno przez to, że rolety były opuszczone. Czyli niezmiennie od siedmiu lat.
- Taa, a gdzie indziej mógłbym być, co? – mruknął z ironią, wyjeżdżając wózkiem z ciemnego zakątka pokoju bliżej mnie.
- Nie bądź taki. Chciałem tylko powiedzieć, że wychodzę z Harrym na siłownię i nie będzie mnie przez kilka godzin. Gdybyś czegoś potrzebował zawołaj... – nie dane mi było dokończyć zdania.
- Wiem, wiem 'gdybyś czegoś potrzebował, zawołaj Julie lub zjedź windą na dół' –  przedrzeźniał mnie, a ja spojrzałem na niego z politowaniem. - Liam, jestem już dużym chłopczykiem jak już zdążyłeś zauważyć, więc sobie poradzę. Ta kupa metalu, na której jeżdżę jeszcze daje radę – zaśmiał się gorzko.
- Ryan, proszę Cię – przeczesałem palcami włosy kilkakrotnie, próbując w ten sposób wyładować swoją frustrację.
- Daj mi spokój braciszku, a teraz wynocha tylko zamknij drzwi za sobą! – uniósł się trochę. Zrezygnowany opuściłem jego królestwo ciemności zwane również jego pokojem. Zamknąłem za sobą drzwi zgodnie z jego rozkazem, ponieważ nie chciałem bardziej go zdenerwować. Od wypadku taki jest. Z wesołego nastolatka zmienił się w zimnego człowieka. Jakby miał serce z lodu. Obwiniał cały świat za to, że nie może chodzić. Bolało mnie, że muszę patrzeć jak cierpi. W końcu to mój brat.
Złapałem kluczyki do samochodu oraz kilka innych potrzebnych rzeczy i pojechałem na siłownię, gdzie czekał już na mnie Harry.
- Cześć stary – Styles poklepał mnie po ramieniu.
- Hej – mruknąłem, siadając na ławeczce i sznurując buty.
- Stało się coś? Czy to tylko kolejne humorki księcia ciemności? – wywróciłem oczami na to jak określił mojego brata.
- Tak, Ryan znowu ma doła i zupełnie nie mam pojęcia jak mu pomóc, a wiesz, że on nie ułatwia mi tego zadania – westchnąłem przeciągle, patrząc jak Harry biega po bieżni.
- Ryan to ciężki przypadek, wiesz, że jeśli nie będzie współpracował to nic mu nie pomoże. Może trzeba znaleźć mu jakieś zajęcie? Coś, żeby znów czuł się potrzebny, a jego niepełnosprawność nie wchodziła w paradę – on jest genialny. Nigdy w życiu nie spodziewałbym się, że usłyszę od Harry'ego Styles'a tak mądre słowa.
- Harry, jesteś geniuszem. Tylko co mógłby robić Ryan, żeby wózek mu nie przeszkadzał? – zapytałem raczej sam siebie.
- Ja Ci poddałem pewien pomysł, teraz radź sobie sam. W końcu to ty jesteś ten kreatywny i mądry – wskoczyłem na bieżnię obok niego, kątem oka zauważyłem, że dzisiaj jest jakiś... inny? Odmieniony? 
- Hazz, co ty dzisiaj taki odmieniony jesteś? – zagaiłem temat.
- Co masz na myśli? – spojrzał na mnie zdziwiony.
- Zacznijmy od tego, że z własnej nieprzymuszonej woli przyszedłeś na siłownię, ba nawet sam to zaproponowałeś, a spójrzmy prawdzie w oczy jesteś strasznym leniem i nigdy Ci się nie chce. Potem gadasz mądre rzeczy i dajesz dobre pomysły, co w ogóle do Ciebie nie podobne. No i wreszcie jesteś dzisiaj cały w skowronkach.
- To nic takiego. Po prostu poznałem taką jedną szaloną laskę. Muszę przyznać, że mamy podobne charaktery i świetnie mi się z nią rozmawiało, a jak całuje – jego mina, gdy to mówił była bezcenna. - Mówiła, że chyba jakaś jej koleżanka Cię zna.
- Serio, a jak ma na imię? – dopytałem go i zszedłem z bieżni aby napić się wody.
- Chyba Lena, czy jakoś tak, w każdym bądź razie jeszcze z takim imieniem się nie spotkałem – podrapał się po głowie, robiąc przy tym przekomiczną minę.
- Lena?! – zakrztusiłem się wodą, a Harry automatycznie zaczął klepać mnie po plecach.
- W porządku, stary? – kiwnąłem głową dając znak, że wszystko jest ok. 
- Czyli ta twoja szalona znajoma jest koleżanką Leny?
- Mhmm, a tak w ogóle to skąd znasz tą całą Lenę? – spojrzał na mnie podejrzliwie i usiadł na ławce pod ścianą.
- Poznałem ją w piątek w klubie. Jakiś pijak się do niej zalecał i obroniłem ją przed nim. To wszystko – powiedziałem jak gdyby nigdy nic, zajmując miejsce obok niego i oparłem się o zimną, białą ścianę.
- Liam, znam Cię i widzę, że ta dziewczyna Ci się podoba. Powiedz szczerze, bez żadnych wykrętów – szturchnął mnie w prawe ramię.
- Mam mówić szerze, tak? Więc...
- Nie zaczyna się zdania od 'więc' – mruknął z chytrym uśmieszkiem.
- Harry! – zganiłem go, na co on uniósł ręce do góry.
- Rozmawiałem z Leną jakieś dziesięć minut i to wystarczyło, żebym poczuł coś dziwnego. Coś ciągnie mnie do niej. Chciałbym ją bliżej poznać, a jako, że jestem idiotą roku to nawet nie zapytałem jej o numer telefonu, więc nie mam żadnego kontaktu z nią – potarłem kark i spojrzałem kątem oka na mojego przyjaciela, który wyglądał na mocno zamyślonego.
- Oj Payne, jaki ty jesteś głupiutki – powiedział udawanym, piskliwym głosem. - Pogadam z Monicą i załatwię Ci numer do twojej bogini. Czy zawsze muszę za Ciebie odwalać całą robotę?
- Nie przeginaj, Styles – wysyczałem przez zęby. Dzisiaj nie miałem humoru na jego głupie żarty.
- Dobra, już nic nie mówię. Co ty taki nerwowy?
- Ostatnio ojciec przechodzi samego siebie. Jutro na kolację przychodzi jego narzeczona. Sęk w tym, że nawet nie wiedziałem, że ma kogoś. Ta baba pewnie leci tylko na naszą kasę i będzie chciała puścić go z torbami – bawiłem się rąbkiem mojego T-shirtu, który cały pogniotłem. Byłem zły na ojca, bo nie chciałem aby jakaś obca kobieta wchodziła z buciorami w nasze życie. Wystarczy, że muszę się z nim użerać, a teraz jeszcze to.
- Twój stary ma narzeczoną?! Serio, Li? – Harry wybuchł gromkim śmiechem. Jednak szybko przestał widząc moją srogą minę.
- Taa, dzięki za wsparcie – wstałem i zacząłem iść w stronę wyjścia z budynku.
- Stary, czekaj! Nie to miałem na myśli. Po prostu zaskoczyłeś mnie – podbiegł do mnie, gdy chwytałem za klamkę.
-Mam tego wszystkiego dosyć. Chcę się napić aby chociaż na chwilę zapomnieć o problemach. Najpierw ojciec, teraz Ryan to dla mnie zbyt wiele – oparłem się o drzwi, chowając twarz w dłonie. Muszę wziąć się w garść.
-Poczekaj chwilę, zabiorę tylko swoje rzeczy i pójdziemy się porządnie nachlać.
Gdy Styles wrócił, pojechaliśmy jeszcze do mnie, żeby się przebrać, a potem do klubu. To będzie długi wieczór. Czuję, że jutro będę tego żałował.


Lena
Już za chwilę poznam synów Paula Payne'a. Z niewiadomych przyczyn ręce zaczęły mi strasznie drżeć. Nie umiem wyjaśnić dlaczego, ale bałam się. Za nic w świecie nie mogłam opanować emocji jakie mną szargały. Nie pomagał mi w tym również Payne, który niemal ślinił się na mój widok, co przyprawiło mnie o mdłości. Co chwila poprawiłam czerwoną sukienkę, która sięgała mi przed kolano aby choć na chwilę się czymś zająć. Wstrzymałam oddech, gdy szofer powiedział, że jesteśmy już na miejscu. Moje serce znacznie przyspieszyło. Z pomocą Paula wysiadłam z pojazdu i spojrzałam na ogromny dom. Na pewno musi być sporo wart. Drżącymi dłońmi z grzeczności chwyciłam się ramienia Paula i udaliśmy się do środka.
- Spokojnie, nie masz się czym martwić, bo na pewno Cię polubią – mężczyzna posłał mi pokrzepiający uśmiech, którego w żaden sposób nie mogłam odwzajemnić. Nawet gdybym chciała.
- Też mam taką nadzieję – powiedziałam i udaliśmy się do przestronnego salonu, urządzonego w bardzo eleganckim stylu. Przy oknie zobaczyłam chłopaka, który stał tyłem do nas. Ubrany był w czarne spodnie i czerwoną koszulę. To zapewne jeden z synów Payne'a.
- Liam, jak dobrze, że już jesteś. Proszę, poznaj moją narzeczoną, Lenę – wysoki chłopak odwrócił się, a ja zastygłam w miejscu. To jakiś koszmar. Dyskretnie uszczypnęłam się aby upewnić się, że nie śnię.
- Coś nie tak? – Paul uniósł brwi. Ja i Liam wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem niezdolni aby wypowiedzieć jakiekolwiek słowo.
- N-nie, tato, wszystko jest w jak najlepszym porządku – przez poważny ton Liama, po całym ciele przeszły mnie ciarki. Niedobrze. - Witaj, Lena. Miło Cię poznać – uścisnął moją drobną dłoń. Teraz będziemy udawać, że nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy.
- Mi też jest bardzo miło – wysiliłam się na normalny ton głosu. Uśmiechnęłam się słabo, lecz on tego nie odwzajemnił tylko patrzył na mnie pustym wzrokiem.
- Pozwólcie, że zostawię was na chwilę samych, ponieważ muszę iść po Ryana. Synu, do tego czasu zajmij się Leną – mężczyzna opuścił salon, a mnie ogarnęło jeszcze większe przerażenie niż na początku. Miałam ochotę uciec stąd jak najszybciej. 
- Liam... – zaczęłam, ale tak naprawdę nie wiedziałam jak mam się wytłumaczyć z tej sytuacji. Nic sensownego mi nie przyszło do głowy.
- Daruj sobie. Widzę, że lecisz na starszych gości, bo chcesz skorzystać na kasie, tak? Myślałem, że jesteś inna. Grubo się co do Ciebie pomyliłem – prychnął z pogardą. Usiadł na krześle przy zastawionym stole i wlepił we mnie swoje lodowate spojrzenie. Przygryzłam dosyć boleśnie wargę, by powstrzymać nadchodzące łzy.
Jedno jest pewne, Liam Payne mnie nienawidzi. Gdybym wiedziała, że to właśnie On jest synem Paula to zrobiłabym wszystko aby tutaj nie przyjść. Chociaż prędzej czy później i tak by się wszystko wydało. Ta kolacja to będzie jakaś katastrofa.


____________________________________________
Hejka!
Jak wam się podoba rozdział?
Liam już wie, że to Lena jest narzeczoną jego ojca. Jak oceniacie jego reakcję?
Zajrzyjcie do zakładki bohaterowie, dodałam tam Ryana - brata Liama.
Do następnego :).
xx

2 komentarze:

  1. boski rozdział!! Jest już pierwszy zgrzyt - I like it!! Czekam na nexta weny i buziole ;** no i wesołych świąt ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam :)
    Dopiero teraz miałam przyjemność znaleźć twój blog, i jestem zachwycona. Bardzo mi się podoba, interesująca fabuła, i ciekawi bohaterzy. Z jednej strony cieszę się że teraz, a nie wcześniej weszłam na bloga, bo nie muszę czekać na następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń