wtorek, 26 maja 2015

Epilog

Lena
Moje życie stanęło do góry nogami, przez wydarzenia jakie miały miejsce w ciągu ostatnich miesięcy. Sprawiedliwość dosięgła te osoby, które powinna. Paul Payne został zastrzelony przez policję podczas próby ucieczki za granicę, ponieważ stawiał opór. Za jego wszystkie przestępstwa, czyli: spowodowanie wypadku swojej żony, posiadanie nielegalnej broni, zabójstwa, poważne uszkodzenie ciała, defraudację oraz czarne interesy z inwestorami ze Szwajcarii, Francji, Bułgarii i Niemiec, czekałoby go dożywocie. Mój ojciec siedzi w więzieniu za współudział i nigdy z niego nie wyjdzie. Jak się później okazało, maczał palce w wypadku Eleny Murray-Payne, zabijał, po prostu był zawodowym oszustem. Moja matka postanowiła się z nim rozwieźć i zacząć życie od nowa. Danielle dopiero po miesiącu wybudziła się ze śpiączki, a jej życiu już nic nie zagrażało. Miała małe luki w pamięci. Nie pamiętała zdarzeń jakie wydarzyły się parę miesięcy przed wypadkiem. Gdy zobaczyła Ryana zaczęła płakać i krzyczeć, że go nie zna. Jednak z dnia na dzień przypomina sobie coraz więcej. Mama chce choć trochę odpłacić jej za zniszczone dzieciństwo, póki nie jest za późno, tak jak to było w moim przypadku. Nie mam jej nic za złe. Jedyną osobą, do której mogę mieć pretensję jest ojciec. Nigdy nie wybaczę mu tego, że prawie zniszczył mi życie. Powinien się za to smażyć w piekle razem z Paulem Payne.
Definitywnie porzuciłam studia prawnicze, ponieważ nigdy nie widziałam siebie w tym zawodzie. Zawsze interesowała mnie fotografia, ale ojciec zabronił mi się kształcić w tym kierunku. Po urodzeniu córeczki planuję zacząć studia fotograficzne na Royal College Of Art w Londynie.
Jeśli chodzi o Ryana, to jest teraz bardzo szczęśliwy z Monicą. Przeszedł ciężką operację kręgosłupa, dzięki której stanie na nogi, ale czeka go jeszcze męcząca i długa rehabilitacja. Wszyscy baliśmy się o niego, ponieważ lekarz ostrzegał, że Ryan może umrzeć na stole operacyjnym lub nigdy nie wybudzić się z narkozy. Mimo wszystko, moja przyjaciółka wspierała go na każdym kroku, z resztą tak jak my wszyscy. Operacja trwała wiele godzin, a gdy lekarz wyszedł i ogłosił, iż się udała, odetchnęliśmy z ulgą.
Z moich myśli wyrwał mnie szelest za mną. Chwilę później, poczułam jak sile i ciepłe ramiona oplatają się wokół mojej talii.
- Cześć kochanie – usłyszałam głęboki głos, który tak uwielbiam tuż przy moim uchu. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Tak, Liam przeżył. Z powodu krwotoku stracił tylko przytomność, a pulsu nie dało się wyczuć, ponieważ był za słaby. Kula ominęła narządy wewnętrzne, a lekarzom udało się ją wyciągnąć.
- Hej. Skończyliście dzisiaj wcześniej? – zapytałam, gdy delikatnie odwrócił mnie do siebie. Payne zdecydował się przejąć firmę i kontynuować dzieło matki oraz dziadków. Przywrócił również jej dawną nazwę – Murray Enterprises. Aktualnie z Harry'm pracują nad tym aby przywrócić jej dawną sławę oraz dobre imię, które Paul zniweczył swoimi poczynaniami.
- Powiedzmy, że tak. Strasznie za tobą tęskniłem, nie widziałem Cię od... – przerwał i spojrzał na zegarek na lewym nadgarstku. - ... dwóch godzin, dwudziestu minut i czterdziestu trzech sekund. Dziwię się, że jeszcze nie uschnąłem z tej tęsknoty – zaśmialiśmy się. Liam oparł swoje czoło o moje, a później mnie pocałował.
- Kocham Cię – powiedziałam, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- A ja bardzo kocham Was – mój mąż przychylił się aby pocałować mój dość spory brzuch, w którym rozwija się nasza córeczka. Zachichotałam i poczochrałam mu ułożone w quiff'a włosy. Niedługo po wyjściu ze szpitala oświadczył mi się, a dwa miesiące temu wzięliśmy skromny ślub w gronie najbliższych.
- Jesteś szczęśliwy? – wypaliłam nagle, zdziwiony uniósł brwi, następnie usiadł na krześle i pociągnął mnie tak, że usiadłam mu na kolanach. - Masz na myśli czy jestem szczęśliwy teraz, po tym wszystkim co się działo w ciągu kilku ostatnich miesięcy? – kiwnęłam głową i zarzuciłam mu ręce na szyję, przytulając się do niego.
- Oczywiście, że tak, nawet mogę powiedzieć, że jestem bardziej niż szczęśliwy – złożył krótki pocałunek na moim czole, a swoją prawą rękę położył na moim brzuchu. - Nigdy nie zapomnę tego jak poznaliśmy się w klubie. Już wtedy mnie zauroczyłaś do tego stopnia, że nie mogłem przestać o tobie myśleć. Wlepiłem sobie nawet miano idioty roku, bo nie wziąłem od Ciebie numeru telefonu – poczułam jak jego klatka piersiowa wibruje pod wpływem śmiechu. Przymknęłam oczy, dalej słuchając jego opowieści. - Nasze drugie spotkanie było najgorsze. Ojciec przedstawił mi Ciebie jako swoją narzeczoną, a wtedy mój świat runął już całkowicie. Byłem głupi, bo myślałem, że chcesz tylko naszych pieniędzy. Wmawiałem sobie, że Cie nienawidzę, a tak naprawdę w głębi serca kochałem. Źle Cie traktowałem i chyba nigdy sobie tego nie wybaczę. Gdy dowiedziałem się, że twój ojciec zmusił Cię do tego małżeństwa, a na dodatek bije, coś we mnie pękło. Zrozumiałem, że muszę Cię chronić i nie dopuścić do tego ślubu.
- Dziękuję, uratowałeś mnie – szepnęłam, otwierając powieki.
- Nie zawahałbym się ponownie zaryzykować życia dla was – spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. - A właśnie, pani Payne miała odpoczywać – wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie położył mnie na łóżku. Jest opiekuńczy, ale czasem aż za bardzo. Sprowadził nawet do domu Julie abym pod żadnym pozorem nic nie robiła.
- Jak się czują moje dziewczyny ? – spytał, kładąc się koło mnie.
- Grubo – zaśmiałam się i poprawiłam sukienkę ciążową. - Mam już dość tego ciągłego leżenia i nic nierobienia. Czuję się jak leń patentowany.
- Skarbie, pamiętasz co powiedział lekarz, żadnego przemęczania. Nasze maleństwo musi urodzić się zdrowe – przytulił się do mojego brzucha i złożył na nim czuły pocałunek, uśmiechając się przy tym szeroko.


Liam
- Harry, za dziesięć minut zaczyna się zebranie, a ty nadal nie ogarnąłeś tych papierów! – skarciłem przyjaciela, przeczesując włosy palcami.
- Wyluzuj. Stary, ostatnio jesteś kłębkiem nerwów – poklepał mnie po ramieniu i opadł na krzesło naprzeciwko mojego biurka.
- Po prostu Lena, niedługo ma termin porodu, a ja wręcz nienawidzę zostawiać jej samej w domu. Dzisiaj, dosłownie wypchnęła mnie z niego na siłę, mówiąc, że nic jej nie będzie – westchnąłem, kątem oka obserwując Styles'a.
- Nie martw się na zapas, a poza tym Julie do niej zajrzy i jeśli... – nie zdążył dokończyć zdania, ponieważ przerwał mu dźwięk mojego telefonu. Widząc na wyświetlaczu imię mojej żony, odebrałem bez dłuższego namysłu.
- Tak skarbie? – zapytałem z uśmiechem. - Jak to? Teraz?! Przecież mamy jeszcze dwa tygodnie! – poderwałem się z krzesła, wyrzucając słowa z prędkością światła. - Oddychaj spokojnie. Już do Ciebie jadę – rozłączyłem się i w pośpiechu przewracałem wszystkie rzeczy na biurku w poszukiwaniu kluczyków od samochodu.
- Liam, ja mam twoje kluczyki – Harry rzucił mi je.
- Poradzisz sobie na spotkaniu beze mnie?
- Pewnie. A teraz jedź, Lena i dziecko Cie potrzebują. Tylko uważaj po drodze – wybiegłem z biura, przy okazji potrącając kilka osób.
- Gdzie szef tak pędzi? – krzyknął za mną jeden z pracowników.
- Moja żona rodzi! – odkrzyknąłem.
- Gratulacje szefie i niech pan nie zapomni pozdrowić od nas pani Leny – nic już nie odpowiedziałem, tylko pobiegłem najszybciej jak mogłem na parking. Nie zważając na żadne przepisy drogowe, jechałem jak szalony.
- Wreszcie jesteś! – powiedziała Monica, gdy mnie zobaczyła. Na miejscu była również mama Leny i mała Dani.
- Co z nią? – spytałem zdyszany, ponieważ biegłem schodami zamiast czekać na windę, która okropnie się wlekła.
- Dobrze, ale nie masz się co łudzić, że Cię tam wpuszczą. W tym szpitalu mają jakieś durne przepisy – prychnęła poirytowana. Ze zdenerwowania zacząłem chodzić tę i z powrotem po korytarzu.
Trzy godziny. Trzy pieprzone godziny, a ja w dalszym ciągu nie mam żadnych wieści o Lenie. Miałem ochotę siłą wejść na salę porodową.
- Państwo są rodziną Leny Payne? – z sali wyłonił się lekarz w białym kitlu.
- Jestem jej mężem – odepchnąłem się od ściany i podszedłem do mężczyzny.
- Gratuluję ślicznej i zdrowej dziewczynki. Pana żona jest zmęczona, ale czuje się dobrze, poród przebiegł bez żadnych komplikacji. Może pan do niej iść, jest w sali 853 – dopiero po chwili dotarł do mnie sens tych słów. Zostałem ojcem.
Stanąłem przed białymi drzwiami z numerem 853 i powoli je otworzyłem. Najciszej jak się dało wślizgnąłem się do środka. Zobaczyłem Lenę, siedzącą na łóżku. Na rękach trzymała naszą córkę, zawiniętą w różowy kocyk. Zrobiłem kilka kroków w jej stronę i usiadłem na krześle obok łóżka.
- Chcesz ją potrzymać? – zapytała, nie odrywając wzroku od dziecka. Uśmiechnąłem się szeroko i skinąłem głową. Lena ostrożnie podała mi małą.
- Jest śliczna i podobna do Ciebie – stwierdziłem, gdy odchyliłem kocyk aby dokładnie zobaczyć córeczkę.
- Dowiem się w końcu jak ma na imię ta ślicznotka? – do sali z impetem wpadła Monica. Jezu, ta kobieta jest naprawdę niecierpliwa.
- Elena Grace Payne – odparliśmy jednocześnie z Leną.
To był zdecydowanie jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu.


4 lata później
Lena
Siedziałyśmy z Monicą na kocu i obserwowałyśmy jak Liam z Ryanem, ganiają Elenę po ogrodzie. Jej wesołe piski roznosiły się po całej okolicy.
- Niby mają te dwadzieścia osiem lat, ale w duchu to nadal dzieci – skomentowała Monica, masując wielki brzuch. Po ukończeniu studiów aktorskich wyszła za Ryana, a później dostała angaż w serialu telewizyjnym, który doczekał się aż trzech sezonów. Na czas ciąży zawiesiła swoją karierę.
- Ciesz się, że nie roznoszą domu, tak jak ostatnim razem – zaśmiałam się i wzięłam na ręce małego Adriana. Pół roku temu urodziłam dwóch chłopców. Adrian Matthew Payne i Liam James Payne Junior, byli wierną kopią swojego taty, oprócz koloru oczu, który odziedziczyli po mnie. Głęboko w pamięć wrył mi się dzień, w którym Liam dowiedział się o mojej drugiej ciąży.

Mimo, iż mój mąż powinien wiedzieć o tym pierwszy, to moja przyjaciółka wycisnęła ze mnie fakt, że znów spodziewam się dziecka. Założę się, że już wypaplała o tym Ryanowi. Oczywiście nie mogła się powstrzymać i przy pierwszej lepszej okazji kupiła różowe oraz niebieskie śpioszki, ponieważ to za wcześnie aby określić płeć.
- Lena? – do sypialni wszedł Liam, który trzymał coś w obu rękach.
- Hmm?
- Um, skarbie po co Ci te śpioszki? – pomachał mi ubrankami przed oczami. O kurde, pewnie zostawiłam je w salonie i zapomniałam sprzątnąć, a nie tak miałam mu powiedzieć o ciąży. Trudno.
- Monica je kupiła – powiedziałam wymijająco.
- Ale po co? – jeszcze się nie domyślał o co chodzi.
- Bo będziemy mieli dziecko – wyznałam i czekałam na reakcję z jego strony.
- Fajnie... czekaj, nie przesłyszałem się? Jesteś w ciąży? – kiwnęłam twierdząco głową. Na widok jego zdezorientowanej miny, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymałam.
- Naprawdę znowu zostanę tatą? – dopytywał, jakby nie mógł w to uwierzyć.
- Tak. Cieszysz się?
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo – podbiegł do mnie i uniósł nad ziemię, okręcając kilka razy dookoła. 
- Tylko zastanawia mnie jedna sprawa – zaczął. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Dlaczego o naszych dzieciach zawsze dowiaduję się ostatni? A podobno tatusiowie są pierwsi w kolejce do informacji – wzruszyłam ramionami. Zaśmialiśmy się, a następnie złączyliśmy usta w długim pocałunku.

- Czuję jakbym miała zaraz eksplodować, a mój kręgosłup pęka w szwach – jęknęła blondynka.
- A jeszcze niedawno śmiałaś się ze mnie – powiedziałam żartobliwie.
- Wtedy nie wiedziałam, że noszenie dziecka może być takie męczące. Chodzę ciągle głodna, puchną mi palce. Ty i tak miałaś trochę lżej, bo u Ciebie obeszło się bez tych dziwnych zachcianek – westchnęła. Podniosła żółty gryzaczek, który upuścił mały Liam i włożyła mu go z powrotem do rączki.
- Zobaczysz, że gdy weźmiesz je w ramiona, zapomnisz o tym wszystkim – uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco.
- Wiem, wiem, ale nie mogę się już doczekać – w tym momencie obok nas zjawili się Liam oraz Ryan, który niósł Elenę na barana.
- Jezu, Lena ta wasza mała ma tyle energii, że zamęczyłaby stado słoni. Wy serio musieliście ją robić na szybko – zażartował Ryan, a jego żona zmroziła go lodowatym spojrzeniem.
- Ryan! Nie przy dzieciach – Liam trzepnął go w tył głowy i wziął jednego z bliźniaków na kolana. Odkąd blondyn odzyskał władzę w nogach, znów stał się tym szalonym chłopakiem sprzed lat.
- Marny z Ciebie koń wujku za sybko sie męcys. Wujek Haly jest lepsy – wypaliła nagle czterolatka, a wszyscy zanieśliśmy się gromkim śmiechem. Harry nadal jest singlem, ale już nie imprezuje do upadłego jak kiedyś. Do tej pory przyjaźni się z moim mężem i razem pracują. Jest również częstym gościem w naszym domu.
- Marny mówisz? To lepiej uciekaj, bo ten koń zaraz Cię dopadnie – dziewczynka rzuciła się do ucieczki. Ryan zerwał się z koca i pobiegł za nią. Starszy z barci Payne spełnił swoje marzenie o zostaniu piłkarzem i gra w dość znanym klubie.


***


- Zasnęli? – Liam objął mnie od tyłu i zerknął przez moje ramię na naszych synów.
- Tak, Ryan ich wymęczył i padli jak muchy – powiedziałam szeptem. Poprawiłam ich kocyki i ucałowałam obu w czoło, a Liam uczynił to samo. Wyszliśmy z pokoju i po drodze zajrzeliśmy jeszcze do Eleny, która smacznie spała.
- Wiesz, że Cię kocham? – szatyn mocno mnie przytulił.
- Nie dajesz mi o tym zapomnieć, bohaterze – zachichotałam, a Payne wpił się w moje usta. Bez żadnego zastanowienia, oddałam pocałunek zarzucając mu ręce na szyję.
Może to wydawać się banalne, ale nigdy nie przypuszczałam, że zakocham się w aroganckim chłopaku, który nienawidził mnie z całego serca.

Koniec.



________________________________________________
Cześć Miśki.
Przepraszam, ale zrobiłam was w balona. Liam żyje i taki był zamiar od początku. Nie gniewacie się już na mnie ? Widzicie, jednak mam serce. Po prostu nie mogłam go uśmiercić, sumienie mi na to nie pozwoliło.
To już koniec Save Me. Jest happy end :)
Piszcie swoje opinie o epilogu oraz o całym opowiadaniu. Kto był waszym ulubionym bohaterem ?
Niech każdy kto to przeczyta zostawi po sobie komentarz, nawet zwykłą kropkę. Chcę wiedzieć ile osób czytało moje opowiadanie. Aż się popłakałam.
Przepraszam was za wszystkie błędy, na pewno znajdzie się ich masa, ale jestem amatorką, więc nie oczekujcie ode mnie wiele.
Dziękuję wam za 163 komentarze, 10 obserwatorów oraz 4,915 wyświetleń. Wow, jeszcze raz dziękuję. Bez was nie dałabym rady pisać, ponieważ byliście świetnym wsparciem i motywacją :) A na początku myślałam, że tylko jedna osoba będzie to czytać i opowiadanie jest beznadziejne.
Nie żegnam się z wami na dobre, ponieważ mam już pomysł na kolejne ff. Zacznę je pisać dopiero w lipcu po moich egzaminach zawodowych. Trzymajcie za mnie kciuki.

Dziękuję za wszystko i do zobaczenia.
Pozdrawiam, Cynical Caroline.

sobota, 23 maja 2015

Rozdział Piętnasty

Lena
- No, dalej suko, obudź się wreszcie! – ktoś boleśnie uderzył mnie w policzek. Powoli uchyliłam powieki, obraz przede mną był trochę zamazany. Wyostrzyłam wzrok i zauważyłam pochylającą się nade mną Sandrę.
- Witam, śpiącą królewnę – blondynka zaśmiała się tak jakby dopiero co usłyszała najlepszy kawał w swoim życiu. Powoli przekręciłam głowę i syknęłam, ponieważ skronie zaczęły niemiłosiernie pulsować z bólu. Sandra musiała mnie czymś uderzyć aby mnie ogłuszyć. Zorientowałam się, że leżę na ziemi, a wokół mnie jest pełno odłamków szkła, starych przedmiotów oraz tekturowych pudeł. Usiadłam i rozmasowałam głowę, by choć trochę złagodzić uciążliwy ból.
- Dlaczego mi to robisz? – spytałam, patrząc na nią błagalnym wzrokiem. Znów się zaśmiała, jednak tym razem nieco ciszej.
- Nie udawaj głupiej, Lena. Zabrałaś mi Liama, jedyną osobę, którą prawdziwie kocham i wiem, że on odwzajemnia to uczucie. Niepotrzebnie weszłaś z buciorami w nasze cudowne życie. Byliśmy razem tacy szczęśliwi, w końcu to mój mąż – wycedziła przez zęby. Jezu, ona naprawdę postradała zmysły. Myśli, że Liam się z nią ożenił.
- Jak mogłam Ci go zabrać, skoro nawet nie byliście razem? – po tych słowach, w oczach Sandry pojawił się dziwny błysk. Przeraziło mnie to.
- Ach, doprawdy?! – zadrwiła, zakładając ręce na piersi. - Mam świetny pomysł. Zagrajmy w grę. Nie przejmuj się, zasady są bardzo proste. Musisz po prostu siedzieć i się nie ruszać, a resztę zostaw mnie – wystraszona, zrobiłam wielkie oczy. Co ta wariatka kombinuje? W gardle zaczęła formować mi się ogromna gula, której w żaden sposób nie mogłam przełknąć.
- A jeśli obiecam, że już nigdy nie zbliżę się do Liama, wypuścisz mnie? Przysięgam, że nic nikomu nie powiem. Nie pisnę ani słowa – przysunęłam się bliżej brudnej ściany i się o nią wsparłam.
- Uważasz mnie za idiotkę?! Nie ma mowy, a poza tym niedługo dołączy do nas jeszcze jedna osoba. Gwarantuję, ucieszysz się na ten widok – uśmiechnęła się do mnie. Skrzywiłam się i dokładnie się jej przyjrzałam. Była ubrana na biało, śmiało mogłam stwierdzić, że był to strój pielęgniarki.
- Proszę Cię j... – zamarłam w pół zdania, gdy zobaczyłam jak z białego kitla wyciąga nóż i to całkiem spory. Skuliłam się i zaczęłam modlić aby ktoś mi pomógł.
- Zabawę czas zacząć – zaśmiała się złowieszczo. Przejechała ostrzem po swojej prawej ręce, gdzie powstało nacięcie, z którego zaczęła się sączyć krew. Czułam jak robi mi się niedobrze.
- Nie będzie bolało... chociaż może tylko troszkę – objęłam rękoma brzuch, a mój oddech znacznie przyspieszył. Blondynka usiadła koło mnie, uśmiech nie schodził z jej twarzy nawet na moment.
- Błagam, nie rób mi krzywdy – odsunęłam się od niej na kilka centymetrów. Zmarszczyła brwi i zrobiła smutną minę. Boże, dopomóż.
- Szkoda by było, gdybyś straciła tego dzidziusia, prawda? – chciała dotknąć mojego brzucha, ale znów się odsunęłam. Ona chce zabić moje i Liama dziecko. Mój strach rósł z minuty na minutę.
- Moje dziecko nie jest niczemu winne, więc nie masz prawa go zabijać.
- Oczywiście, że bachor jest winny, wystarczy, że jego ojcem jest Liam Payne. Przez niego, mój LiLi mnie opuścił – złapała mnie za włosy i przeciągnęła do drugiego pomieszczenia. Nie mam pojęcia skąd wzięła tyle siły, by tego dokonać.
- Sandra, nie rób głupot – niemal wyszlochałam.
- Zamknij się dziwko! Od samego patrzenia na twoją żałosną mordę, mam nieodpartą ochotę Cię zabić – uderzyła mnie z pięści. Na ustach poczułam metaliczny posmak krwi. Próbowałam się podnieść, ale wymierzyła mi kolejny cios, przez co upadłam z powrotem na ziemię.
- Przestań! – próbowałam się bronić, lecz Sandra mimo niewielkiej masy ciała i tak była silniejsza ode mnie.  
- Liam kocha tylko mnie. Jest mój! Zdychaj, pierdolona zdziro – przejechała nożem po moim ramieniu. Wydałam z siebie stłumiony krzyk. Czerwona ciecz zaczęła spływać wzdłuż mojej ręki. Strach sięgnął zenitu, kiedy zaczęła wymachiwać nożem nad moim brzuchem.
- To dziecko nie może przyjść na świat – zamachnęła się, chcąc wbić ostrze, ale w ostatniej chwili przekręciłam się na bok, unikając ugodzenia.
- Sandra! – obok nas pojawił się ktoś, kogo zupełnie się nie spodziewałam. Paul Payne we własnej osobie. Moja oprawczyni odskoczyła ode mnie jak oparzona. Odetchnęłam z ulgą, ponieważ maleństwo było bezpieczne. Na razie.
- Jak śmiesz mi przerywać, Paul? Już prawie ją zatłukłam! – blondynka wrzasnęła tak głośno, że musiałam sobie zatkać uszy. Payne podbiegł do niej i wyrwał nóż z ręki.
- Oddawaj staruchu! Chcę ją wykończyć – próbowała odebrać mu narzędzie zbrodni, ale mężczyzna mocno ją odepchnął. Zachwiała się i z hukiem wpadła prosto w kartonowe pudełka.


Liam
- Nie powinienem zostawiać jej samej na tym pieprzonym parkingu! – ze złości przywaliłem pięścią w ścianę. Jak mogłem być tak głupi i nieodpowiedzialny?
- Nie mogła tak po prostu wyparować – stwierdził Harry, spoglądając raz na mnie, raz na Monicę i Ryana, którzy przyjechali od razu do mojego apartamentu, po tym jak poinformowałem ich o nagłym zniknięciu Leny. Albo raczej porwaniu.
- Jestem pewien, że to sprawka tej wariatki. Sandra musiała mnie obserwować odkąd uciekła. Nienawidzi Leny, a już raz zrobiła jej krzywdę, więc drugi raz też nie zawaha się tego dokonać. 
- Liam, sprawa jest już zgłoszona na policję. Uspokój się, na pewno ją znajdą – Styles, od dobrych dwóch godzin powtarza to samo zdanie. Zaczyna mnie to powoli wkurwiać. Ja tu odchodzę od zmysłów, a on każe mi się uspokoić.
- Kogo ty oszukujesz, Harry? Zanim ją znajdą minie kilka dni. Do tego czasu Sandra może zrobić wiele. Jeśli coś się stanie Lenie, albo dziecku... nigdy sobie tego nie wybaczę. I jak mam być spokojny?! – złapałem przyjaciela za koszulkę i trochę nim potrząsnąłem. Emocje we mnie buzowały jak nigdy dotąd. Każdy kto w tym momencie stanął na mojej drodze był zagrożony.
- Walenie pięściami w ścianę nic tu nie pomoże – odezwał się Ryan podjeżdżając koło mnie, a Monica nie odstępowała go na krok. Rozstała się z Harry'm parę miesięcy temu i od tej pory coraz częściej spotyka się z moim bratem. Widzę, że coś między nimi jest, ale Ryan stanowczo zaprzecza, mówiąc, że Stone nie zechciałaby takiego inwalidy jak on. Bzdury.
- Chyba zacznę jej szukać na własną rękę – nerwowo przeczesałem włosy palcami. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariata.
- To jak szukanie igły w stogu siana – zauważyła Monica i opadła na kanapę, chowając twarz w dłoniach.
- Nie mogę tak po prostu siedzieć i wyczekiwać na telefon z policji – zdesperowany, zacząłem chodzić w te i z powrotem. Muszę ją znaleźć. Muszę.
- A jeśli ojciec porwał Lenę, a nie Sandra? Doskonale wiemy, że chciał się na niej zemścić i to składa się w całość. Tylko zastanawia mnie, skąd on wiedział, że wróciła – powiedział blondyn. Spostrzeżenia mojego brata mogą być prawdziwe.
- Pojedźmy do was do domu. Li, sam kiedyś mówiłeś, że twój ojciec ma taki gabinet, do którego nie można wchodzić bez jego zgody. Skoro jest tak pilnie strzeżony, to może tam znajdziemy jakiś trop – jak jeden mąż rzuciliśmy się do drzwi. W rekordowym czasie znaleźliśmy się przed rezydencją. Wszystkie światła w środku były pogaszone, czyli Paula nie ma.
- Masz klucze? – zwróciłem się do Ryana. Z kieszeni jeansów wyciągnął pęk kluczy i mi go podał. Włożyłem odpowiedni do zamka, lecz nic nawet nie drgnęło.
- Co jest? – spytał Styles. Ponownie próbowałem przekręcić klucz. Znów nic.
- Stary zmienił zamki.
- Wiem. Chodźmy od strony ogrodu, tamte drzwi są słabsze i będzie lepiej je wyważyć – zaproponował Ryan. Miał rację, wystarczyło kilka dość mocnych uderzeń, a drzwi ustąpiły. Z drzwiami od gabinetu było nieco gorzej, więc użyliśmy młotka do pomocy. Wszyscy wzięliśmy się za przeszukiwanie pomieszczenia, w nadziei, że znajdziemy jakieś poszlaki.
- Mam coś – Monica pomachała białą kopertą przed moimi oczami.
- Przecież to zdjęcia moje i Leny z wczoraj – przejrzałem dokładnie wszystkie z nich. Paul najwidoczniej musiał wynająć kogoś aby mnie śledził. Teraz jestem na sto procent pewny, że porwał Lenę. Grozi jej ogromne niebezpieczeństwo. 
- Harry, sprawdź szafkę koło okna. W środku powinien być czarny neseser, a w nim broń – rozkazałem Styles'owi. Wyjął neseser i położył go na biurku, a następnie go otworzył. Jego oczy dwukrotnie się powiększyły.
- Umm, Liam... tutaj nie ma żadnej broni – po tych słowach mój puls znacznie przyspieszył. On ją zabije. Nie mogę do tego dopuścić.
- O Boże, przecież Lena i dziecko mogą zginąć – Stone, zaniosła się szlochem. Przykucnęła obok wózka mojego brata i wtuliła się w jego szyję.
- Tylko gdzie ojciec mógł ją zabrać? – zaczął się zastanawiać Ryan. Nagle mnie olśniło.
- Jak mogłem wcześniej na to nie wpaść?! Na pewno przetrzymuje ją w tej opuszczonej fabryce, w której zabił Anthony'ego Carter'a. Jadę tam.
- Pojadę z tobą – Harry położył mi rękę na ramieniu.
- Nie. Muszę załatwić to sam. Wy lepiej zawiadomcie policję – jak torpeda wybiegłem z domu. Wsiadłem do auta i nie zważając na ograniczenia prędkości, jechałem jak szalony. Błagam, oby nie było za późno. Uratuję Lenę i nasze maleństwo.


Lena
Z przerażeniem przyglądałam się scenie, która rozgrywała się przede mną. Paul zaczął dusić Sandrę, która za wszelką cenę próbowała się wyrywać.
- Już nie jesteś mi do niczego potrzebna! – krzyczał mężczyzna, coraz bardziej zacieśniając uścisk na jej szyi. Blondynka wymachiwała rękoma i próbowała łapać powietrze.
- O-bie-całeś ż-że L-li-li będzie m-ó-jj – wydukała z trudem, ponieważ brakowało jej tlenu. Jej gałki oczne prawie wyłaziły na wierzch. Powoli przeczołgałam się do ogromnego pudła, o które się wsparłam. Krew z mojej rany nadal ciekła. Oderwałam kawałek kremowego sweterka i zawiązałam go na ramieniu aby jakoś zatamować krwawienie. Było mi cholernie słabo.
- Kłamałem kretynko! Wątpię aby mój synalek zechciałby być ze stukniętą dziewczyną. Pomogłem Ci uciec z tego jebanego zakładu, bo chciałem jakoś sprowadzić Lenę do Londynu. Przyznaję, twój plan z potrąceniem Danielle był świetny, a Lena wróciła, ale twoja rola w tym wszystkim się kończy – Paul zaśmiał się gorzko. Jednak nie trwało to długo, ponieważ Miller złapała za kamień, który leżał na ziemi i uderzyła go nim. 
- Ty szmato! – Payne puścił Sandrę, a ona szybko zepchnęła go z siebie. Mężczyzna syknął z bólu.
- Nie dam się wykiwać, Paul. Dzięki mnie ta suka Williams jest teraz tutaj, więc liczę na rewanż. Zmusisz Liama aby do mnie wrócił. Jestem jego żoną, ma obowiązek ze mną być – dyszała ciężko i jednocześnie masowała szyję, na której były widoczne czerwone ślady. Odbite dłonie Paula.
- Jesteś żałosna. Nie miałem nawet najmniejszego zamiaru Ci pomagać – czterdziestopięciolatek splunął z pogardą. Skorzystał z chwili nieuwagi chorej psychiczne i złapał ją za włosy. Zaczął uderzać jej głową o ścianę. Specjalnie celował tak aby trafić w potylicę. Blondynka krzyczała jakby zdzierali z niej skórę, a po kilku mocniejszych uderzeniach osunęła się na ziemię. Skuliłam się i zasłoniłam sobie usta dłońmi aby również nie krzyknąć.
- Nareszcie, myślałem, że nigdy nie zdechnie – mruknął pod nosem, po tym jak sprawdził puls dziewczyny. Nie żyje. Sandra Miller umarła. Z oczu zaczęły mi wypływać łzy, ponieważ wiem, że mnie spotka taki sam los. 
- Teraz sobie porozmawiamy, Leno – Paul zbliżył się do mnie, aż poczułam bardzo nieprzyjemny dreszcz.
- Czego ode mnie chcesz? – spytałam, drżącym głosem. 
- Upokorzyłaś mnie, a tego się nie wybacza. Nie było Cię kilka miesięcy, a tu proszę wracasz z brzuchem. Puszczalska – wymierzył mi siarczysty policzek. Jęknęłam, gdy poczułam ostre pieczenie. 
- Myślałaś, że nie uderzę ciężarnej? – nie odpowiedziałam na jego pytanie, tylko patrzyłam na niego z wyraźnym strachem w oczach. - Kochałem Cię i miałem nadzieję, że ty mnie również. Robiłaś dobrą minę do złej gry, perfidnie mnie okłamywałaś.
- Wiesz, że byłam z tobą, ponieważ ojciec mi tak kazał. Nigdy Cię nie kochałam! – zdobyłam się na odwagę i wykrzyczałam mu prosto w twarz, to co leżało mi na sercu od dawna. Złe posunięcie. Po raz kolejny mnie uderzył.
- Doprowadziłeś do wypadku mojej siostry. Jesteś potworem – nie dawałam  za wygraną i dalej mówiłam.
- Byłem pewny, że jeśli coś stanie się, któremuś z twoich bliskich, to wyjdziesz ze swojej kryjówki. Pomogłem Sandrze uciec, a jej plan okazał się sukcesem. Potrąciła Danielle oraz jej opiekunkę, która niestety zmarła na miejscu. Możesz mi wytłumaczyć, co robił z tobą Liam pod szpitalem? Jesteś z nim w zmowie przeciw mnie?! – każde jego kolejne słowo aż ociekało przekąsem, a gdy wspomniał o Liamie byłam zdziwiona. Skąd mógł wiedzieć, że był wtedy ze mną?!
- Nie wiem o czym mówisz. Nie utrzymuję kontaktu z twoim synem.
- Zdjęcia, które otrzymałem nie kłamią. Wyraźnie widać na nich Ciebie oraz Liama – przełknęłam ślinę. Plusem jest to, że nie podejrzewa nas o romans. - We dwoje coś kombinowaliście. A teraz powiesz mi kto jest ojcem tego bękarta?! – gwałtownie postawił mnie na nogi. Wszystko wokół mnie dziwnie wirowało.
- N-nie powiem – mój głos z każdym słowem słabł, a oczy czterdziestopięciolatka nabierały coraz większej furii.
- Powtórzę jeszcze raz. Kto zmajstrował Ci tego bękarta?! – wycedził przez zęby i popchnął mnie. W ostatniej chwili przytrzymałam się filaru, więc nie upadłam.
- P-proszę, przestań nig...
- Ja jestem ojcem dziecka – za plecami Paula, zauważyłam postać Liama. Jakim cudem wiedział, gdzie jestem? Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Mężczyzna odwrócił się, a na widok syna szczęka opadła mu prawie do ziemi. Był bardzo zaskoczony.
- Ty?!
- Liam kłamie – powiedziałam stanowczo. Jak na rozkaz obaj na mnie spojrzeli. W oczach młodego Payne'a widziałam determinację.
- Czas przerwać tę szopkę i skończyć z kłamstwami, Lena. Mówię poważnie. Kocham Lenę, a dziecko jest moje – zrobił kilka ostrożnych kroków w moją stronę. Paul aż kipiał z nienawiści. Na twarzy zrobił się czerwony jak pomidor.
- To jakiś żart, prawda?! – wybuchł starszy Payne. Liam pokręcił przecząco głową, a jego oczy przybrały rozmiary pięciozłotówek, kiedy zobaczył martwe ciało Sandry.
- Mój własny syn, obracał moją narzeczoną za moimi plecami – Paul rzucił się na dwudziestoczterolatka. Poczułam silne kopnięcie i usiadłam. Liam to zauważył. Zadał ojcu cios z kolana w brzuch, a ten zgiął się w pół i plunął krwią.
- Wszystko w porządku? – spanikowany Liam doskoczył do mnie. Pomasowałam brzuch i wzięłam kilka głębokich wdechów.
- Tak – pomógł mi wstać. Usłyszeliśmy gromki śmiech Paula, który zza paska spodni od garnituru wyciągnął pistolet. Wymierzył nim we mnie.
- Piękna scenka, ale niestety Lena musi zginąć. Synu, możesz pożegnać się z ukochaną.
- Po co to robisz? Myślisz, że to pomoże?! – krzyknął młodszy Payne, zaciskając dłonie w pięści.
- Od urodzenia byłeś mi solą w oku, z resztą tak jak ten głupi inwalida Ryan. Nigdy nie kochałem Eleny, a tym bardziej was. Dwoje dzieci w jednym roku nie było szczytem moich marzeń. Byliście tylko przeszkodą na drodze do mojego sukcesu. Pragnąłem władzy, pieniędzy, wpływów, a wasza matka miała to wszystko, więc czemu miałem nie skorzystać? Ożeniłem się z nią tylko dlatego, a ty i twój brat byliście moim największym błędem. Przeklinam dni, w których się urodziliście. Nie rozumiem za co Elena was tak kochała, obaj jesteście do niczego – te słowa musiały zaboleć Liama, mimo, iż nie pałał do ojca miłością.
- A kiedy na was patrzę, to widzę ją. Jesteście obrzydliwie podobni do matki. Pozbyłem się jej i jestem z tego cholernie dumny. Niczego nie żałuję – wysyczał jadowicie. Odbezpieczył broń, a mój oddech przyspieszył. - Przyjemnego smażenia w piekle, Leno – pistolet wystrzelił, a wtedy Liam osłonił mnie swoim ciałem. Opadł na ziemię. Jego koszulka w mgnieniu oka nasiąkała krwią.
- Nie! Liam – uklęknęłam obok jego ciała. Położyłam jego głowę sobie na kolanach.
- Jaka szkoda, że Liam jest taki bezmyślny i oddał za Ciebie oraz bachora życie. Nie nacieszy się nim, bo nigdy go nie zobaczy. Mógłbym również Ciebie w tym momencie zabić, ale napawam się widokiem twojego cierpienia, które nigdy się nie skończy – Paul opuścił pomieszczenie, a jego śmiech roznosił się echem po całym budynku.
- Lena... kocham Cię. Ty i dziecko jesteście najlepszym co mnie w życiu spotkało – szepnął mój ukochany. Zdjęłam sweterek i przyłożyłam go do rany postrzałowej, by zatrzymać krwotok. Syknął i wypuścił ze świstem powietrze. 
- Ja Ciebie też bardzo kocham. Nie zostawiaj nas! – klepnęłam go po policzku, kiedy zorientowałam się, że jego powieki powoli się zamykają.
- Nie chcę tego robić, ale nie ma dla mnie ratunku. Ledwo oddycham – na zewnątrz było słychać syreny policyjne.
- Pomoc jest blisko – wychlipałam przez łzy.
- Kochanie... pocałuj mnie... ostatni raz.
- Liam, proszę nie mów tak – przygryzłam wnętrze policzka. Nachyliłam się i musnęłam jego usta.
- Pamiętaj, że zawsze będę z wami. Jeśli nie ciałem, to duchem. Powiedz naszemu dziecku, że tatuś bardzo je kochał – resztkami sił zerwał łańcuszek z krzyżykiem z szyi i położył mi go na ręce. - Weź, będzie Ci o mnie przypominał.
- Błagam Cię – uścisk jego dłoni zelżał.
Zamknął oczy. Nie wyczułam pulsu. To już koniec.



_____________________________________
Hejka :*
Co sądzicie o ostatnim rozdziale?
Przed nami jeszcze tylko epilog.
Tylko nie zabijcie mnie za końcówkę. Proszę was o łaskę i litość :D
Dziękuję wam bardzo za wszystkie komentarze. Jestem zdziwiona, że tyle osób czyta moje marne wypociny.
Napiszcie w komentarzach ogólnie co myślicie o tym opowiadaniu. Co wam się podobało, a co nie?
xx
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

wtorek, 19 maja 2015

Rozdział Czternasty

Kilka miesięcy później
Liam
- Już nie mogę, Liam – wydyszała ciężko Lena, a po bladym czole, spływały jej kropelki potu.
- Kochanie, wytrzymaj jeszcze trochę – pocałowałem jej dłoń, która mocno ściskała moją.
- Nie dam rady, brak mi siły – jej twarz wykrzywiła się w bólu i wzmocniła uścisk ręki. Gdybym mógł, to zamieniłbym się z nią miejscami, aby tylko nie musiała się męczyć.
- Widać główkę, przyj Leno! – krzyknął lekarz.
- Jestem przy tobie, dasz radę – starałem się ją jakoś zmotywować. Po kilkunastu minutach ciężkich zmagań, usłyszeliśmy donośny płacz dziecka. Zmęczona szatynka opadła na poduszki z lekkim uśmiechem.
- Poradziłaś sobie. Kocham Cię – musnąłem jej usta i odgarnąłem mokre kosmyki włosów z twarzy.
- Ja Ciebie też kocham – szepnęła, starając się wyrównać oddech.
- Gratulacje dla świeżo upieczonych rodziców – położna podała mi dziecko, owinięte w niebieski kocyk. Nagle światło na moment zgasło, a później znów się zapaliło. W pomieszczeniu nastała grobowa cisza. Lekarz, pielęgniarki i położna zniknęli. Przerażony spojrzałem na łóżko, na którym leżała Lena. Wokół niej było mnóstwo krwi, nie ruszała się. Krzyczałem, żeby ktoś jej pomógł, niestety na marne.
- Myślałeś, że będziesz szczęśliwy z inną, Lili? – z ciemnego zaułka wyłoniła się postać Sandry. Jej ubrania były całe we krwi, tak jak ręce.
- Czego chcesz?! – warknąłem, przytulając płaczące dziecko w moich ramionach.
- Ciebie. Jesteś tylko mój i już zawsze tak będzie. Ta szmata i bachor nie byli Ci do niczego potrzebni. Teraz możemy być razem – wybuchła gromkim śmiechem. 
- Masz obsesję na moim punkcie. Powinnaś się leczyć! – krzyknąłem, gdy zaczęła zmierzać w moją stronę. Cofnąłem się o kilka kroków w tył.
- Och, LiLi, mała obsesja jeszcze nikomu nie zaszkodziła – wyszeptała tuż przy moim uchu, aż przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Maleństwo przestało płakać, a jego malutka buźka zrobiła się sina.
- Zostaw tego bękarta, nie widzisz, że nie żyje tak jak ta zdradziecka suka, Lena?! – obok Sandry, dosłownie znikąd pojawił się mój ojciec z kpiącym uśmieszkiem. 
- Nie martw się synku, zaraz do nich dołączysz w piekle – strzelił do mnie z pistoletu prosto w serce, śmiejąc się przy tym jak chory umysłowo.

- Nie!! – gwałtownie otworzyłem oczy, ciężko oddychając. Podniosłem głowę z biurka, przy którym zasnąłem, a ciężar ciała przeniosłem na oparcie krzesła. Odetchnąłem z ogromną ulgą, gdy zorientowałem się, że to tylko kolejny zły sen. Od kilku miesięcy mnie prześladują niemal noc w noc. Śni mi się Lena na zmianę z moją mamą. Zawsze na końcu zabija je Sandra lub Paul. Ten koszmar był najgorszy ze wszystkich. Czuję, że stanie się coś złego i nastąpi to niebawem. Odkąd Lena odeszła, nie dzieje się tutaj dobrze. Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia dlaczego to zrobiła. Ślub się nie odbył, a ojciec czuje się przez nią upokorzony i jest żądny zemsty, a w przypływie złości wyrzucił Julie oraz Ryana z domu. Oczywiście, nie mogłem zostawić brata na lodzie, więc mieszka ze mną. Szukam Leny cały czas, niestety bez skutku. Odchodzę od zmysłów i szaleję z niepokoju, ponieważ nie wiem co się z nią dzieje. Wielokrotnie błagałem Monicę aby powiedziała mi gdzie jest Williams, lecz ona twierdzi, że ich kontakt urwał się cztery miesiące temu oraz nie ma zielonego pojęcia, gdzie aktualnie przebywa. Poprzysiągłem sobie, że nie spocznę dopóki nie znajdę Leny, inaczej nie nazywam się Liam Payne.


***


- Liam, wstawaj! – poczułem jak ktoś zawzięcie szturcha mnie za ramię. Nie zwracając większej uwagi na tę osobę oraz czego ode mnie chce, przekręciłem się na drugi bok.
- Kimkolwiek jesteś, odejdź. Chcę spać – jęknąłem, nakrywając się poduszką.
- Na Boga, już trzynasta, a to naprawdę ważne! – otworzyłem powieki i zobaczyłem Ryana, który był bardzo zdenerwowany. Gwałtownie podniosłem się do pozycji siedzącej od razu tego żałując. Moje plecy oraz kark dosłownie pulsowały z bólu, a wszystko przez to, że pół nocy spałem przy tym pieprzonym biurku.
- Co się dzieje? – spytałem, starając się rozmasować obolałe miejsca. Niestety to na nic się zdało, a dyskomfort coraz bardziej mnie irytował.
- Chodzi o Sandrę – powiedział to tak szybko, że ledwo go zrozumiałem. 
- A co mnie obchodzi ta wariatka, gdyby chodziło o Lenę t... – nie zdążyłem dokończyć zdania, ponieważ blondyn mi przerwał.
- Ona nawiała z psychiatryka dwa dni temu i już są tego pierwsze efekty – na tę wieść moje serce prawie się zatrzymało.
- Jak mogła uciec, skoro zakład jest dobrze strzeżony?
- Zdziwiłbyś się. Mimo swojego szaleństwa ona jest bardzo przebiegła i jest w stanie wykiwać każdego, a Danielle była jej pierwszą ofiarą – Ryan przełknął głośno ślinę, a ręce zaczęły mu się niewyobrażalnie trząść.
- Zrobiła jej krzywdę?! – krzyknąłem, wyskakując z łóżka jak oparzony i zacząłem się naprędce ubierać. Zbytnio się nie zastanawiając, założyłem co miałem pod ręką.
- Wczoraj, przed wieczorem, gdy wracała z opiekunką do domu po spacerze, Sandra potrąciła ją samochodem. Jacyś ludzie ją rozpoznali i zadzwonili po policję, ale zdążyła zbiec z miejsca zdarzenia – zastygłem w miejscu, a zanim mój mózg przetworzył słowa mojego brata zeszło parę dobrych minut. Nie, nie, nie, nie! Nie! Tylko nie mała Dani.
- Żyje? Powiedz, że tak! – lekko potrząsnąłem blondynem, aby jak najszybciej uzyskać odpowiedź. 
- Jej opiekunka nie miała tyle szczęścia, ale Dani cudem uszła z życiem. Najprawdopodobniej zapadła w śpiączkę, a lekarze dają jej małe szanse na przeżycie – wytłumaczył Ryan, próbując powstrzymać uciążliwe drżenie dłoni.
- Wszystko moja wina, gdybym nie zadał się z Sandrą, to nigdy by się coś takiego nie wydarzyło – pokręciłem głową, jakby miało to odgonić wyrzuty sumienia, które poczułem. - Chciałbym ją zobaczyć, w którym szpitalu leży? – spojrzałem na starszego brata z nadzieją, że ma taką informację.
- Monica mówiła, że jest w szpitalu św. Tomasza – tyle mi wystarczyło. Rzuciłem się do szukania kluczyków od auta, a gdy je wreszcie znalazłem, jak szalony popędziłem na parking, wpadając po drodze na kilka osób. Z wielką gulą w gardle, ruszyłem w kierunku szpitala wskazanego przez Ryana.


Lena
Sto dwadzieścia dwa dni. Sto dwadzieścia dwa cholernie długich dni temu, ostatni raz widziałam Liama, mężczyznę, którego kocham. Musiałam go zostawić dla jego własnego dobra. Uciekłam jak ostatni tchórz i miałam do tego powód. Noszę pod sercem dziecko młodego Payne'a. Już wtedy po moim zasłabnięciu doskonale o tym wiedziałam. Na początku wmawiałam sobie, że źle się czuję ze stresu, ale objawy jakie miałam były zbyt oczywiste: mdłości, zawroty głowy, omdlenia, spóźniał mi się okres. Myślałam, że dostanę zawału, gdy Liam prawie zobaczył test ciążowy, który w ostatniej chwili schowałam pod poduszkę. Nie mogłam mu powiedzieć o dziecku, a gdyby jeszcze Paul się o tym dowiedział bylibyśmy skończeni. Zniszczyłby mnie oraz Liama, więc postanowiłam wyjechać jak najdalej od Londynu. Ukryłam się w Glasgow, gdzie co jakiś czas odwiedza mnie Monica, która jako jedyna wiedziała o mojej ciąży. Mówiła mi, że zarówno stary – który chce mnie dorwać aby się zemścić – jak i młody Payne mnie szukają i wielokrotnie próbowała namawiać mnie do powrotu do Liama. Byłam nieugięta, zaczęłam po prostu unikać rozmów na ten temat. Nie ważne jak bardzo cierpiałam, ile łez wylewałam każdej nocy w poduszkę z tęsknoty za brązowookim szatynem, to nie mogłam wrócić i doprowadzić do katastrofy. Obiecałam sobie, że wychowam maleństwo sama, najlepiej jak tylko będę potrafiła, ale opowiem kiedyś jej lub jemu o ojcu. 

Usłyszałam natarczywe dzwonienie dzwonka do drzwi. Dziwne, nie spodziewałam się gości, bo przecież nikt nie wie gdzie jestem oprócz mojej przyjaciółki. Leniwie podniosłam się z kanapy, na której siedziałam czytając gazetę. Ociężałym krokiem podeszłam do jasnobrązowych drzwi i nie zaglądając przez wizjer, po prostu je otworzyłam. Zdziwiłam się na widok osoby, która stała w progu.
- Moni? Miałaś być dopiero za tydzień, co tu robisz? – otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam blondynkę do środka. Jej mina była nieciekawa. 
- Cześć, przyjechałam wcześniej niż planowałyśmy, ponieważ muszę Ci coś przekazać. A nie chciałam robić tego przez telefon – Monica przytuliła mnie na powitanie, a następnie udałyśmy się do dużego pokoju. - Jak tam mały Liam? – wywróciłam oczami. Nie znam jeszcze płci dziecka, ale Stone uparcie twierdzi, że będzie chłopczyk.
- Bardzo dobrze. Ostatnio coraz częściej kopie – z uśmiechem pogładziłam wyraźnie zaokrąglony brzuch. Zerknęłam na moją przyjaciółkę, która zaczęła przestępować z nogi na nogę. Zawsze tak robi, gdy się denerwuje. - Monica, czy możesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi?
- Usiądź, to naprawdę poważna sprawa – poprosiła z bardzo zmartwionym wyrazem twarzy.
- Ale...
- Lena, nie bądź uparta, siadaj, bez dyskusji. Tylko proszę zachowaj spokój, w końcu jesteś w ciąży i nie możesz się denerwować, to zaszkodzi dziecku – nie chcąc się z nią kłócić, posłusznie wykonałam jej polecenie. Zacisnęłam palce na rąbku ciążowej sukienki w obawie przed tym co za chwilę mam usłyszeć.
- Zaczynam się bać, mów wreszcie o co chodzi – ponaglałam Monicę, ponieważ chciałam wiedzieć. W mojej głowie zaczęły się pojawiać najczarniejsze scenariusze. A jeśli Paul dowiedział się o moim związku z Liamem i się zemścił ?
- Danielle... ona... – blondynka zaczęła się plątać w słowach i jąkać. Poczułam kopnięcie w brzuchu i wzięłam głęboki oddech. Czyżby ojciec podniósł na nią rękę? 
- Wykrztuś to z siebie, proszę Cię – nie mogłam dłużej wytrzymać tego napięcia. Posłałam przyjaciółce błagalne spojrzenie.
- Dani jest w szpitalu, miała wypadek – wypaliła na jednym wdechu. W tym momencie cały świat się zatrzymał. Nie, to nie możliwe. Nie moja mała Dani. 
- Jak? Gdzie? Kiedy? – złapałam się za głowę, a słowa z moich ust wypadały jak z karabinu. Nie mogłam również opanować łez, które ciurkiem spływały po moich bladych policzkach.
- Twoi rodzice cały dzień byli w pracy, więc została z nią Kate. Przed wieczorem poszły na spacer i wtedy potrącił je rozpędzony samochód – odparła łamiącym głosem i przysunęła się bliżej do mojej roztrzęsionej sylwetki. 
- Powiedz, że to kiepski żart! Powiedz! – wpadłam w panikę, a Monica mocno mnie przytuliła. Na marne wyrywałam się z jej objęć.
- Chciałabym. Lena, musisz się uspokoić, twoja siostra żyje.
- Jak mam być spokojna, skoro nie wiem w jakim jest stanie?! Chce ją zobaczyć. Zabierz mnie do niej! – zaczęłam coraz głośniej krzyczeć z bezradności. 
- To zły po...
- Mam gdzieś, czy Liam, Paul i moi rodzice zobaczą mnie w tym stanie. Po prostu chcę być przy Danielle, czy proszę o tak wiele? – jęknęłam błagalnie. Otarłam łzy z twarzy oraz wzięłam kilka głębokich wdechów aby ukoić nerwy. Z ogromnym oporem Monica zabrała mnie z powrotem do Londynu, gdzie udałyśmy się prosto do szpitala.
- Lena, poczekaj tutaj, pójdę sprawdzić czy twoich rodziców nie ma w pobliżu – potaknęłam i ostrożnie usiadłam na plastikowym krześle. Oparłam głowę o zimną ścianę, tępo patrząc przed siebie. Blondynka zniknęła za rogiem. Ustaliłyśmy, że Moni spróbuje jakoś spławić mamę i tatę, a ja w tym czasie będę mogła iść do siostry. 
- Teren czysty. Pielęgniarka powiedziała, że pojechali do domu jakieś dziesięć minut temu. Leć do niej, a ja stanę na czatach w razie czego. Dani jest w sali 417 po lewej stronie – bez słowa zerwałam się z krzesła, w poszukiwaniu drzwi z odpowiednim numerkiem. Gdy weszłam do środka, moje serce zamarło. Moja mała siostrzyczka była podłączona do przeróżnych aparatur, które podtrzymywały ją przy życiu. Jej ręka i noga były w gipsie, a głowa zabandażowana. Wyglądała... strasznie. Ślamazarnym krokiem podeszłam bliżej i usiadłam na twardym krześle przy jej łóżku. 
- Wybacz mi. Może gdybym nie uciekła, to wszystko potoczyłoby się inaczej – szepnęłam, a mój głos załamywał się na co drugim wyrazie. Złapałam za kruchą dłoń dziewczynki i najdelikatniej jak tylko potrafiłam ją uścisnęłam. Bałam się, że nawet tym gestem mogę zrobić jej krzywdę. Wpatrywałam się w jej podrapaną i posiniaczoną twarz ze łzami w oczach. Wszystko moja wina. Tylko i wyłącznie moja.
- Musisz żyć mała. Dla mnie, dla rodziców i... aby poznać swojego siostrzeńca lub siostrzenicę. Walcz, nie poddawaj się – wychlipałam, zanosząc się szlochem.


***


Poprawiłam się na krześle, ponieważ siedzenie ciągle w jednej pozycji zaczęło mi przeszkadzać. Odkąd tu jestem, Danielle nawet nie drgnęła. Nie wykonała nawet najmniejszego ruchu. Boję się, że nie wybudzi się ze śpiączki. To wszystko jest niesprawiedliwe, ona jest taka mała i ma całe życie przed sobą. Niczym nie zasłużyła na taki los, nie zrobiła nic złego.
- Liam! Nie możesz tam wejść – usłyszałam podniesiony głos mojej przyjaciółki, dobiegający z korytarza. Liam tutaj jest?! Nie, to nie może być prawda.
- Monica, przepuść mnie, chcę zobaczyć Dani – w głosie Payne'a było słychać desperację.
- Kurde, Payne stój! – do sali mojej siostry wpadł Liam z pluszakiem w ręku, którego musiała zostawić kiedyś w domu Payne'ów. Szatyn na mój widok zastygł w miejscu, jakby nie wierzył własnym oczom, że to naprawdę ja.
- Lena? – bardziej stwierdził niż zapytał. Przymknęłam oczy i usłyszałam jak podchodzi bliżej łóżka dziewczynki. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Puściłam małą rączkę siostry wstając z krzesła. Zlustrował moją sylwetkę i otworzył buzię ze zdziwienia.
- Jesteś w ciąży – powiedział, nie odrywając wzroku od mojego brzucha, który delikatnie pogłaskałam. Odwróciłam głowę w bok, nie mając odwagi aby spojrzeć mu w oczy. Rzuciłam się do ucieczki, ale Liam skutecznie mi to uniemożliwił, ponieważ zamknął mnie w swoich silnych ramionach.
- Nie uciekaj przede mną – szepnął mi wprost do ucha. Chciałam się wyrywać, ale się poddałam. Za bardzo tęskniłam za jego głosem, poczuciem bezpieczeństwa. 
- Liam... – podniosłam wzrok i napotkałam jego brązowe tęczówki.
- Nic nie mów. Liczy się tylko, to że tu jesteś. Później musisz mi wszystko wyjaśnić – złożył pocałunek na moim czole.


***


- Zobaczysz, Dani wyzdrowieje – Liam wytarł kolejną słoną kroplę, która płynęła po mojej twarzy. Pokręciłam głową i oparłam czoło o jego rozgrzany policzek.
- Nie widzę innej możliwości – szatyn uspokajająco gładził mnie po plecach, podczas, gdy siedziałam u niego na kolanach. Wpatrywaliśmy się w kruchą postać leżącą w białej pościeli. Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Dostałam sms'a od Moni.
- Musimy się stąd zabierać, moi rodzice tu idą – szybko ucałowaliśmy Danielle w policzek na pożegnanie i niezauważeni opuściliśmy szpital.
- Mieliśmy porozmawiać – przypomniał mi młody Payne, gdy znaleźliśmy się na parkingu, na którym miała do nas dołączyć moja przyjaciółka. - Wróć ze mną do domu – wystawił rękę w moją stronę, którą chwyciłam po krótkim namyśle. Jestem mu winna wyjaśnienia. Napisałam wiadomość do Monici, że pojadę z Liamem, żeby się o mnie nie martwiła. Całą drogę do apartamentu żadne z nas się nie odezwało. Ta cisza była dość krępująca. Po wejściu do apartamentu z numerem 35 stwierdziłam, że od mojego odejścia nic się tutaj nie zmieniło. Wszystkie meble oraz przedmioty były na swoim miejscu.
- Dlatego mnie zostawiłaś? – zapytał znienacka Liam, wskazując na mój brzuch.
- Tak. Nie chciałam aby Paul się o nas dowiedział, a dodając do tego jeszcze dziecko... dosłownie by nas zniszczył. Uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie jeśli odejdę bez słowa. Przepraszam – spuściłam głowę, a z nerwów zaczęłam bawić się palcami i oparłam się o ścianę.
- Gdybyś mi powiedziała, to zrobiłbym wszystko aby was chronić. Cieszę się, że będę ojcem. Nie wyparłbym się was jeżeli ojciec dowiedziałby się o naszym związku – Payne uniósł mój podbródek, a nasze spojrzenia się spotkały. W jego oczach widziałam troskę oraz miłość. - Musimy zmierzyć się z Paulem, ponieważ nie możemy wiecznie się przed nim ukrywać.
- Boję się tego – przyznałam. Liam uklęknął przede mną i ułożył swoje ręce na moim brzuchu.
- Ze mną nie masz czego. Nawet nie wiesz jak bardzo mi Ciebie brakowało. Sam się sobie dziwię, że przeżyłem sto dwadzieścia dwa dni bez Ciebie. Powoli zaczynałem tracić zmysły, bo się martwiłem. Nigdy więcej nie pozwolę abyś ode mnie uciekała – złączył nasze usta w upragnionym od czterech miesięcy pocałunku. Kolejny raz dzisiejszego dnia poczułam ruchy naszego dziecka. Payne oderwał się ode mnie, uśmiechnięty od ucha do ucha.
-Kopnęło – odwzajemniłam uśmiech. Dwudziestoczterolatek przytulił się do mojego brzucha i złożył na nim czuły pocałunek.


***


Razem z Liamem postanowiliśmy ponownie, po kryjomu odwiedzić moją siostrę, po tym jak Monica dała znać, że nikogo przy niej nie ma. Nadal nikt nie wie, że wczoraj wróciłam do Londynu i chcieliśmy aby tak na razie zostało.
Staliśmy koło samochodu, a Liam zaczął czegoś zacięcie szukać. 
- Zapomniałem telefonu. Zaczekaj, postaram się szybko wrócić, skarbie – przelotnie pocałował mnie w policzek i biegiem rzucił się z powrotem do apartamentu. Westchnęłam ciężko i rozejrzałam się dookoła. Powoli zaczynało się ściemniać, a mnie z niewiadomych przyczyn zaczął ogarniać niepokój. Spojrzałam na zegarek, minęło już prawie pięć minut, a jego nadal nie ma. Pewnie rzucił gdzieś telefon, a teraz nie może znaleźć. Obejrzałam się za siebie, ponieważ zdawało mi się, że słyszę jakieś głosy.
- Wreszcie Cię dopadłam, zdziro – ktoś pociągnął mnie do tyłu, a przed oczami mignęły mi blond włosy. Sandra. Usłyszałam jeszcze dźwięk tłuczonego szkła i upadłam na ziemię tracąc przytomność.




_____________________________________________________
Hejka :)
Jak wam się podoba przedostatni rozdział ?
Spodziewał się ktoś takiego obrotu spraw ?
Piszcie śmiało swoje opinie.
Oczywiście bardzo dziękuję za wszystkie komentarze <3
Do następnego.
xx
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

sobota, 16 maja 2015

Rozdział Trzynasty

Liam
Minęły prawie cztery tygodnie od zabójstwa Anthony'ego Carter'a. Nadal mam sobie za złe, że mu nie pomogłem. Z początku chciałem o wszystkim opowiedzieć Lenie, ale zrezygnowałem z tego pomysłu. Dlaczego tego nie zrobiłem? Bo jestem pieprzonym tchórzem i stwierdziłem, że nie chcę jej do tego mieszać. Może to, co robię jest niewłaściwe, ale jedynie pragnę jej dobra. Ian, przyczynił się do śmierci dwóch osób, w tym mojej mamy. Jak do cholery jasnej miałem obwieścić dziewczynie, którą kocham najmocniej na świecie, że jej ojciec to morderca?! No jak?! Staram zachowywać się normalnie, lecz obraz jak Paul strzela do Anthony'ego, cały czas miga przed moimi oczami. Zresztą nie tylko ja jestem tym wstrząśnięty. Harry, gdy widzi mojego ojca, ma ochotę brać dupę w troki i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Najzwyczajniej w świecie woli nie zachodzić mu drogi, bo wie jaki może mieć to skutek. Jestem coraz bliżej do zdemaskowania Paula Payne, potrzebuję jeszcze tylko kilku niezbitych dowodów. Muszę zdążyć przed jego ślubem z Leną. Kilka dni temu spotkałem się z Eveline Miller, aby powspominać stare szkolne czasy. Oczywiście, zabrałem ze sobą Lenę, którą przedstawiłem jej jako moją dziewczynę. Eve, była bardzo podekscytowana faktem, że jakoś ułożyłem sobie życie. Ona jako jedna z wielu również nie wie jaki naprawdę jest mój ojciec. Okazało się, że ma narzeczonego, który ma na imię Sebastian i bardzo wspiera ją w ciężkich chwilach jakie teraz przechodzi przez Sandrę. Stan jej siostry z dnia na dzień się pogarsza. Sandra, popada w coraz większy obłęd, a co najlepsze ubzdurała sobie, że jestem jej mężem i zabiorę ją z tego psychiatryka. To okropne, że musi skończyć akurat w taki sposób. Najprawdopodobniej do końca życia będzie nieświadoma swoich czynów. W pewnym sensie ponosi również karę za to co zrobiła Lenie i chorobliwą zazdrość o mnie. Sprawiedliwość jednak istnieje na tym świecie.
- Molly, wychodzę, masz tutaj raporty z kilku ostatnich spotkań. Przekażesz je ojcu? – poprosiłem sekretarkę i podałem jej plik kartek.
- Oczywiście. Życzę miłego dnia – uśmiechnęła się przyjaźnie, a następnie powróciła do swoich zajęć.
- Dzięki, nawzajem Molly – pomachałem zielonookiej kobiecie i z ulgą opuściłem budynek Payne-Enterprises. Po drodze do samochodu, ściągnąłem idiotyczny krawat i marynarkę. Nigdy nie lubiłem się tak ubierać, ale praca tego wymaga. Ruszyłem prosto do domu z uśmiechem na twarzy, bo wiem, że czeka tam na mnie Lena. Zostawiłem auto w garażu. Po wejściu do domu przywitała mnie zupełna cisza. Dokładnie się rozejrzałem i udałem się do salonu, gdzie zastałem Lenę leżącą na kanapie z okładem na czole. 
- Co jej się stało? – zmartwiony spytałem Julie, która siedziała koło mojej ukochanej na skraju mebla.
- Niejadek nie zjadł śniadania i zasłabła – odparła, podając Lenie wodę do picia.
- Po prostu nie byłam głodna – powiedziała uparcie szatynka. Zrobiłem kilka kroków w jej stronę i dopiero teraz mogłem zobaczyć jak przerażająco była blada. Dosłownie jak ściana.
- Może ty przemówisz jej do rozumu, ja już nie mam żadnych sposobów aby zmusić ją do jedzenia – gosposia załamała ręce i opuściła pomieszczenie.
- Lena, kochanie dlaczego nie chcesz jeść? – klęknąłem koło kanapy i chwyciłem drobną dłoń szatynki.
- Mówiłam przecież, że nie jestem głodna – jęknęła przeciągle.
- Nie może tak być, musisz coś zjeść. Zabrać Cię do lekarza? – zapytałem, gładząc ją po włosach.
- Już byłam – odpowiedziała krótko. Tylko dlaczego ja o tym nie wiem? A jeśli to coś poważnego. Zacząłem panikować w podświadomości.
- I co Ci powiedział?
- Zrobili mi kilka badań. Wykluczyli jakieś poważniejsze choroby i stwierdzili, że to z nerwów. Wszystko przez to, że tłumię w sobie cały stres – wytłumaczyła, kątem oka spoglądając na mnie.
- Zaniosę Cię na górę, ta kanapa jest strasznie niewygodna – zaproponowałem, a ona pokiwała przecząco głową. Jest uparta jak osioł.
- Sama pójdę. Dam radę – wstała, ale zaraz się zachwiała. Na szczęście byłem w pobliżu i ją złapałem, zanim zaliczyła bliskie spotkanie z podłogą. Uniosłem niebieskooką jak pannę młodą, już bez żadnych protestów z jej strony i zaniosłem do pokoju.
- Przebiorę się i zaraz do Ciebie przyjdę – powiedziałem, gdy położyłem ją na łóżku. Pobiegłem do mojej sypialni i szybko zmieniłem ciuchy na dres oraz koszulkę z krótkim rękawem. Zajrzałem jeszcze do kuchni, by Julie przygotowała jedzenie dla Leny.
- Wiem, że jesteście razem – wypaliła, nalewając zupę na talerz. Zesztywniałem.
- C-co? – wydukałem, patrząc na nią zszokowany. Skąd ona o nas wie?
- Ty i Lena. Widzę jak na nią patrzysz, a poza tym zauważyłam was kiedyś razem i wcale nie wyglądało to na typowo przyjacielskie relacje. Nie powinnam się wtrącać, bo to nie moja sprawa, ale bez obaw nie pisnę panu Paulowi ani słowa. Lena, wygląda na szczęśliwszą, kiedy jesteś obok – posłała mi ciepły uśmiech i postawiła talerz na tacy, którą mi podała.
-Dziękuję, Julie – odwzajemniłem gest i wróciłem na górę do Leny.


Lena
- Liaś! – pisnęła wesoło Danielle, rzucając się prosto w ramiona szatyna.
- Cześć królewno – schylił się i bez trudu wziął ją na ręce. Wyglądali naprawdę uroczo.
- Dani, zaraz go udusisz – zaśmiałam się, widząc jak mocno dziewczynka oplotła swoje ramiona wokół szyi Liama. Dosłownie do niego przylgnęła.
- Wcale, że nie – na krótką chwilę oderwała się od niego i pokazała mi język.
- To co, idziemy? – Liam, postawił ją na ziemi. Skinęłam głową, a moja siostra złapała nas za ręce, idąc w środku między nami. Już od kilku dni błagała mamę, żeby zabrała ją do zoo, ale niestety nie miała na to czasu ani chęci. Postanowiłam, że oleję dzień na uczelni, na którą swoją drogą już prawie nie zaglądam. Te studia nigdy nie były moim marzeniem, więc jest mi wszystko jedno. Po moich rzekomych zajęciach miałam spotkać się z Paulem, chciał abym znów towarzyszyła mu na jakimś nudnym obiadku ze sztywniakami z jego branży. Wymyślę jakieś kłamstwo, że po prostu nie mogłam przyjść i tyle. Cała sytuacja jaka panuje wokół mnie, przyprawia mnie o nadmiar stresu, a od mojego zasłabnięcia, Liam pilnuje abym regularnie jadła. Po prostu się o mnie martwi.
Gdy dotarliśmy do zoo, Danielle zachwycała się wszystkimi zwierzętami jakie tam były. Po ponad godzinie oglądania i biegania za moją siostrą, postanowiliśmy iść na lody i do parku. Usiedliśmy na pobliskiej ławce, obserwując innych spacerowiczów oraz biegające dzieci.
- Ups – wymsknęło się nagle małej i zrobiła dziwną minę.
- Coś się stało? – spytałam, wycierając chusteczką kącik jej ust, ponieważ miała tam czekoladę.
- Znowu zwiałam Tatianie z lekcji rosyjskiego. Tata będzie bardzo zły – wzdrygnęłam się na samą myśl o jego kolejnym ataku złości. Nie mogę się wiecznie łudzić, że nie podniesie ręki na Danielle.
- Po co uczysz się rosyjskiego, mała? – Liam, był wyraźnie zdziwiony. O tym mu nie wspominałam.
- Bo tata mi tak każe – powiedziała z grymasem na twarzy.
- Przecież ona ma tylko sześć lat. Czy to nie lekka przesada? – Payne, uniósł brwi zwracając się do mnie. W takich momentach miałam ochotę zabrać siostrę z tego całego bagna, aby ojciec nie zabierał jej dzieciństwa. Powinna czerpać z niego garściami, bawić się z rówieśnikami, a nie ślęczeć nad książkami.
- Zawsze miał głupie pomysły. Mnie wybrał studia i męża, więc nie wiem co jest gorsze – położyłam głowę na jego ramieniu, wzdychając ciężko. Dani wdrapała się na moje kolana i zaczęła bawić się srebrną bransoletką na moim prawym nadgarstku. 
- Obiecuję, że ten koszmar niedługo się skończy, kochanie – szatyn splótł nasze dłonie. Czułam jak przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz, który zawsze pojawiał się, gdy Liam mnie dotykał. Przymknęłam powieki, a ciepły wietrzyk owiewał moją twarz. 
- Macie państwo uroczą córeczkę – usłyszałam jakiś głos i automatycznie otworzyłam oczy. Koło ławki stała kobieta, wyglądała na około pięćdziesiąt pięć lat i miała ciemne włosy sięgające do ramion. Na jej twarzy widniał ogromny uśmiech, który był bardzo zaraźliwy, ponieważ od razu go odwzajemniłam.
- Urodę zdecydowanie odziedziczyła po pani, ale jest też trochę podobna do taty – kontynuowała swoją wypowiedź, co wprowadziło mnie oraz Payne'a w zakłopotanie. Moja siostra nawet nie zwróciła na nią uwagi i nadal bawiła się moją biżuterią.
- Ymm, ale to nie jest nasza córka, tylko moja młodsza siostra – sprostowałam całą sytuację, a Liam, ledwo hamował śmiech na widok miny tej kobiety.
- Och, najmocniej przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać. Z daleka wyglądaliście na jej rodziców – zażenowana, zaczęła rozglądać się po okolicy.
- Nic nie szkodzi – powiedział Liam. Szturchnęłam go łokciem, bo wiedziałam, że zaraz wybuchnie gromkim śmiechem. Gdy owa kobieta się z nami pożegnała i zniknęła z zasięgu naszego wzroku, oboje dość głośno się zaśmialiśmy.
- To było dziwne – podsumowałam to zdarzenie.
- A widziałaś jej minę jak powiedziałaś, że to twoja siostra? – chłopak próbował udawać poważnego, ale mu to nie wyszło, ponieważ ponownie zaniósł się śmiechem.


***


Weszliśmy do domu, a uśmiech z mojej twarzy zniknął w ciągu sekundy. W przedpokoju zastaliśmy mojego ojca oraz Paula. Nie wyglądali na zadowolonych, a szczególnie Payne. Zwykle ślinił się na mój widok jak głupi, ale nie tym razem. Liam posłał mi słaby, ale pokrzepiający uśmiech i poszedł na górę aby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń.
- Nie przywitasz się ze mną, Leno? – spytał ojciec, a ja nadal stałam w miejscu i nie wykonałam żadnego nawet najmniejszego ruchu. Po prostu nie spodziewałam się, że go tutaj zastanę. 
- Cześć tato. Co tutaj robisz? – odezwałam się w końcu z wymuszonym uśmiechem. Mężczyzna podszedł do mnie i ucałował moje czoło.
- Rozmawialiśmy z Paulem o bardzo ważnych sprawach – ojciec rzucił w stronę Payne'a podejrzane spojrzenie, które mi nie umknęło. - Muszę już wracać do domu. Przyjedź do nas jeszcze w tym tygodniu, mam z tobą do pogadania droga panno i nie myśl, że Ci się upiecze – szepnął mi do ucha surowym tonem. Na pewno dowiedział się, że nie chodzę na zajęcia. Zabije mnie. 
- Do zobaczenia wkrótce, Paul – rzucił na odchodne i zniknął za masywnymi drzwiami. Przeniosłam swój wzrok na "mojego narzeczonego", patrzył na mnie pustym wzrokiem, ale było widać, że jest zły. 
- Lena! Do gabinetu, natychmiast – głośno krzyknął aż podskoczyłam. Gdy zauważył, że się nie ruszyłam, chwycił mnie za łokieć i zaciągnął do pomieszczenia. Przestraszyłam się, ponieważ Paul jeszcze nigdy nie podniósł na mnie głosu. 
- Gdzie ty do cholery jasnej byłaś?! – ryknął, wpychając mnie do środka. Nic nie odpowiedziałam.
- No pytam się, gdzie?! – bardzo powoli zaczął się do mnie zbliżać. Jego oczy prawie ciskały piorunami. Cofnęłam się o kilka kroków w tył.
- Zabrałam siostrę do zoo, a potem na lody do parku – próbowałam się tłumaczyć.
- Miałaś się zjawić na spotkaniu ze mną, wiesz, że nie toleruje wystawiania mnie do wiatru – wycedził przez zęby, zatrzymując się kilka centymetrów przede mną. 
- Przepraszam, a poza tym zostawiłam Ci wiadomość, że nie dam rady.
- Nie obchodzi mnie to. Wiesz na jakiego idiotę wyszedłem?! Wszyscy przyprowadzili swoje żony lub narzeczone, a ja byłem sam jak palec i musiałem kłamać, aby jakoś wyjaśnić twoją nieobecność – brutalnie chwycił moje nadgarstki, boleśnie je ściskając. O Boże, on jest taki sam jak mój ojciec.
- Przepraszam – syknęłam, kiedy zacieśnił uścisk wbijając mi palce w skórę. - Paul, to boli! – próbowałam się wyrywać, ale to nic nie dało. Zaczęłam się go bać. Jego oczy momentalnie pociemniały ze złości.
- Kiedy coś do Ciebie mówię, to masz mnie słuchać. Jesteś moją narzeczoną! – mocno mną szarpnął, przez co trochę się zachwiałam, ale nie upadłam.
- Puść mnie! – nadal próbowałam uwolnić się od jego stalowego uścisku. Pogarszało to tylko sprawę, ponieważ użył jeszcze więcej siły.
- Tato, co się tu dzieje?! – za plecami czterdziestopięciolatka zobaczyłam Ryana, który obserwował całe zajście z przerażeniem w oczach. Wiem, że pomógłby mi, gdyby nie ten wózek.
- Nie twoja sprawa szczeniaku! Zostaw nas samych! – Paul odwrócił się w jego stronę, gotów się na niego rzucić. Nie był zadowolony, że jego starszy syn się wtrąca.
- Liam! Liam! – blondyn krzyknął najgłośniej jak tylko potrafił.
- Zamknij się i pozwól, że rozliczę się z Leną na osobności, nie mieszajmy do tego jeszcze tamtego smarkacza!
- Liam! – nie zwracając uwagi na słowa ojca, ponownie krzyknął imię brata.
- Jeszcze raz krzykniesz, a przysięgam, że własnoręcznie zamknę Ci te mordę! – wrzasnął mężczyzna, będąc już na skraju wytrzymałości. 
- Dlaczego tak krz... zostaw ją! – do pomieszczenia wbiegł młody Payne. Zacisnął szczękę na widok ojca szarpiącego mnie za nadgarstki. Z trudem powstrzymywałam łzy, które cisnęły mi się do oczu.
- Odejdź Liam i zabierz stąd Ryana. Lena musi się nauczyć kilku zasad jakie obowiązują w tym domu. Do tej pory przymykałem na wszystko oko, ale dobre czasy się skończyły – Paul pchnął mnie tak mocno, że uderzyłam plecami w biurko. Stłumiłam jęk z bólu.
- Ty pieprzony tchórzu – splunął Liam w stronę ojca i stanął naprzeciw niego, zdecydowanie górując nad nim wzrostem. Zresztą nie tylko tym, był również postawniejszy.
- No, spróbuj gówniarzu, uderz mnie – zadrwił mężczyzna, myśląc, że chłopak nie odważy się tego zrobić.
- Sam się o to prosiłeś już od dawna! – Liam zamachnął się i z całej siły, jednym ciosem powalił Paula na ziemię. Następnie usiadł na nim, okładając go pięściami. Oczywiście, starszy Payne próbował się bronić, ale nie miał szans z młodym.
- Liam, proszę przestań już – odsunęłam się od mebla, na który zostałam popchnięta i podbiegłam do szatyna.
- Zabijesz go! – zaszlochałam, ciągnąc go za ramię. Przestał zadawać ciosy i odwrócił twarz w moją stronę. Widząc jak bardzo jestem roztrzęsiona, wstał i zostawiając półprzytomnego ojca na podłodze, wyprowadził mnie z gabinetu.
- Jezu... jesteś cała? – przytulił mnie mocno do swojego ciała. Był cały spięty.
- T-tak – wyjąkałam, płacząc w jego koszulkę.
- Wolę nie myśleć co by się stało, gdyby Ryan mnie nie zawołał – na chwilę odsunął mnie od siebie i dokładnie obejrzał aby upewnić się, że nic mi nie jest.
- Spokojnie, jesteś bezpieczna, a teraz posłuchaj mnie uważnie. Leć na górę i spakuj wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, spotkamy się na dole przy drzwiach, zabieram Cię stąd, dobrze? – potaknęłam i nie czekając dłużej zrobiłam to, co kazał Liam. Wpakowałam rzeczy byle jak do walizki i zbiegłam na dół, gdzie czekał na mnie Payne. Złapał mnie za rękę i w pośpiechu udaliśmy się do samochodu. Dojechaliśmy na obrzeża Londynu, gdzie jak się okazało Liam ma mieszkanie, które kupił jakiś czas temu. Stwierdził, że Paul nie będzie nas tutaj szukał, ponieważ nic o tym nie wie. Nadal byłam zszokowana nagłym wybuchem starszego Payne'a, a już na pewno pod żadnym pozorem nie miałam zamiaru wracać do jego domu.


Liam
- Żartujesz?! – Harry zrobił wielkie oczy, po tym jak opowiedziałem mu, co kilka dni temu zrobił ojciec.
- Mówię zupełnie poważnie. Ojciec powoli zaczyna pokazywać swoją prawdziwą twarz. Ja i Lena wynieśliśmy się z domu, ale wiem, że on jej szuka. Próbował się z nią skontaktować – przeczesałem kilkakrotnie włosy, spoglądając na przyjaciela.
- Co zamierzacie zrobić? A jak się dowie, że jesteście razem?
- Nie wiem, Harry, ale najpierw muszę wpakować go do więzienia, tam, gdzie jego miejsce – odparłem i usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości w moim telefonie. Sięgnąłem po niego, odblokowałem i zobaczyłem, że to od Leny. Dostałem sms'a o treści "Przepraszam". Zdezorientowany postanowiłem do niej zadzwonić, ale za każdym razem odrzucała połączenie.
- Stary, co jest? – spytał Styles, widząc moją minę.
- Lena napisała mi taką wiadomość, a teraz nie odbiera telefonu – pokazałem mu treść sms'a. Zmarszczył czoło równie skołowany jak ja.
- Muszę wrócić do domu i dowiedzieć się o co chodzi – pożegnałem się z Harry'm i wybiegłem z jego mieszkania. Po mniej więcej dwudziestu minutach byłem na miejscu. Nie czekając na windę, pokonałem schody, aby dostać się na odpowiednie piętro. W tym pośpiechu o mały włos się na nich nie zabiłem. Otworzyłem drzwi z numerem 35 i wpadłem do środka jak burza.
- Kochanie? Gdzie jesteś? – nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Obszukałem cały dom, ale Leny nigdzie nie było. Jej rzeczy oraz walizki również zniknęły, co mnie bardzo zmartwiło. Dzwoniłem wielokrotnie do niej oraz Monici, która powiedziała, że nic nie wie.
Lena, po prostu przepadła jak kamień w wodę.



__________________________________________________________
Hej, hej misiaczki :*
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem <3
Podoba wam się trzynastka?
Lena zniknęła, jak myślicie co jest tego powodem? Czy Liam ją znajdzie?
Tego dowiecie się w następnym :)
Do końca zostało jeszcze 2 rozdziały i epilog, ale nie martwicie się niedługo zacznę pisać nowe ff. Mam już pomysł i zarys fabuły.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział Dwunasty

Liam
- Julie, bardzo Cię przepraszam, ale nie wiedziałem, że wróci akurat wtedy – skruszony, obserwowałem kobietę, która krzątała się po kuchni.
- Nie musi się pan nade mną litować. Pan Paul, jedynie potrącił mi z pensji i trochę pokrzyczał, a równie dobrze mógł mnie od razu zwolnić – powiedziała i zaczęła wycierać blaty.
- Jak to potrącił z pensji? To niesprawiedliwe, ale nie przejmuj się dopłacę Ci brakującą kwotę, w końcu to przeze mnie – ojciec jest naprawdę bezduszny. Wie, że biedna Julie ma chorego męża i potrzebuje pieniędzy na jego leczenie, które jest bardzo kosztowne. 
- Nie musi pan – zaprzestała wykonywaną czynność i spojrzała na mnie spod byka.
- Proszę, nie kłóć się ze mną, bo i tak nie wygrasz. I ile razy wspominałem, żebyś nie mówiła do mnie per pan? Znasz mnie od dziecka, a poza tym jestem od Ciebie dużo młodszy, więc mów do mnie po imieniu – rozkazałem, zakładając ręce na piersi.
- Pan Paul uważa to za brak szacunku wobec pracodawców, a nie chcę mu się bardziej narażać – zrobiłem młynek oczami. On i te jego popierdolone zasady.
- Nalegam. Jeśli nie zaczniesz używać mojego imienia zamiast 'pan', to już nigdy się do Ciebie nie odezwę – powiedziałem głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- No dobrze, ale tylko, gdy w pobliżu nie będzie pana Paula – poddała się, posyłając mi ciepły uśmiech. W tylnej kieszeni spodni poczułem wibrację telefonu, co oznaczało, że dostałem wiadomość. Wyciągnąłem urządzenie i odblokowałem, a następnie otworzyłem sms'a. Harry napisał, że czeka na mnie za rogiem. Mamy zamiar śledzić Paula. Pożegnałem się z kobietą i wybiegłem z kuchni. Po drodze do drzwi frontowych złapałem jeszcze kurtkę, ponieważ pogoda na dworze pozostawiała wiele do życzenia i w każdej chwili mógł lunąć deszcz. Wsiadłem na miejsce pasażera obok Styles'a i cierpliwie czekaliśmy aż ojciec wyjdzie z domu.
- Myślisz, że to dobry pomysł? – wypalił nagle Harry.
- Nie mam innego wyjścia, a może to być jedyny sposób aby dowiedzieć się o jego przekrętach. Przez telefon mówił, że chce zabić byłego pracownika firmy i stanie się to jeszcze dziś – odparłem, a mój przyjaciel wyszczerzył oczy. Jeszcze nie wie, do czego tak naprawdę jest zdolny Paul Payne.
- Z-zabić? Jesteś pewien, że się nie przesłyszałeś?
- Nie jestem głuchy, Hazz – w tym momencie zobaczyliśmy jak drzwi od domu się otwierają, a przez nie wychodzi mój ojciec. Jak zawsze ubrany w jeden z najdroższych garniturów. W ręce trzymał czarny neseser, który zabrał z gabinetu i wrzucił go do bagażnika. Następnie wsiadł za kierownicę swojego mercedesa i ruszył w nieznanym nam kierunku.
- Jedź za nim, tylko nie za blisko – Styles odpalił silnik i zaczęliśmy powoli jechać za czarnym autem. Staraliśmy się utrzymywać taką odległość aby go nie zgubić, ale też żeby nie zorientował się, że jest śledzony. Wyjechaliśmy za miasto. Droga była bardzo wyboista, a wokół było zupełne pustkowie. Na niewielkim wzniesieniu ujrzeliśmy ogromny, zaniedbany budynek. To chyba jakaś opuszczona fabryka. Mercedes wjechał za bramę, a my zatrzymaliśmy się koło wielkich drzew za zakrętem. Wysiadłem z auta.
- Idziesz, czy zostajesz? – zapytałem, gdy zauważyłem jak mój przyjaciel się waha.
- Idę – wymamrotał cicho. Zamknął samochód i pobiegliśmy do budynku. W środku panował istny bajzel oraz czuć było stęchlizną. Okna były powybijane i pozabijane grubymi deskami. 
- Zerwijcie mu tę taśmę z ust, zanim go załatwię chcę jeszcze z nim porozmawiać! – usłyszałem znajomy głos, który roznosił się echem po całym korytarzu. Chcieliśmy zobaczyć co się dzieje, więc po cichu, omijając szkło oraz różne rzeczy porozrzucane na ziemi przeszliśmy do jednego z pomieszczeń. Przez dziury między deskami zobaczyłem Anthony'ego Carter'a, który siedział przywiązany do krzesła. Jego twarz była cała posiniaczona, a na czole i policzkach widniała zaschnięta krew. Za nim stało dwóch dryblasów, ubranych w skórzane kurtki i kominiarki, zaś przed nim mój ojciec oraz jeszcze jeden facet ubrany podobnie do niego.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś fałszywy, Paul – Anthony splunął krwią.
- Nie bardziej niż ty. Myślisz, że nie wiedziałem o twojej beznadziejnej miłości do mojej zmarłej żony? Łaziłeś za nią jak piesek pod przykrywką najlepszego przyjaciela! – wycedził czterdziestopięciolatek i uderzył go z pięści w twarz, a mężczyzna zachwiał się razem z krzesłem, na którym siedział.
- I tylko dlatego chcesz mnie zgładzić? – zapytał słabym głosem, krzywiąc się przy tym z bólu. Świeża krew zaczęła ściekać z jego łuku brwiowego, wprost na brudną koszulę.
- Nie udawaj głupiego. Wiesz stanowczo za dużo, a nie mogę ryzykować, że nas sypniesz.
- Przejrzałem was dawno temu. Dowiedziałem się, o każdym przestępstwie jakie popełniliście. Zaczęło się od defraudacji 500 000 funtów z konta konkurencyjnej firmy Johna Harris'a, która zaraz po tym podupadła. Następnie ukartowana śmierć Eleny, przejęcie jej spadku, pranie brudnych pieniędzy, nielegalne umowy. Wszystko udało wam się idealnie zatuszować i nikt was o nic nie podejrzewa, a już od dawna powinniście siedzieć w pudle – na te słowa Harry zrobił wielkie oczy. Ja też w sumie nie wiedziałem o wszystkim. Ojciec ma jeszcze więcej na sumieniu niż się spodziewałem.
- Szkoda, bo nikt się o tym nie dowie. Przysiągłem sobie zabić każdego, kto stanie mi na drodze i będzie wiedzieć więcej niż potrzeba. Nie zawaham się nawet unicestwić Leny, czy jednego z moich synów – zaśmiał się złowieszczo. Lena i ja jesteśmy w ogromnym niebezpieczeństwie. 
- Nie pozwolę Ci zabić mojej córki! – wysyczał przez zęby ten drugi mężczyzna, który jak do tej pory siedział zupełnie cicho. Zaraz, zaraz. Córki?! To ojciec Leny?! Ten bydlak, który się nad nią znęca. Zacisnąłem szczękę i ręce najmocniej jak tylko potrafiłem, by nie pobiec tam i nie rzucić się na niego. Miałem ochotę zmasakrować mu twarz oraz połamać wszystkie kości, aby tylko nigdy więcej nie tknął mojej Leny.
- Zamknij się, Ian! Jeżeli będzie trzeba, to ona również zginie, więc lepiej żeby o niczym nie wiedziała – warknął Paul i zmierzył lodowatym wzrokiem Ian'a. Styles, stał koło mnie jak wryty i zaczął ciężko oddychać. Nagle rozbrzmiała stłumiona melodyjka telefonu. Wszyscy zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu źródła dźwięku. Harry momentalnie wyłączył urządzenie, a jego twarz w mgnieniu oka pobladła.
- Ktoś tutaj chyba jest! George rusz się i sprawdź to – rozkazał ojciec Leny, a jeden z napakowanych gości zaczął kroczyć centralnie w stronę pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy.
- No to jesteśmy w dupie – mruknąłem cicho pod nosem i spanikowany szukałem jakiejkolwiek kryjówki. Zauważyłem metalową drabinę i pchnąłem mojego przyjaciela w jej stronę. Słyszeliśmy ciężkie kroki, które były coraz bliżej. Zaczęliśmy się wdrapywać po drabinie. Do naszych uszu dotarł głośny huk i jęk jakby ktoś zwijał się z bólu. 
- O kurwa! Kto zostawił tu te pieprzone kable?! – zaklął facet w kominiarce. Musiał się nieźle wyjebać. Gdy dotarliśmy na górę, położyłem się na brzuchu na drewnianych krokwiach, a Harry uczynił to samo. Odstępy między kolejnymi balami były dość spore, więc musieliśmy się modlić aby goryl nas nie zauważył. Obserwowaliśmy jak wchodzi do pomieszczenia i rozgląda się. Ściągnął kominiarkę. Przewracał wszystkie pudła jakie stały mu na drodze i zatrzymał się dokładnie pode mną. Zrobiło mi się cholernie gorąco, a moje serce przyspieszyło. Kropelka potu z mojej skroni spadła na policzek faceta. Wstrzymałem oddech, a Harry zacisnął mocno powieki. Oby tylko nie spojrzał w górę, oby tylko nie spojrzał w górę.
- Pierdolony dach znów przecieka – wytarł policzek rękawem kurtki. Zlustrował jeszcze pomieszczenie dookoła i po prostu wyszedł. Odetchnęliśmy z ulgą.
- Jezu, myślałem, że już po nas – powiedział cicho Styles.
- Wyłazimy – bezszelestnie wygramoliliśmy się na dół i stanęliśmy tam, gdzie na początku aby oglądać, co wydarzy się dalej.
- Sprawdziłem cały budynek. Nie ma tu oprócz nas innej żywej duszy – zameldował dryblas i wrócił na swoje miejsce.
- Dziwne. Jakieś ostatnie słowa Anthony? – Paul zwrócił się do Carter'a z szerokim uśmiechem. Czyżby zabijanie sprawiało mu taką przyjemność? To chore!
- Smaż się w piekle, Payne! – splunął mu prosto w twarz. 
- Z przyjemnością – z nesesera, który podał mu Ian, wyciągnął pistolet i wymierzył nim w Anthony'ego. Odbezpieczył broń i strzelił mu między oczy dwie kulki. Zastygłem w miejscu. Patrzyłem jak najlepszy przyjaciel mojej mamy umiera. Nic nie mogłem zrobić. Przed oczami przeleciały mi wszystkie obrazy z dzieciństwa, kiedy bawił się ze mną, a ja nazywałem go wujkiem. Czułem jak samotna łza spływa mi po twarzy.
- Stary, spierdalamy stąd – Harry, pociągnął mnie mocno za ramie, ale nie drgnąłem. Byłem w ogromnym szoku. Poczucie winy przeszywało mnie na wskroś. Nie pomogłem mu.
- Liam, musimy uciekać – złapał mnie za koszulkę i gwałtownie szarpnął moim ciałem. 
- Zatrzyjcie ślady, a zwłoki spalcie – wzdrygnąłem się, kiedy dotarły do mnie słowa ojca. Otrząsnąłem się i z Harry'm rzuciliśmy się do biegu. Na szczęście nikt nas nie zauważył. W pośpiechu wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy.


Lena
- To co ty i Liam, hmm? – Monica szturchnęła mnie w żebro, śmiejąc się przy tym jak głupia.
- Och, przestań. Zachowujesz się jak dzieciak – uderzyłam w nią poduszką i zaśmiałam się, ponieważ przez to jej włosy wyglądały jakby kopnął ją prąd.
- Jesteś wredna – jęknęła zakładając ręce na piersi. - Ciekawość aż zżera mnie od środka, opowiadaj. Czekałam aż cztery dni, by dowiedzieć się co wydarzyło się na jeziorem i dłużej nie wytrzymam. Lena, zlituj się! – wymachiwała rękami jak opętana, co wyglądało prze komicznie. Wywróciłam oczami i postanowiłam skończyć jej mękę.
- Od czego by tu zacząć... nawet nie wyobrażasz sobie jak pięknie tam było, szczególnie nocą. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, obserwowaliśmy gwiazdy, kąpaliśmy się w jeziorze.
- Wymienialiście się śliną – wtrąciła blondynka. Obrzuciłam ją karcącym spojrzeniem. Ona zawsze wie jak popsuć atmosferę. 
- Sorry, nie mogłam się powstrzymać, ale już się zamykam – uśmiechnęła się niewinnie i podkuliła nogi pod brodę.
- Dowiedział się, że ojciec mnie bije. Podejrzewam, że Dani w jakiś sposób mu o tym powiedziała. Gdybyś widziała te furię w jego oczach i chęć mordu. Stwierdził, że gdy go spotka, to zabije gołymi rękami. No i obiecał mi, że nie pozwoli aby ktokolwiek mnie skrzywdził i... – nie dokończyłam zdania. Przygryzłam wargę i odwróciłam głowę speszona.
- Lena, czy ty się rumienisz? A do tego zawstydzona spuszczasz wzrok... O matko, wy... Spałaś z nim?! – pisnęła podekscytowana.
- Moni, proszę wyrażaj swoją nieopisaną radość troszeczkę ciszej. A wracając do twojego pytania, tak spałam z Liamem.
- Gadaj, jak było tylko ze szczegółami – poruszyła zabawnie brwiami, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię i nie wyjść przez najbliższe dwieście lat.
- Monico Anne Stone! – krzyknęłam zirytowana do granic możliwości. Ta dziewczyna nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
- Ok, nie chcesz, to nie mów – uniosła ręce w poddańczym geście. 
- A jak układa Ci się z Harrym? – spytałam szybko aby nie ciągnąć dalej poprzedniego tematu. Mimika twarzy mojej przyjaciółki automatycznie zmieniła się na przygnębioną.
- Nie jesteśmy razem długo, na początku było wszystko ładnie, pięknie. Ostatnio mam wrażenie, że coraz bardziej się od siebie oddalamy. Nie spotykamy się tyle co kiedyś. Potrafiliśmy codziennie przesiadywać godzinami i rozmawiać, a teraz ledwo wymieniamy ze sobą cztery sms'y dziennie. O reszcie już nie wspomnę – przytuliłam ją do siebie aby wiedziała, że ma we mnie wsparcie.
- Porozmawiaj z nim, może ma jakiś problem? – zaproponowałam, a blondynka potaknęła.
- Dziękuję, ale nie wiem czy to coś zmieni. Harry jest strasznie upa... – nie dokończyła, bo przerwało jej ciche pukanie do drzwi mojego pokoju.
- Proszę.
- Hej. Nie przeszkadzam? – Ryan, wychylił głowę zza brązowych drzwi.
-Nie, skąd. Pakuj się do środka – posłałam mu szeroki uśmiech i gestem ręki zaprosiłam do pomieszczenia. Blondyn pojechał wózkiem koło łóżka i tam się zatrzymał.
- Wy się jeszcze nie znacie. To jest Monica – moja najlepsza przyjaciółka, a to Ryan – starszy brat Liama – przedstawiłam ich sobie. Uścisnęli sobie ręce, przy okazji wymieniając się szczerymi uśmiechami. Nie spodziewałam się, że Ryan tak miło powita Moni. Co prawda od kilku dni humor znacznie mu dopisuje, ale trzeba pamiętać, że jest zmienny jak baba podczas okresu.
- Lena, pamiętasz jak mówiłaś mi o tej pracy w domu kultury? – o kurcze, wyskoczył z tym pytaniem jak filip z konopi. Skinęłam głową i dałam mu znak aby kontynuował.
- Jeżeli to nadal aktualne, chciałbym jednak uczyć gry na gitarze – spojrzał na mnie z nadzieją, a ja otworzyłam buzię ze zdziwienia.
- Masz szczęście, nie znaleźli nikogo odpowiedniego. Co Cię skłoniło, by zgodzić się przyjąć tę posadę? – dopytywałam, ponieważ zaczęła zżerać mnie ciekawość, tak jak Monicę dzisiaj.
- Rozmawiałem o tym z psychologiem, Liamem i ciocią Adrianą, no i pomyślałem sobie, że muszę się przełamać. Twoje słowa również dały mi wiele do myślenia, za co bardzo dziękuję.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę – rozłożyłam ramiona i zamknęłam go w krótkim uścisku. Zaśmiał się i pogładził mnie po plecach. Gdy się już od niego oderwałam zorientowałam się, że nie spuszczał wzroku z mojej przyjaciółki, a ona z niego. Przez następne dwie godziny rozmawialiśmy i śmialiśmy się jakbyśmy znali się od lat. Nie wiem co wstąpiło w Ryana, ale gadał z Monicą jak najęty. Byłam co najmniej w szoku.


***


Po kąpieli, owinięta w ręcznik wyszłam z łazienki. W pokoju było ciemno, ponieważ była godzina dwudziesta pierwsza. Zapaliłam światło i podeszłam do komody aby wziąć ubranie do spania.
- No, no ładne mam widoki – usłyszałam gwizdanie, odwróciłam się i zobaczyłam Liama rozłożonego na moim łóżku z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy.
- Chcesz żebym dostała zawału? – zapytałam z wyrzutem i cicho zachichotałam.
- Zawału to mogę dostać ja na twój widok, kochanie – zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu. Dopiero teraz zorientowałam się, że jest bez koszulki. No tak, w końcu trzeba się chwalić kaloryferem na lewo i prawo. Czy on musi być tak kurewsko pociągający?
- Jasne, jasne już mi tak nie słódź, Payne – zabrałam rzeczy i znów zniknęłam za drzwiami łazienki, aby się przebrać. Gdy z niej wyszłam, od razu wpadłam w ramiona Liama, który opierał się o framugę drzwi. Czule pocałował moje czoło i jedną ręką uniósł nad ziemię, okręcając kilka razy wokół własnej osi. Zarzuciłam mu ręce na szyję i cicho pisnęłam.
- Kocham Cię – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
- Ja Ciebie też – już mieliśmy się pocałować, ale przeszkodziło nam pukanie do drzwi.
- Leno, jesteś tam? – oboje zrobiliśmy wielkie oczy, gdy rozpoznaliśmy głos Paula. Nie myśląc dłużej z wielkim oporem wepchnęłam młodego Payne'a do łazienki i poszłam otworzyć.
- Coś się stało? – zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam jego skonsternowaną minę.
- Ktoś jest z tobą w pokoju, bo wydawało mi się, że słyszałem jak z kimś rozmawiasz – o kurde, czy on stoi za drzwiami i mnie szpieguje? 
- Yyy... nie... um... włączyłam telewizor i rozmawiałam przez telefon z moją przyjaciółką, stąd te głosy – zaczęłam się jąkać, trochę zajęło mi wymyślenie odpowiedniego kłamstwa. Mężczyzna cały czas zerkał przez moje ramię do środka.
- Ach, rozumiem. Przepraszam, że Cię niepokoję, ale chciałem to sprawdzić – gdyby tylko wiedział, że właśnie sprzedałam mu najtańszą wymówkę świata.
- Nic nie szkodzi. Wybacz, ale jestem śpiąca i chce się położyć – uśmiechnęłam się najładniej jak tylko potrafiłam, ponieważ chciałam go jak najszybciej spławić.
- Dobranoc, śpij dobrze, Leno – sięgnął po moją dłoń aby ją pocałować, ale nagle zamiast tego zaczął się jej dziwnie przyglądać. O co mu znów chodzi?
- Dlaczego nie nosisz pierścionka zaręczynowego? – w tym momencie miałam nieodpartą ochotę zamknąć mu drzwi przed nosem.
- Um... no wiesz jest bardzo drogi, boje się, że go zgubię, więc nie noszę go na co dzień – kolejne kłamstwo. Tak naprawdę zdjęłam go długi czas temu, bo gdy tylko na niego spojrzałam czułam do siebie obrzydzenie, ale tego nie zauważył aż do teraz. Jego pieprzona spostrzegawczość.
- Gdybyś zgubiła to kupiłbym Ci drugi, pieniądze nie grają żadnej roli, pamiętaj. Dobranoc – pocałował mnie w rękę i poszedł do swojej sypialni. Trzepnęłam drzwiami, mogąc wreszcie odetchnąć z ulgą, że się go pozbyłam.
- Miałem ochotę wyskoczyć i się na niego rzucić – Liam chwycił mnie w talii i mocno przytulił do siebie.
- Serio? Wiesz, że skończyło by się to bardzo źle – jeszcze bardziej się w niego wtuliłam i wyczułam, że jest cały spięty.
- Po prostu nie lubię, gdy się do Ciebie zbliża. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo jest niebezpieczny – delikatnie odsunął mnie od siebie.
- Co masz na myśli mówiąc, że jest niebezpieczny? – spytałam i pogładziłam go po policzku. Zmrużył oczy, wzdychając ciężko.
- To morderca – Payne wymamrotał coś pod nosem kompletnie niezrozumiale.
- Możesz powtórzyć?
- To kłamca – odparł, ale miałam wrażenie, że to nie było to co powiedział wcześniej. Spojrzałam na niego podejrzliwie. Liam, nie mówi mi wszystkiego.
- Ale dość już o nim – powiedział i podniósł mnie z taką łatwością jakbym warzyła tyle co piórko, a następnie położył mnie na łóżku i zawisł nade mną. Pociągnęłam go za łańcuszek z krzyżykiem i złączyliśmy usta w namiętnym pocałunku. Po kilku minutach musieliśmy się od siebie oderwać z powodu braku tchu. Liam musnął jeszcze moją skroń, a później położył się obok mnie. Leżałam wtulona w jego bok, w jego bezpiecznych ramionach. Prawie co wieczór zostaje ze mną dopóki nie zasnę. Oczywiście, liczymy się z tym, że kilka metrów od nas jest Paul, ale czego nie wie to go nie zaboli.



_______________________________________________
Hejka misiaczki :*
Z przykrością informuję was, że do końca zostały już tylko 3 rozdziały + epilog.
Tymczasem piszcie swoje opinię o dwunastce.
Wydało się, że Ian - ojciec Leny jest wspólnikiem Paula. Przyznawać się bez bicia kto z was już wcześniej to przewidział?
Zdradzę wam, że jeszcze zginą co najmniej dwie osoby w porywach do trzech. A kto to będzie, dowiecie się w kolejnych rozdziałach.
Wkurza was Paul jak przeszkadza w momentach Leny i Liama? 
A nikt jeszcze nie pisał nic o Ryanie, więc co o nim myślicie?
Dziękuję za komentarze <3 
Następny najprawdopodobniej w weekend, bo mam teraz masę nauki, ale rozdział jest prawie gotowy tylko będę musiała znaleźć chwilę by go opublikować :)
xx
CZYTASZ = KOMENTUJESZ